To jeszcze nie koniec kłopotów ze stadem świń hodowanych wokół dworku w Zawiszy. Zabiedzone zwierzęta po interwencji "GL" mają wodę i nie cierpią pragnienia.
Jednak ich stan potwierdza przypuszczenia, że od dawna nie dostały normalnej karmy dla zwierząt. Biegają samopas, są wychudzone.
W ubiegłym tygodniu do urzędu gminy dotarły głosy mieszkańców Zawiszy - w sprawie złego stanu zwierząt w hodowli. - Znając problem wezwaliśmy policję oraz przedstawiciela powiatowego inspektoratu weterynarii - informuje wójt Zbigniew Woch.
Stanowcze kroki
Weterynarz widząc stan jednej ze świń zdecydował o jej uśpieniu. - Znaleziono ślady po pogryzieniu przez psy z hodowli - mówi wójt. Te również były wychudzone i to z głodu zaczęły atakować świnie. W rezultacie psy trafiły do schroniska.
Nadzorująca hodowlę Barbara Jabłońska zapewnia, że zwierzętom nic nie było. - Jestem jednak oburzona, że uśpiona świnia leżała porzucona na podwórzu od piątku.
Wczoraj firma zajmująca się utylizacją padliny zabrała martwą świnię. Koszt pokryje gminna kasa. Ale wójt Woch ostrzega, że sprawa opieki nad psami to problem jego właściciela. - W tym przypadku koszty utrzymania psów w schronisku spadną na panią Jabłońską - mówi Z. Woch.
B. Jabłońska przekonuje, że psy były zadbane. - Niczego im nie brakowało - mówi ze łzami w oczach.
Wójt zapewnia, że zwierzęta w hodowli są wychudzone, niektóre pokąsane przez psy. - Nie mogą się tak dalej męczyć, musieliśmy podjąć stanowcze kroki - dodaje szef gminy.
Same problemy
Problemy związane ze stadem piętrzą się. Gmina chciała pomoc w sprzedaży świń. Wczoraj do urzędu zgłosił się jednak pełnomocnik B. Jabłońskiej. Zapewnił, że poradzi sobie ze sprzedażą stada.
B. Jabłońska sama zobowiązała się do jak najszybszego rozwiązania problemu. Urzędnicy jeszcze kilka dni poczekają. Dziś ma pojawić się potencjalny klient i świnie mają zostać sprzedane.
Jeżeli stado nadal będzie w Zawiszy, urząd bierze pod uwagę dwa rozwiązania. Pierwszym jest przejęcie świń przez gminę. - Wtedy sami już zajmiemy się sprzedażą zwierząt - wyjaśnia wójt. Drugie wyjście to uśpienie całego zabiedzonego stada. - Zwierzęta nie mogą dalej się męczyć, ale zrobimy wszystko, żeby nie trzeba było ich usypiać - mówi Z. Woch.
B. Jabłońska rozkłada ręce patrząc na swoje stado. Pomagający jej w hodowli Niemiec przed kilkoma dniami, nocą, bez słowa pożegnania wywiózł część zwierzaków i zniknął. - Zostawił mnie z problemem i długami, zostałam okradziona - płacze kobieta.
Niedawno do B. Jabłońskiej przyjechał nieznajomy mężczyzna. - Był jasnym autem, powiedział tylko, żebym uważała na siebie, bo coś mi grozi i odjechał - wspomina wystraszona kobieta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?