Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Te panie plotą? Tak, ale piękno

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Artystki z klubu Anna uwielbiają wystawy. Najnowszą można podziwiać jeszcze przez tydzień w zielonogórskiej bibliotece.
Artystki z klubu Anna uwielbiają wystawy. Najnowszą można podziwiać jeszcze przez tydzień w zielonogórskiej bibliotece. Mariusz Kapała
- Jeden ze zwiedzających błagał mnie abym sprzedała mu moją "Bursztynową zatokę" - Maria Mikuta z klubu tkaniny artystycznej Anna tylko kręci głową. - Jak można sprzedać rok z życia, jak wycenić przeżycia? Te panie plotą? Tak, ale piękno

Najtrudniejszy jest początek. Dokonanie wyboru, od którego zależy najbliższy rok, dwa, a czasem i cztery lata ich życia. Później tygodnie męczarni z dobieraniem odcieni i niepewność. Czy to naprawdę jest to... Gdy zaczynają wyłaniać się kształty, grają kolory coś zaczyna je gnać. Spieszy im się. Chcą jeszcze raz zobaczyć piękno, które było przyczajone gdzieś, tam, w środku. I wtedy zdają się nawet lekko zaskoczone, że potrafiły coś takiego zrobić.
- Nie, tego najważniejszego gobelinu, tej pracy życia, jeszcze nie zrobiłyśmy i to chyba na szczęście - mówią członkinie zielonogórskiego klubu tkaniny artystycznej "Anna". - Bo ciągle szukamy, a jeśli tak wiele jest jeszcze przed nami to ciągle jesteśmy młode. Mamy przyszłość.
A z gobelinem jest jak z dzieckiem. Zazwyczaj najukochańszym, najpiękniejszym jest ten ostatnio wykonany. To przekonanie trwa tak długo, dopóki z ramy nie zejdzie ten kolejny. I ta chwila dumy...

Sztuka na dołku

Spotykamy się w dość dziwnym miejscu jak na świątynię sztuki. W piwnicy siedziby zielonogórskiej policji kojarzonej zawsze z tzw. dołkiem. W pomieszczeniu rozstawione pionowe ramy, a na nich plątanina nitek, spod których wyłaniają się kształty.
- Dlaczego to robimy, dlaczego godzinami, dniami, miesiącami ślęczymy w tej piwnicy? - odpowiada pytaniem na pytanie Stanisława Kutnik. - To taka nasza... terapia zajęciowa. Mały protest przeciwko codzienności. Koimy nerwy, rozluźniamy się, łagodzimy kanty problemów, które czają się tam, za progiem tej naszej piwnicy.
Anna Brożek, założycielka klubu, który właśnie świętuje swoje 25. urodziny, z wypiekami opowiada o odkrywaniu. O tym, że każdy gobelin musi czegoś ją nauczyć. I panie natychmiast chórem dodają, że jest im trudniej niż profesjonalistom, artystom, którzy rozmaitych chwytów, sztuczek uczą się w akademiach i szkołach. One są samoukami, ale dzięki temu przy każdej z prac odkrywają taką swoją Amerykę. I po każdej czują, że są bogatsze. Więcej wiedzą, umieją i więcej przeżyły. Co ważniejsze w tym przeżywaniu były razem.

Tylko parzyć kawę

Anna Gucia przyszła tutaj tylko po to, aby koleżankom parzyć kawę. Jakoś nie czuła w sobie artystycznego powołania, ale nie chciała na rozpoczętej właśnie emeryturze zamknąć życia między oknem i telewizorem. A teraz z dumą pokazuje swój gobelin "Złota jesień". Obsypane złotymi liśćmi drzewo przy leśnym dukcie. Tak, jej życie z pewnością nie jest szare. Także dzięki temu drzewu. Uwierzyła, że potrafi.
- A ja zaczynałam od tego - Elżbieta Ludwiczak pokazuje dziwne, pasiaste, niewielkie kawałki tkanin. Wyglądają trochę jak niedokończone skarpetki. Pani Elżbieta była przedszkolanką i właśnie z najmłodszymi próbowała robić coś na kształt gobelinu. Teraz jak rasowy malarz rozmawiając z nami, co chwilę odchodzi od ramy, aby z pewnego dystansu spojrzeć na swoje dzieło. Wielkie czerwone kwiaty, które powoli wyłaniają się z plątaniny nitek. Jest dobrze.
- Kiedy zrobiłam pierwszy gobelin nie byłam nim zachwycona, te nierówne boki, nieporadnie dobrana kolorystyka - przyznaje pani Anna. - Jednak wiedziałam, że będę robiła to do końca życia. To taka miłość od pierwszego wejrzenia. A zaszczepiła ja we mnie Irena Berlińska. U niej, na ścianie, zobaczyłam po raz pierwszy jak piękna może być tkanina...

Na panią Annę czeka kolejka projektów, które chce zrealizować. Joanna Koprowska z kolei opowiada, że oglądając obraz, który przyciąga jej uwagę, fotografię natychmiast zastanawia się nad tym, czy dałoby się z tego zrobić gobelin. Co chciałaby z tego obrazu wydobyć. Sporym wzięciem cieszą się ilustracje z kalendarza "GL". Potem proszą najczęściej zaprzyjaźnionego Leszka Tomaszuka, który przygotowuje tzw. karton. Ten obraz na ramie posłuży za wzór. Jednak i tak zazwyczaj pozwalają sobie na pewne odstępstwa, wariacje na temat barw i kształtów.
- To nie jest praca mechaniczna, każdego dnia przeżywamy ten tworzony gobelin od początku - dodaje. - Czasem nie mogę w nocy zasnąć, bo myślę o tym jaki dokładnie kolor dobrać. I te kolory mi się śnią. My tworzymy te obrazy.

Może są jakieś inne

Patrzą na siebie i często myślą o sobie jak o... dinozaurach. Jedno z ostatnich stad. Bo nie widać, aby młodzież garnęła się do ram.
- Młode nie mają cierpliwości - tłumaczy Irena Solska. - Ale też i czasu, przecież to życie teraz tak pędzi. Gubią piękno.
Przed laty działający pod auspicjami kiedyś milicji, a dziś policji klub był hermetyczny. Co kilka zdań padało słowo "resort". Później przygarnięto rozpadające się koło gobeliniarskie z Novity... Teraz w Zielonej Górze działa jeszcze "Penelopa" i klub przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Ale to i tak nie sprawia, że gobeliny tworzą coraz młodsze autorki. Może, gdyby inne miały takie warunki jak panie z "Anny", gdyby nie musiały biegać z kata w kąt z ramami...? A może po prostu współczesne kobiety nie mają już takiej potrzeby piękna. Może są jakieś inne? Może to zajęcie jest dla nich za bardzo kobiece?
Tutaj potrzebny jest spokój. Bo przecież tak łatwo się pomylić. I gdy trzeba którąś z prac zabić, spruć, robią to wszystkie. Trzeba przecież pomóc w ciężkich chwilach. Na szczęście błędy zdarzają się coraz rzadziej. W tej piwnicy każdy kolejny gobelin czyni mistrzem.

Kawałki z życia

- To nasza najpiękniejsza wystawa - mówią i z trudem kryją wzruszenie. Bo i w zielonogórskiej bibliotece zawisł kawał ich życia. A raczej kawałki żyć poskładane w całość, w dzieje klubu. Kolejny raz widzą, że potrafią wzruszać. I uwielbiają dyżury w bibliotece, patrzenie na twarzy ludzi, gdy każda chce natychmiast powiedzieć, że to, na co patrzą, zrobiły właśnie one.
- Każdemu podoba się inny gobelin - cieszy się Joanna Koprowska. - Dzieci natychmiast biegną do słoneczników, bo to największa praca. I dziwią się wiszącym u sufitu kompozycjom przestrzennym - "Liany" i "Kaskada". Pewnie dlatego, że są trójwymiarowe. Panie są zachwycone biżuterią ze sznurka.
- Jeden ze zwiedzających błagał mnie wręcz abym sprzedała mu moją "Bursztynową zatokę" - dodaje Maria Mikuta. - Ale po pierwsze nie mogłabym, gdyż obiecałem już wnukom. A zresztą jak tutaj sprzedać rok z życia, jak wycenić nasze przeżycia.
I pani Teresa Janowiak opowiada jak po dwóch latach odwiedziła znajomą, której kiedyś podarowała jeden ze swoich gobelinów. Oniemiała. Już zapomniała jaki był piękny...
A na ramach w piwnicy wiszą kolejne kawałki ich życia. Tego bez kolejek do lekarza, choroby męża i szukających pracy wnuków. I przeplatając ostatnie nitki, wiążąc ostatnie węzły znów są dumne. Bo to piękno było w nich.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska