Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To fachowcy od połowów

Tomasz Krzymiński
- Praca rybaków jeziorowych to loteria, bo nie wiadomo czy coś się złowi. Ostatnio trafiła się ławica tołpyg - opowiada Leszek Zelewski. Obok Albin Kraśniewski.
- Praca rybaków jeziorowych to loteria, bo nie wiadomo czy coś się złowi. Ostatnio trafiła się ławica tołpyg - opowiada Leszek Zelewski. Obok Albin Kraśniewski. fot. Tomasz Krzymiński
Albin Kraśniewski i Leszek Zelewski to kontynuatorzy rybackiej tradycji swoich rodzin.

Pierwszy choć na emeryturze, nadal pomaga w gospodarstwie rybackim, drugi kieruje odłowami.

Teraz rybacy mają mnóstwo pracy zaczęły się jesienne odłowy. Będą schodzić na wodę, dopóki nie pokryje jej lód. Z Jeziora Sławskiego mają wyłowić około 10 - 12 ton ryb.

W wakacje pracował

A. Kraśniewski rybactwo ma w genach, na wodzie przepracował 40 lat. - Rybakiem był ojciec i dziadek, więc i ja nim zostałem - opowiada. - Nawet syn skończył szkołę rybacką i zaczął się parać tym zajęciem. Ale kiedy przyszła transformacja zmienił branżę. Bo to już nie te czasy, co kiedyś.

Rybak jest już na emeryturze, ale ciągle pojawia się w sławskim gospodarstwie, by pomóc. - Zaczynałem jako dziecko, pływałem na odłowy z ojcem - wspomina. - Kiedy inni mieli wakacje, ja pracowałem rozkładając sieci.

Do Sławy Kraśniewscy przywędrowali z Wielkopolski. - My z ojcem łowiliśmy głównie na naszym jeziorze - dodaje. - Dziadek w Wielkopolsce. Czasem opowiadał mi, jak woził raki do hrabiego.

Choć rybactwa uczył się od przodków, skończył też specjalistyczną szkołę w Sierkowie pod Poznaniem. - Też się tam uczyłem - opowiada L. Zelewski, w jego rodzinie rybakiem był między innymi ojciec. - Prezentowali nam techniki łowienia, budowę sprzętu. Uczyli nawet hodowli ryb. Poznaliśmy też łacinę, bo tej nie brakuje w rybactwie.

Mało ich zostało

Jak mówią, teraz w ich zawód wykonują nieliczni. - Bo to już nie te czasy, kiedyś łowiło się po 60 ton ryb, teraz 20 proc. z tego - opowiadają. - A i teraz nie trzeba tylu ludzi do roboty, co kiedyś.

Jak mówią ich praca to loteria. - W tym roku za pierwszym zaciągiem złowiliśmy z 30 kilogramów ryb, za drugim 50, a dopiero za trzecim około dwóch ton, głównie tołpyg - mówi szef sławskiego gospodarstwa rybackiego Piotr Olechnowski. - Ale zdarzały się kiepskie odłowy w poprzednich latach. Jednego razu w 800 - metrową sieć wpadły raptem cztery leszcze. A dwa tygodnie później prawie 15 ton.

Większość odławianych ryb trafia na zarybienia między innymi do kół wędkarskich. Gospodarstwo ma stałych odbiorców i to z odległych stron. A tołpygi sprzedawane są na bieżąco wszystkim zainteresowanym. - Żadna przetwórnia ich nie odbiera, a że są tanie, to chętnych nie brakuje - mówią rybacy.

- A ryby wyglądają imponująco, zostały nam takie sztuki po 20 - 25 kilogramów - zachwala L. Zelewski. - Są doskonałe do wędzenia lub marynowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska