Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Terror i strach na języku polskim

Lucyna Makowska 697 770 399 [email protected]
Skargę pana Andrzeja zbada kuratorium. Polonistka zostanie upomniana. W jaki sposób?
Skargę pana Andrzeja zbada kuratorium. Polonistka zostanie upomniana. W jaki sposób? sxc.hu
Rzucanie w uczniów kluczami, kredą. Wyzwiska żywcem wzięte z ulicy. Naciąganie uszu za rozmowy na lekcjach. To metody wychowawcze polonistki z podstawówki z Nowych Czapli (gmina Trzebiel) - pisze w liście do nas Andrzej Lenard, opiekun 12-letniego Grzesia.

Ten artykuł przeczytacie po wykupieniu abonamentu Piano (9,90 zł/tydzień; 19,90 zł/miesiąc; 199 zł/rok) albo w sobotę, 9 lutego, w papierowym wydaniu "GL".

Czara goryczy przelała się kilka dni temu. Nauczycielka kolejny raz nazwała dzieci debilami, bo nie przyniosły czegoś na zajęcia. Grześ nie wytrzymał i poszedł poskarżyć się dyrektorce. Ze łzami w oczach powiedział, że nie chce, by pani wyzywała go od durni czy ułomnych.

- Grześ opowiada o wszystkim, co dzieje się w szkole. Nieraz mówił, że pani od polskiego potrafi nakręcić ucho, gdy któreś dziecko rozmawia. Albo przydepnąć mu stopę, jeśli wystawi ją poza ławkę - wylicza pan Andrzej. - Gdy 29 stycznia wrócił do domu, przyrzekłem, że jeśli ta kobieta jeszcze raz go dotknie czy obrazi, pójdę do szkoły z policją.

Następnego dnia nauczycielka weszła do klasy i z ironią stwierdziła, że "już zaczyna się bać". Pan Andrzej przypuszcza, że stało się to po rozmowie z dyrektorką. Dodaje, że polonistka rzuca w niegrzecznych uczniów kredą, kluczami, a któregoś dnia na jednym z szóstoklasistów połamała linijkę. Że pastwi się nad tymi, którzy słabiej przyswajają wiedzę, albo dziećmi z "przeszłością".

Grześ chodzi do szóstej klasy, pan Andrzej jest jego wujem i od 12 lat wraz z żoną rodziną zastępczą. - Może i zdarzy mu się przeszkadzać w lekcjach, to bardzo żywe dziecko, ale to nie powód, by go wyzywać czy obrażać - podkreśla. - Los dostatecznie go doświadczył, a nauczyciel zdaje się powinien świecić przykładem! Gdyby nie ta nauczycielka, szkoła byłaby naprawdę przyjazna dzieciom.

Pokątnie potwierdzają to inni rodzice, ale oficjalnie nic nie powiedzą, bo boją się zemsty polonistki. - To mała wieś. Nasze dzieci za chwilę pójdą do gimnazjum, ale młodsze nadal będą tu się uczyły. Nie chcemy, by miały kłopoty - tłumaczą.

Pan Andrzej przerwał zmowę milczenia. W obawie, by dyrekcja nie zamiotła sprawy pod dywan, 1 lutego wysłał skargę do kuratora oświaty. Gdy poinformował o tym szkołę, dyrektorka prosiła o jej wycofanie.

We wtorek odwiedziliśmy podstawówkę w Nowych Czaplach. Polonistka już na wstępie zapewniła, że nie czuje się winna. - Pracuję w szkole od 28 lat i nigdy nie stosowałam żadnych kar, tym bardziej cielesnych. A już do głowy nie przyszłoby mi wyzywać uczniów - broniła się. - To bardzo trudna klasa. Dzieci są niegrzeczne. Przeszkadzają w prowadzeniu zajęć. Na dodatek wszystko, co dzieje się na lekcjach, opowiadają w domach i wiele rzeczy przekręcają.

Zdaniem nauczycielki wszystkie zarzuty są wymyślone przez rodziców, a przydepnięcie nogi chłopcu było przypadkiem.

Dyrektorka Wioletta Konieczna uważa, że coś jednak jest na rzeczy. Po rozmowie z Grzesiem udała się do klasy, przeprowadziła też konfrontację z nauczycielką. - Nie wykluczam, że to niepotrzebne zdanie padło z ust polonistki. Musiało paść... - stwierdza. - To mała szkoła. Uczęszcza do niej 76 dzieci i zależy mi, by czuły się tu dobrze. I jestem przekonana, że tak jest. Świadczy o tym choćby to, że dziecko przyszło wprost do mnie na skargę. To najlepszy wyraz zaufania.

Skargę pana Andrzeja zbada kuratorium. - W trybie kontroli doraźnej - zaznacza Jan Butrym, dyrektor nadzoru pedagogicznego w Lubuskim Kuratorium Oświaty w Gorzowie. - Mamy na to 30 dni.

Konieczna została wezwana do oddziału kuratorium w Żarach. Po powrocie nie kryła zdenerwowania. - Bardzo zależy mi na uzdrowieniu sytuacji, by szkoła, jak dotąd, cieszyła się dobrą opinią w środowisku - dodaje. - Wyciągnęłam wnioski z tego incydentu, nauczycielka poniesie konsekwencje.

Polonistka zostanie upomniana. W jaki sposób? Dyrektorka jeszcze nie wie...

KOMENTARZ

Dyrektorka analizuje sytuację. Sama mówi, że coś jest na rzeczy. Przypuszcza, że polonistce puściły nerwy. Co robi? Niewiele. Z wachlarza kar wybiera naganę z wpisem do akt. Postępowania dyscyplinarnego, zawieszenia czy wydalenia ze szkoły nawet nie rozważa. Choć ma skargę chłopca, a agresję nauczycielki potwierdzają inni uczniowie. Wie, że musi coś zrobić, by uniknąć dyskusji o zamiataniu niewygodnych spraw pod dywan. Jest przecież dyrektorem szkoły. Do tego radną powiatu. Zasiadającą w komisji oświaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska