Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Andrzej Zarzecki nie żyje" - informuje Gazeta Lubuska z 1993 r. "Oglądam ten film i mówię: Andrzej, nie jedź!"

Michał Korn
Michał Korn
Wideo
od 12 lat
31 lat temu świat żużla zamarł. 24 marca 1993 roku dotarła do nas tragiczna informacja o śmierci Andrzeja Zarzeckiego. To była środa. Trzy dni wcześniej zawodnik doznał poważnych obrażeń na skutek wypadku, do którego doszło na torze w Zielonej Górze. Miał 22 lata. - Dla mnie był jedyną nadzieją na lepszą przyszłość polskiego żużla - mówił Stanisław Bazela, kierownik młodzieżowej reprezentacji Polski. - Widzi pan? Andrzej by wygrał bez problemu. Nie mógł wiedzieć, że za chwilę coś w niego z takim impetem uderzy - dodaje z kolei Pan Andrzej, kibic z Zielonej Góry.

Spis treści

U progu sezonu 1993 Andrzej Zarzecki wkraczał w wiek seniora. Miał już na koncie pierwszy ligowy komplet punktów i kilka sukcesów w rywalizacji juniorów: brązowe medale młodzieżowych indywidualnych mistrzostw Polski (1992) i młodzieżowych mistrzostw Polski par klubowych (1991, 1992), drugie miejsce w finale Srebrnego Kasku (1991). Do tego drużynowe mistrzostwo Polski z Morawskim Zielona Góra (1991) - mówi ktoś.

Ten cholerny piąty bieg

Jest niedziela, 21 marca 1993 roku. Morawski podejmuje Unię Leszno w meczu sparingowym. Zawody rejestruje Zielonogórska Telewizja Przewodowa. W piątym biegu przed taśmą startową stają (od krawężnika): Paweł Jąder, Maciej Jaworek, Dariusz Łowicki i Andrzej Zarzecki. Na trudnym, śliskim, miejscami zmarzniętym torze prowadzi para Jaworek - Zarzecki przed Jąderem i Łowickim. Na drugim łuku jadący przy krawężniku Jaworek ma mały kłopot z uślizgiem tylnego koła, ale szybko opanowuje sytuację. Niestety, w jego motocykl uderza Jąder, wypuszcza z rąk swoją maszynę, a ta przednim kołem uderza w Zarzeckiego, taranuje go i wgniata w bandę.

Czytaj również:

Rzuca do mnie: "Pamięta pan Zarzeckiego?"

Pana Andrzeja, 60-letniego kibica żużla z Zielonej Góry spotykam podczas jednego z meczów Falubazu na W69. Robię mu pamiątkowe zdjęcie z synem. Na torze trwa akurat przerwa, chwilę rozmawiamy. Pyta mnie, czy pamiętam Zarzeckiego. Mówię mu, że kiedy zmarł miałem cztery lata, ale dobrze znam jego historię. Co roku na łamach "Gazety Lubuskiej" go wspominamy. I pokazuję mu na smartfonie artykuł, gdzie można również obejrzeć film z tego biegu.

Sekunda po sekundzie. Moment wypadku żużlowców w czasie sparingu KS Morawski - Unia Leszno.

"Andrzej Zarzecki nie żyje" - informuje Gazeta Lubuska z 199...

"Andrzej, nie jedź. Ale i tym razem Andrzej jedzie". I nie ma szczęśliwego zakończenia

- Niech pan poczeka, obejrzyjmy do końca. O tutaj, widzi pan? Andrzej by wygrał ten bieg bez problemu. Już wychodził na prowadzenie. Nie mógł wiedzieć, że za chwilę coś w niego z takim impetem uderzy. Nie miał szans. Wystarczyła sekunda, dwie więcej. Uciekłby przed tym motocyklem. Oglądam ten film setny raz. I wie pan, co jest najgorsze? Że i tym razem nie będzie szczęśliwego zakończenia. Widzę, jak panowie stają pod taśmą i sam łapię się na tym, że mówię do ekranu: "Andrzej, nie jedź. Odjedź od taśmy, ustaw się centymetr z prawej lub z lewej. Niech szlag trafi twój motocykl. Niech początek tego biegu potoczy się inaczej". Ale i tym razem Andrzej jedzie... Wielkie emocje, ścisk w żołądku, moment wypadku, czasami łzy, a później pustka i cisza. Nie wiem, dlaczego tak to przeżywam, nie byłem z nim nawet na "ty". Po prostu widziałem ten wypadek i on tak mocno we mnie siedzi. Zarzecki na pewno był w stanie napisać piękną historię żużla. Własną historię i dziś byłby jednym z najlepszych. Gdyby nie ten przeklęty bieg... - wspomina Andrzej Żolski, 61-letni kibic z Zielonej Góry.

Wypadek Andrzeja Zarzeckiego - film

od 12 lat

Uśmiech z jego twarzy szybko znika. I już się nie pojawia

Pan Michał Fernik mieszka przy ulicy Chmielnej w Zielonej Górze. Spotykamy się dość często na "dzień dobry". Ja wyprowadzam swoją goldenkę, on swojego labradora. W końcu, któregoś razu zapytałem o Zarzeckiego. Przecież musiał coś pamiętać.
- Niech pan mnie nie obraża - rzuca z błyskiem w oku. To tak jakby zapytać zielonogórzanina, czy wie, co to jest żużel - zaczyna z uśmiechem. Ale ten uśmiech z jego twarzy szybko znika. I już się nie pojawia w naszej rozmowie.

- Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Nie lubię do tego wracać. W tym biegu mieliśmy splot następujących po sobie zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca. Ktoś powie, że to piękny, ale niebezpieczny sport. Bzdura! Kiedy ktoś ginie, to już nie jest sport. Ile osób musiało zginąć, żebyśmy dzisiaj mieli dmuchane bandy? Zresztą bandy to jedynie kropla w morzu, mała bzdura wokół tego wszystkiego. Plastron, kask, bardzo istotna rola nowych technologii, zabezpieczenia w motocyklach. Trochę się znam, bo jestem emerytowanym mechanikiem. To wszystko i tak nie daje stuprocentowej gwarancji bezpieczeństwa. Dlatego pokora w tym sporcie i odwaga są bardzo ważne. Bez nich sukces trudno osiągnąć. Andrzej to miał, ale miał też ogromnego pecha. Powiem panu, że te trzydzieści lat temu, w tamtym czasie miało się wrażenie, panowało przeświadczenie, że jak zawodnicy ruszali spod taśmy, to jakoś to będzie, jakoś dojadą, oby tylko cało. I większość dojeżdżała, pozostali nie mieli tyle szczęścia. Ale takie wtedy były czasy, tamtejszy poziom bezpieczeństwa w ogóle w sporcie był trochę ich wyznacznikiem - kończy myśl pan Michał przez dłuższą chwilę nie podnosząc głowy.

A jak to się wszystko potoczyło od momentu wypadku Zarzeckiego, kibice żużla doskonale wiedzą...

Tytuł: "Andrzej Zarzecki nie żyje"

"Andrzej Zarzecki nie żyje" - taki tytuł znaleźli Czytelnicy na pierwszej stronie „Gazety Lubuskiej” w czwartek, 25 marca 1993 roku.

"Wczoraj o godzinie 4.15 rano w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze zmarł 22-letni żużlowiec KS Morawski - Andrzej Zarzecki. We wtorek w godzinach południowych stan A. Zarzeckiego zaczął się pogarszać, co objawiało się narastającą dusznością, sinicą i niewydolnością układu oddechowego. Żużlowca przetransportowano na oddział intensywnej terapii."

Informacja o śmierci Andrzeja Zarzeckiego na łamach czwartkowego (z 25 marca 1993 roku) wydania "Gazety Lubuskiej".
Informacja o śmierci Andrzeja Zarzeckiego na łamach czwartkowego (z 25 marca 1993 roku) wydania "Gazety Lubuskiej". Archiwum

W niedzielę, 21 marca 1993 roku zawodnik uczestniczył w groźnym karambolu na zielonogórskim torze podczas sparringowego spotkania z Unią Leszno. Wstępne badania wykazały złamanie kości łopatki, prawego obojczyka, krwiak i odmę prawego płuca. Obrażenia stwierdzono również w klatce piersiowej. Początkowo A. Zarzecki przebywał na oddziale chirurgii, jednak już w poniedziałek (22 marca) zawodnika przewieziono na wydział torakochirurgiczny.

We wtorek (23 marca) w godzinach południowych stan A. Zarzeckiego zaczął się pogarszać, co objawiało się narastającą dusznością, sinicą i niewydolnością układu oddechowego. Żużlowca przetransportowano na oddział intensywnej terapii. Mimo usilnych starań lekarzy, zawodnika nie udało się utrzymać przy życiu.

Jak nas poinformował lekarz klubowy (również lekarz wojewódzki) zielonogórskich żużlowców - Lesław Mądry, nie można jednoznacznie określić, co było przyczyną zgonu, a odpowiedź na to pytanie da sekcja zwłok”.

Medycyna przegrała walkę o życie młodego żużlowca...

Pod artykułem, w ramce, zamieszczony został tekst Alicji Skowrońskiej: „W środę medycyna przegrała walkę o życie młodego żużlowca...

Andrzej Zarzecki (1971-1993).
Andrzej Zarzecki (1971-1993). Stanisław Malas/„Tygodnik Żużlowy” nr 29(86), 1992

Andrzej Zarzecki debiutował w meczu ligowym podczas wyjazdowego spotkania z Unią Leszno (...). Jego idolem był Andrzej Huszcza, któremu chciał dorównać. I osiągnąć więcej! Nie zdążył... Zdążył tylko pokazać, że drzemią w Nim ogromne możliwości, że najprędzej pojął zasady profesjonalizmu, które miał potwierdzić wynikami.

Jeszcze niedawno opowiadał, jaki był szczęśliwy, że dostępował zaszczytu reprezentowania barw narodowych. Z jakim wzruszeniem opowiadał, gdy jako reprezentant Polski wyjeżdżał na test-mecze juniorów. Że mógł być w domu - muzeum żywej legendy speedway’a Ole Olsena. Słyszę jego słowa, gdy mówił: Chociażby dla takiej chwili warto było zaczynać jeździć na żużlu!

Nazywano Go „Tygrysem”. Nie utożsamiał się z tym pseudonimem. Prosił, abym zaapelowała do kibiców o inny przydomek, jeżeli musiał być nazywany inaczej niż Andrzej. Nie zdążyłam...”.

"Medycyna przegrała walkę o życie młodego żużlowca" - głosi bardzo wymowny wpis z archiwum "Gazety Lubuskiej" (25
"Medycyna przegrała walkę o życie młodego żużlowca" - głosi bardzo wymowny wpis z archiwum "Gazety Lubuskiej" (25 marca 1993). Archiwum

Co było przyczyną śmierci?

W piątek, 26 marca, także na pierwszej stronie, „Gazeta Lubuska” pisała:

Jak poinformowała wczoraj Prokuratura Rejonowa w Zielonej Górze, 25 bm. odbyła się sekcja zwłok tragicznie zmarłego żużlowca Andrzeja Zarzeckiego z KS Morawski. Przyczyną zgonu, jak głosi komunikat lekarski, były rozległe uszkodzenia dwóch płatów jednego płuca oraz inne poważne obrażenia, doznane w następstwie wypadku podczas zawodów na torze.

Sekunda po sekundzie. Moment wypadku żużlowców w czasie sparingu KS Morawski - Unia Leszno.
Sekunda po sekundzie. Moment wypadku żużlowców w czasie sparingu KS Morawski - Unia Leszno. screen wideo z archiwum ZTP

Na pytanie „Gazety Lubuskiej” szef Prokuratury Rejonowej - prok. Marek Borzym powiedział, iż na podstawie wiadomości, którymi dysponuje prokuratura, nie ma w tej chwili wskazań do wszczęcia postępowania z urzędu w sprawie okoliczności śmierci Andrzeja Zarzeckiego”.

"Był jedyną nadzieją na lepszą przyszłość polskiego żużla"

W sobotę, 27 marca, w dniu pogrzebu, w „Gazecie Lubuskiej” ukazał się kolejny artykuł Alicji Skowrońskiej. Dziennikarka cytowała Stanisława Bazelę z Łodzi, kierownika młodzieżowej reprezentacji Polski, który o Zarzeckim powiedział tak:

To był mój pupil, dokładnie go poznałem podczas wspólnych wyjazdów. Wielokrotnie podkreślał, że oddałby wszystko, żeby jeździć z najlepszymi, od których mógłby się jeszcze uczyć. Dla mnie osobiście był jedyną nadzieją na lepszą przyszłość polskiego żużla. Teraz takiej nadziei już nie mam...”.

Andrzej Zarzecki został pochowany na cmentarzu w Pomorsku. W ceremonii żałobnej, którą prowadził ksiądz prałat Konrad Herrmann, uczestniczyły tysiące osób. Kibice z Zielonej Góry mogli jechać na pogrzeb żużlowca specjalnie podstawionymi autobusami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska