Hol główny biblioteki im. Norwida. Nagle jedna z osób osuwa się na ziemię. Jest nieprzytomna, nie oddycha, nie ma zachowanych oznak krążenia. Każda sekunda jest na wagę życia. Jeden z pracowników ściąga ze ściany defibrylator. Uruchamia urządzenie, rytm serca powraca, pojawia się wezwana karetka…
Do takiej sytuacji nie doszło, lecz nie jest to scenariusz niemożliwy. Codziennie bibliotekę odwiedza nawet 700 osób, w różnym wieku. Na szczęście w placówce jest już defibrylator - mała skrzyneczka z elektrodami za około 20 tys. zł (choć można go kupić już za kilka tys. zł). Ufundowali go zielonogórscy rotarianie wraz z zaprzyjaźnionym klubem z Niemiec. - Oby nigdy nie był potrzebny - mówi na wszelki wypadek Krzysztof Romankiewicz, szef klubu Rotary. Urządzenie mieści się w małej torebce, która znajduje się na ścianie po prawej stronie od wejścia.
Ze statystyk wynika, że jeśli defibrylator zostanie użyty w ciągu trzech minut od utraty przytomności, pozwala na przeżycie w 75 proc. przypadków. - Na zachodzie jest praktycznie w każdym miejscu użyteczności publicznej, w którym przebywa dużo osób - dodaje Romankiewicz.
- Masaż serca i oddech sztucznie podtrzymują parametry życiowe. A ten sprzęt leczy, powodując prawidłową pracę serca - tłumaczy Krzysztof Niciński, szef zielonogórskiego Sztabu Ratownictwa.
Wraz z Nicińskim sprawdzamy, jak działa defibrylator na modelu treningowym. Po włączeniu urządzenia, słyszymy instrukcję obsługi. Maszyna prowadzi nas krok po kroku. Trzeba przykleić elektrody do ciała (zgodnie z rysunkiem, nie da się pomylić), podłączyć wtyczkę. Co ważne, urządzenie samo dokona analizy rytmu serca i może uznać, że defibrylacja nie jest potrzebna. A po podaniu prądu podpowiada, by wykonywać masaż serca. Aż do przybycia karetki.
- Kilka osób, tzw. liderów, powinno być specjalnie przeszkolonych. Wystarczy kilka minut zajęć - mówi szef ratowników.
W Zielonej Górze jest coraz więcej miejsc, gdzie znajdują się defibrylatory. W różnych budynkach Uniwersytetu Zielonogórskiego - 14 tys. studentów i 1,5 tys. pracowników - jest ich dziewięć. Jeden, ufundowany przez radę rodziców dla uczniów, znajduje się w podstawówce nr 11. Swój defibrylator mają ratownicy. Ze spisu, który znajduje się na stronie Polskiej Rady Resuscytacji wynika, że urządzenia są też m.in. w szkole w Przylepie, OSP w Raculi i Urzędzie Gminy przy ul. Dąbrowskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?