Pracuje w stacji ratownictwa górniczo - hutniczego w Sobinie. Dowodzi akcjami, kieruje w sumie 19 osobami. - W domu bywam niezbyt często - opowiada. - W stacji ratownictwa dyżury są długie - dodaje.
W kopalni Rudna pracował pod ziemią od 1977 r. W 1984 r. zaoferował swoją pomoc jako ratownik-ochotnik. Okazało się, że ma umiejętności, charakter i zdrowie. Teraz jest jednym z najstarszych i najbardziej doświadczonych etatowych pracowników stacji.
- W minutę po alarmie trzy zastępy, czyli 15 osób, siedzą w autobusie i jadą w miejsce zdarzenia - opowiada A. Duszeńko. Pod ziemią są po 30-40 minutach. - Dla nas to niewiele, ale dla osoby, która jest za zwaliskiem to cała wieczność - stwierdza. Po latach pracy wie, że nie ma sytuacji beznadziejnych. - Bez względu na to, co by się zdarzyło, trzeba wierzyć, że dotrzemy do żywego człowieka - mówi. - Były sytuacje, że wyciągaliśmy górników z miejsc, gdzie teoretycznie nie powinni przeżyć.
W 1997 r. A. Duszeńko wyszedł cało z katastrofy śmigłowca nad zbiornikiem Żelazny Most. Spadł wtedy z wysokości 40 metrów. Przeżył, ale jeden z jego kolegów zginął. - Nie chcę do tego wracać - mówi.
Co jest najtrudniejsze w pracy? - Moment, kiedy okazuje się, że docieramy do martwej osoby, którą znałem i z którą pracowałem - odpowiada polkowiczanin. Ale swoją pracę kocha, bo nie ma nic piękniejszego, niż ocalić człowieka.
A co ratownik Duszeńko lubi robić w wolnym czasie? Jak zapewnia, najchętniej wspina się na linach po górach, gra w piłkę i w tenisa. Ma 52 lata. Doskonała kondycja to zawodowy obowiązek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?