Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten ogień nie był od nas

Bożena Bryl Beata Bielecka
Co rusz przy targowisku spotykają się kupcy i radzą, co zrobić, żeby szybko odbudować bazar
Co rusz przy targowisku spotykają się kupcy i radzą, co zrobić, żeby szybko odbudować bazar fot. Bożena Bryl
- Po robocie jeszcze przez godzinę krzątaliśmy się wokół pawilonów i gdybyśmy rzeczywiście zaprószyli ogień, to byłoby go widać - zapewnia Edward Zieniewicz.

- Żona płacze po nocach, bo boi się gniewu ludzi i tego, co się może stać z naszą rodziną - opowiada mężczyzna. Jest emerytem wojskowym i to on opiekuje się trójką dzieci, kiedy ich mama jest w pracy. - Znajomy poprosił mnie i kolegę, żeby uporządkować mu pawilon na bazarze. Chciał połączyć go z zakładem fryzjerskim, który prowadzi jego przyjaciółka.

Fleksem pocięliśmy szczękę, bo trzeba ją było usunąć. Potem jeszcze dobrą godzinę tam byliśmy robiąc pomiary pod dalsze roboty. Nic się nie działo - mówi. Gdy później wezwała go policja i obwiniła o pożar był zdumiony. - Na bazarze nie byliśmy sami, chociaż handlowcy poszli już do domu - wspomina. - Słyszeliśmy inne ekipy remontowe. Jak się potem okazało, tylko nasza obecność została zgłoszona kierownikowi targowiska i dlatego zaraz po pożarze zatrzymano właśnie nas - dodaje.

Prokuratura postawiła zarzut nieumyślnego spowodowania pożaru i wielkich strat. Szacuje się je na ok. 24 mln zł. Oblicza się, że prace mogło stracić ok. 6 tys. osób, bo oprócz handlowców z targowiska żyło ponad 200 taksówkarzy, wielu hurtowników, dostawców i producentów.

Płonął tunel?

E. Zieniewicz z zarzutem się nie zgadza. Akurat o bezpieczeństwie przeciwpożarowym wie wiele, bo przez cztery lata w wojsku tym się zajmował. - Kiedy cięliśmy metal na bazarze, podkładaliśmy betonowe słupki, żeby uniknąć zaprószenia ognia - mówi. - Dodatkowo ciekła jeszcze rura po zdemontowanej umywalce i podłoga była mokra. Nie wyobrażam sobie, żeby w takich warunkach mogło dojść do pożaru po tym jak stamtąd wyszyliśmy - dodaje. Argumentów ma więcej. - Gdyby od nas wyszło zarzewie ognia, to miedziane elementy instalacji stopiłyby się na amen, a są całe. A w sąsiednim pawilonie, oddzielonym tylko ścianką z regipsu, nawet wąż gumowy jest cały.

O niewinności mężczyzn jest przekonany Marian Chomik, który poprosił kolegów o przysługę. Przedstawia swoją wersję zdarzeń. - Prawdopodobnie coś zapaliło się w tunelu pod rzędem stoisk, niedaleko naszego pawilonu. Tym tunelem, który kończy się na nas, płomień doszedł do remontowanego stoiska i wydobył przez szczelinę pod podłogą - uważa.

W telewizji słyszał, że pożar mogły spowodować iskry ze szlifierki. Mówi, że to bzdura, bo takie iskry nie byłyby w stanie podpalić plandeki nad straganem. - Jeśli biegły uzna, że my jesteśmy winni, poszukamy innych ekspertów, żeby ujawnić prawdziwą przyczynę pożaru - zapowiada.

Wina podzielona

- Zrobili z nas kozłów ofiarnych - żali się Edward Zieniewicz
(fot. fot. Bożena Bryl )

Komendant powiatowej straży pożarnej Jacek Konsewicz mówi o dwóch zarzewiach ognia. - Gdy strażacy przyjechali na miejsce, paliło się sześć straganów w dwóch różnych miejscach, oddalonych od siebie o trzy alejki - tłumaczy. - Akcję utrudniały wybuchające butle gazowe, które były na straganach. Siła eksplozji była tak duża, że jednemu ze strażaków podmuch zerwał maskę z twarzy - opowiada. Jest dumny ze swoich ludzi, którzy robili co mogli, żeby ugasić ogień. Ochotnicy z wielu sąsiednich gmin przyjechali, mimo że nie mają tak profesjonalnego sprzętu jak zawodowcy. Przykro im potem było, kiedy słyszeli, że bazar był do uratowania. Komendant zapowiada, że to wszystko wyjaśni komenda główna, która podda ocenie sporządzoną przez lubuskich strażaków analizę pożaru.

Są i tacy, którzy uważają, że i bazarowicze nie są bez winy. Gdyby trzymali się przepisów, to w czasie pożaru na targowisku nie wybuchałyby petardy. A tak iskry z fajerwerków przenosił na kolejne stragany silny wiatr. Wielu też bez zezwolenia miało butle z gazem.

Sporo zarzutów pada pod adresem administratora bazaru - Ośrodka Sportu i Rekreacji z powodu hydrantów. - Ich wydajność była mniejsza niż wymaga tego norma - mówi J. Konsewicz. - Bo te hydranty miały służyć do gaszenia niewielkiego ognia. Nikt się nie spodziewał, że dojdzie do takiego kataklizmu - broni się dyrektor OSiR Mirosław Wrzesiński.

Nie zdradzają szczegółów

Prokuratorzy zmagają się z wielowątkowym śledztwem. Postępowanie trwa. Sprawdzane są wszystkie okoliczności, które mogły doprowadzić do pożaru takich rozmiarów. Trwają przesłuchania, przeglądane są amatorskie filmy zrobione przez mieszkańców w czasie pożaru, analizowane są zalecenia pokontrolne strażaków, którzy w 2003 roku sprawdzali, jak targowisko zostało zabezpieczone przed ewentualnym ogniem i to, czy zostały wykonane.

- Ale jeszcze nie pora na ujawnianie szczegółów, bo to by mogło zaszkodzić dochodzeniu - mówi słubicki prokurator Bolesław Lendzion.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska