Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Te winnice nadal tam są!

(mon)
Ten krzew winorośli został posadzony w Australii ponad 130 lat temu.
Ten krzew winorośli został posadzony w Australii ponad 130 lat temu. fot. Archiwum Muzeum Ziemi Lubuskiej
W Australii wciąż rosną i owocują winne krzewy, które w XIX wieku zasadzili polscy i niemieccy emigranci. Czym jeszcze, oprócz winiarstwa, się zajmowali i jak sobie radzili na obcej ziemi? Opowiada Anitta Maksymowicz.

- Węże, gorący klimat, odwrócone pory roku… Polakom i Niemcom, wywodzącym się z okolic dzisiejszego Sulechowa i Babimostu, a także tym, z Dąbrówki Wielkopolskiej, wcale nie tak łatwo było przystosować się do nowego miejsca - zauważa kustosz Muzeum Ziemi Lubuskiej, dr Anitta Maksymowicz. - A trzeba przyznać, że ich życie zmieniło się diametralnie. Musieli przecież dostosować się do warunków, jakie panowały w Australii Południowej.

Najpierw wyemigrowali stąd Niemcy, a dokładniej - luteranie. Oni musieli uciekać przed prześladowaniami religijnymi, ponieważ, jak tłumaczy A. Maksymowicz, zbuntowali się przeciwko królowi pruskiemu, Fryderykowi Wilhelmowi III. - Do tych Niemców przyłączali się później Polacy. Ale oni wyjeżdżali głównie za chlebem - dodaje kustosz.

Już sama podróż na tak odległy kontynent była nie lada wyczynem. Trwała ponad cztery miesiące, a zaczynała się w Cigacicach. Tu emigranci wsiadali na statki rzeczne i płynęli do Hamburga. Stąd - żaglowcami - do nowej ojczyzny.

W Australii w latach 30-tych XIX wieku rosło zapotrzebowanie na produkty winiarskie. Kolonizatorzy brytyjscy szukali więc ludzi, którzy znaliby się na uprawie winorośli. Tu doskonale spisywali się Niemcy. Rząd brytyjski proponował im nawet refundację kosztów podróży. - Warunki mieli tu wręcz wymarzone - opowiada Maksymowicz. - Lekko górzysty teren, dobra gleba i słońce przez cały rok. Nie dziwi więc fakt, że w rejon Barossa Valley, zwany też wówczas Nowym Śląskiem, napływało coraz to więcej osadników. Pierwsze krzewy sprowadzono tu z Kolonii Przylądkowej z Afryki, kolejne - z Europy.

Pochodzący z Klępska August Fiedler przypłynął do Australii w roku 1838. Był gajowym, ale na nowej ziemi najpierw założył karczmę, a dopiero po kilku latach - winnicę i sad. Johann Christian Henschke z dzisiejszych Chociul z zawodu był murarzem. W Australii w 1868 r. kupił dużo ziemi i początkowo obsiewał ją pszenicą. Potem jednak też zainwestował w winorośle i odniósł ogromny sukces. Krzewy, które z kolei przywiózł i zasadził Nicolas Stanitzki, Polak z Dąbrówki Wielkopolskiej, dziś (po 130-150 latach) są już drzewami o okazałych pniach. I co ciekawe, one wciąż owocują!

- Brytyjczycy wręcz zachwycali się wyrobami pruskich winiarzy - opowiada A. Maksymowicz. - Trunki z Australii były bardziej gęste, pełne i znacznie cięższe, niż europejskie. Ale losy tych winnic były różne, jedne przechodziły z ojca na syna. Jak na przykład ta, należąca do rodziny Henschke (prowadzona nieprzerwanie przez pięć pokoleń). Inne natomiast trafiały w ręce zupełnie obcych ludzi - zaznacza kustosz.

Wiele z tych gospodarstw przetrwało do dziś, a ich win można spróbować w każdym zakątku świata.

- Jednak winiarstwo nie było jedynym zajęciem naszych emigrantów - podkreśla Maksymowicz. - Oni, jako rolnicy, doskonale się na tym znali, ale do Australii przybywali też i rzemieślnicy. Tu największą renomę zdobyli głównie stolarze, cieśle i meblarze.

Ci nasi emigranci musieli zaczynać tam od zera. Sami budowali sobie domy i kościoły, sami robili potem ich wyposażenie, jak np. organy. - W każdym domu musiała być też słynna szafa, wykonana przez rodzinę Scheidelów z Sulechowa - opowiada kustosz. - Dzięki temu, że często podpisywali swoje wyroby, jak krzesła czy stoły, wiadomo, że trafiały one też i do klientów z odleglejszych kolonii.

Synowi Kumnicka z Chlastawy wykonywanie mebli nie szło najlepiej, dlatego zainwestował w wytwórnię kijów do krykieta. Jeszcze do lat 50-tych XX wieku tych kijów używała reprezentacja Australii. Dobrze rozwijało się też tkactwo. Sukcesem zakończyła się działalność przędzalnika, Carla Eduarda Kramma ze Świebodzina i pierwszego garncarza na południu kontynentu australijskiego, Carla Berke ze Zbąszynia. Dziś jego wyroby, sygnowane odciskiem kciuka, Australijczycy przechowują w Galerii Narodowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska