Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To "Gazeta Lubuska" nas wyswatała

Małgorzata Ziętek 97 722 57 72 [email protected]
- Wszystko zaczęło się od „Gazety Lubuskiej” i czekoladek w tym blaszanym serduszku - mówi gazetowa para Teresa i Ryszard
- Wszystko zaczęło się od „Gazety Lubuskiej” i czekoladek w tym blaszanym serduszku - mówi gazetowa para Teresa i Ryszard Małgorzata Ziętek
On dla niej rzucił wojaże po Europie. Ona twierdzi, że go sobie wywróżyła. - Ale to dzięki ogłoszeniu w "Gazecie Lubuskiej" teraz jesteśmy razem - podkreślają zgodnie Teresa i Ryszard Chełminiakowie.

Gdy się spotykamy, właśnie mija miesiąc od dnia, gdy dzięki rubryce "We dwoje" w pałacyku przy ul. Kazimierza Wielkiego w Gorzowie założyli sobie obrączki. Mimo dojrzałego wieku (ona 56 lat, on 52), emanują młodzieńczym uczuciem. Ona intryguje egzotycznym strojem. On rozczula błyskiem, jaki zapala mu się w oczach, gdy na nią patrzy. W ich małym mieszkanku na os. Staszica unosi się egzotyczny zapach kadzidełek.

- Bo Tereska je lubi, a ja do nich przywykłem - śmieje się pan Ryszard. I przyznaje, że uwielbia w żonie tę nutkę ezoteryzmu. Podoba mu się, gdy czasami wróży z kart i zna się na numerologii.

- Jego też sobie wywróżyłam. Bo jest dokładnie taki, jakiego zamówiłam - śmieje się pani Teresa i wyciąga z szuflady zwinięty jak papirus czerwony kawałek papieru. Ozdobnymi literami napisała na nim, że jej drugi mąż będzie miał samochód, brązowe oczy, pokaźny wzrost, szczupłą figurę, poczucie humoru i nie będzie palił. - I dokładnie taki jest. Tylko z ostatnim się nie udało, bo czasami sobie papieroska zapali - żartobliwie karci męża pani Teresa.

Do szukania drugiej połowy w naszej rubryce "We dwoje" nakłoniła ją koleżanka z Santoka. Też za pośrednictwem "GL" znalazła ukochanego, z którym od prawie roku jest już razem. - Ale ja na swojego księcia nie od razu natrafiłam. Bo Ryszard dopiero po siódmym ogłoszeniu do mnie zadzwonił - wspomina pani Teresa. Mąż zdradza, że do szukania partnerki w gazecie namówił go szwagier. Tak długo marudził, żeby zerknął na ogłoszenie, aż dopiął swego.

- Jej ogłoszenie chwyciło mnie za serce. Pisała, że jest samotna. I że idą święta, których nie chce spędzić sama. No i nie spędziła, tyle że nie Bożego Narodzenia, a dopiero Wielkanocnych, bo krótko przed nimi żeśmy się poznali - wspomina Ryszard. - A ja to się z nim troszkę droczyłam. Jak przysłał zdjęcie na telefonie, odpisałam, że jest za stary. Ale jak go na żywo zobaczyłam, od razu zaiskrzyło.

Stanął w drzwiach taki postawny, z pudełkiem czekoladek w kształcie serduszka i spytał, czy mu się podobam. To było 6 marca, a 7 kwietnia, w Wielką Sobotę, przyjęłam jego oświadczyny. No a już 29 czerwca odbył się nasz ślub, właśnie taki, jaki sobie wymarzyłam. Ze spadającym na głowę ryżem, drobniakami i płatkami najprawdziwszych róż - wspomina pani Teresa.

Obrączki włożyli sobie na palce w pałacyku ślubów przy ul. Kazimierza Wielkiego. A kameralne przyjęcie weselne było w jej mieszkanku na Staszica. - A całą weselną ucztę upichcił Rysio sam, ja z koleżanką tylko sałatki zrobiłam. Dziś też na obiad zrobił ruskie i znajome aż zazdroszczą, że taki robotny mi się trafił - śmieje się pani Teresa. Przyznaje, że po ogłoszeniach w gazecie aż 500 mężczyzn zadzwoniło, spotkała się z 16, ale to właśnie Ryszarda wybrała.

- Chyba dlatego, że wszyscy byli z Zielonej Góry, a tylko on jeden napisał, że mieszka w gminie Nowogród Bobrzański. No i tym innym niż wszyscy pochodzeniem mnie zaintrygował - śmieje się pani Teresa. Dla niej przyszły mąż przeprowadził się do Gorzowa i zrezygnował z posady kierowcy, bo jeżdżąc po Europie, w domu byłby tylko gościem.

Tego, że z zielonogórzanina stał się gorzowianinem, nie żałuje, bo z nadwarciańskim miastem ma bardzo miłe wspomnienia. - Rok i dwa miesiące w dawnej jednostce przy Chopina odsłużyłem i często pamięcią do czasu wojska wracam - wyznaje pan Ryszard, obejmując żonę. Gdy rozmawiamy, właśnie czeka na telefon z firmy, gdzie ma nadzieję dostać zatrudnienie.

Choć od momentu poznania do ślubu minęły tylko trzy miesiące, wcale nie uważają, że to za szybko. - Przecież nie mamy po 20 lat, żeby czekać nie wiadomo ile. Bo i po co? - mówią z błyskiem w oku gazetowi małżonkowie. Oboje uwielbiają długie spacery, dobrą kuchnię i "GL", która ich połączyła. Pan Ryszard lekturę zawsze zaczyna od sportu, a żona czyta gazetę od deski do deski.

- Ostatnio zaciekawił mnie reportaż o pralni, bo tak jak skarżąca się na nią kobieta, też miałam z pralnią przeprawę. Ostatnio źle pościel mi wyprali i reklamację składałam. Zresztą wszystkie teksty w gazecie są fajne i nic bym w niej nie zmieniła. A już rubryki "We dwoje" niech nikt nie waży się nawet ruszać - prosi pani Teresa.

Dowodem sympatii do "GL" jest również stojący w kredensie serwis kawowy z gazety. - Koleżanka dostała go za wytrwałość w prenumeracie i połowę zastawy nam sprezentowała. No i teraz pijemy kawkę w filiżankach, z których kukają na nas napisy Żary, Paradyż, Gorzów i Rokitno - śmieje się pani domu.

Gdy przed wyjściem pytam, czego mam życzyć młodej parze, zgodnie mówią, że zdrowia, bo szczęście już do nich zapukało. - I to dzięki "Gazecie Lubuskiej". Bo można powiedzieć, że to ona nas wyswatała - podkreślają Chełminiakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska