Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie "dżołk" ani żaden "lol"

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
- Mimo plam na języku jestem optymistą. Wierzę, że polszczyzna będzie się rozwijała w dobrym kierunku - mówi Dominik Łukowiak ze Świebodzina, uczeń I LO w Zielonej Górze.
- Mimo plam na języku jestem optymistą. Wierzę, że polszczyzna będzie się rozwijała w dobrym kierunku - mówi Dominik Łukowiak ze Świebodzina, uczeń I LO w Zielonej Górze. Mariusz Kapała
Młodzi mówią "lol", "dżołk", a starsi robią wielkie oczy. Ale język zmienia się nie tylko z powodu angielszczyzny. Opowiada nam o tym licealista Dominik Łukowiak ze Świebodzina, autor najlepszej w Polsce pracy językoznawczej.

Jak oni mówią? Ja nic nie rozumiem - żali się Stanisława Maj-Kowalska z Zielonej Góry. - Zawsze było tak, że młodzi mieli swoją gadkę, ale dziś przepaść między nimi a nami, emerytami jest ogromna. Im chyba w ogóle na języku nie zależy.

- A zależy, zależy - słyszymy w I LO w Zielonej Górze, gdzie spotykamy Dominika Łukowiaka, który podąża śladami prof. Jana Miodka. Bada język, publikuje w wydawnictwach naukowych. Jako jedna z 20 osób w kraju został zakwalifikowany do zaprezentowania swojej pracy naukowej z zakresu językoznawstwa w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. Jego rozprawa "Papież założył piuskę i zjadł napoleonkę" została uznana za najlepszą pracę językoznawczą w czasie ostatniej Olimpiady Literatury i Języka Polskiego.

- Dotyczyła przekształcania nazw ludzi i miejsc w wyrazy pospolite - mówi skromnie Dominik.

Piuska to mała, okrągła czapeczka, nazwa wzięła się od papieża Piusa. Ciastko napoleonka pochodzi od Napoleona. Osoba nosząca okulary to w slangu młodzieżowym hilarówka. To nawiązanie do wiersza "Pan Hilary" Juliana Tuwima. Nieszczęśnik, pechowiec to piszczyk, od nazwiska bohatera powieści "Sześć wcieleń Jana Piszczyka" Stefana Stawińskiego.

Skąd u Dominika takie zainteresowania? Może to rodzinna tradycja?
- Mama jest lekarzem, a tato inżynierem. A ja? No, tak się złożyło. Rodzice chcieliby, żebym poszedł na prawo - przyznaje Dominik. - Kto wie? Może wybiorę polonistykę i prawo jednocześnie?

Jedno jest pewne: maturą z polskiego nie musi się przejmować. Jako laureat olimpiady ma ją z głowy. Zarówno część pisemną, jak i ustną. I indeks najlepszych uniwersytetów w kieszeni.

Dominik podkreśla, że językiem w dużej mierze zainteresował się za sprawą nauczycieli.
- Zawsze miałem do nich szczęście. I w podstawówce, i w gimnazjum w Świebodzinie - mówi. - A już teraz, w I LO w Zielonej Górze, dzięki doktor Bożenie Sicińskiej jeszcze bardziej zafascynowało mnie językoznawstwo.

Czy najbardziej powinna nas niepokoić przesadna angielszczyzna? Zdaniem Dominika tak, choć groźna dla języka jest też jego wulgaryzacja. Wracając do obcych słów, dziś już nazwa firmy niekoniecznie musi się kończyć na "x". Ale nie tylko z rozwojem technologii wkradają się do naszej mowy angielskie wyrazy. Przez nie trudniej porozumieć się młodym osobom ze starszymi. Nie wszyscy wiedzą, że popularne wśród młodzieży słowo "dżołk" (od angielskiego joke) oznacza żart, kawał. Że jeszcze częściej używany wyraz "lol" (dużo śmiechu) to nic innego, jak wyrażenie dezaprobaty (ale to żałosne). "Noob" to określenie fajtłapy, żółtodzioba, a "yolo" przetłumaczyć można jako: wyluzuj, żyje się tylko raz!

Angielszczyzna wkrada się też w nasze życie zawodowe. W wielu firmach organizuje się "eventy" (z ang. zaplanowane w jakimś celu wydarzenie). Dziennikarzy nie zaprasza się już na konferencję prasową, lecz na "briefing", a termin końcowy to "dedlajn" (z ang. deadline - linia śmierci, czyli finalny termin).

- Owszem, tam, gdzie nie możemy zastąpić polskim odpowiednikiem, używajmy obcych słów. Ale nie korzystajmy z tego nadmiernie - podkreśla Dominik. I dodaje, że we wszystkim, także w języku, wskazany jest umiar. Co postulował już Mikołaj Rej: "Albowiem w każdej rzeczy trzeba czasu i miary używać".

Nie drażni go za to stosowane często przez młodych słowo "sorry".
- Według mnie "przepraszam" ma większą wagę i używane jest w stosunku do osób starszych. Kiedy szturchnę niechcący kolegę, mówię właśnie "sorry" - zauważa maturzysta.

Z kultury anglosaskiej przenosimy też na nasz grunt pewne językowe zachowania. Mówimy do siebie: miłego dnia! To sympatyczne, ale nie jest to nasza tradycja językowa.

- Obserwuję też skracanie dystansu. Łatwiej dziś przechodzi się nam na ty - zwraca uwagę Dominik. - W wielu programach telewizyjnych młody prowadzący mówi po imieniu do uczestników teleturnieju czy dyskusji. Często, zwłaszcza starsze osoby, odbierają to jako nietakt.

Najgorsze jest jednak to, że zaciera się granica między tym, co potoczne, a tym, co wulgarne.
- Nawet w telewizji nie cenzuruje się już słowa "zajebisty", a przecież to wyraz pochodny od "jeb..." - podkreśla Dominik. - A skoro tam jest to dopuszczalne, skoro mówią tak muzyczne gwiazdy podczas koncertów, skoro we współczesnych książkach także spotykamy to słowo, to dlaczego ja miałbym nie używać tego określenia? No i mamy, co mamy. Wulgaryzmy przestały być powodem do wstydu.

Okazuje się, że tym jednym, wspomnianym wyżej słowem można nazwać wiele rzeczy, stanów. Można tworzyć rzeczowniki, czasowniki, przymiotniki, przysłówki, imiesłowy...
Przez lata uważało się, że to mężczyźni częściej przeklinają. Większe było przyzwolenie, bo i panom od wieków więcej wypadało. Dziś - zdaniem starszych osób - prym w wulgaryzmach wiodą młode dziewczęta. Klną na ulicy, w autobusie, sklepie. I zmuszają ludzi do słuchania tego.

Na pewno wpływ na zmiany w języku ma nowy sposób komunikacji. Piszemy krótko i szybko. SMS-y, emaile. I tu znów możemy zauważyć przepaść między wnukiem a dziadkiem. Czy starszy pan zrozumie nastolatka, gdy ten przyśle wiadomość "bd o 7", co oznacza "będę o godzinie 7.00"? Bardziej zrozumiałe słowa to nara (na razie), dozo (do zobaczenia).

- Nie widzę w tym zagrożenia dla języka. Dostrzegam je raczej w braku stosowania polskich znaków. Co prawda to wydłuża pisanie informacji, więc ludzie często rezygnują z ogonków i kresek - stwierdza Dominik. - Jeśli w przypadku SMS-ów możemy tłumaczyć to brakiem czasu, to w przypadku emaili to już typowe lenistwo i niechlujstwo.

Ale cóż się dziwić?! Mało kto zwraca uwagę na sposób mówienia. Coraz mniej jest takich osób, jak Barbara Wachowicz, które mówią pięknie, z odpowiednim akcentem. Dziś wady wymowy nie przeszkadzają, by zostać prezenterem telewizyjnym.

Emancypacja kobiet też musiała znaleźć swoje odzwierciedlenie w zmianach w języku. Wielu językoznawców uważa, że powinniśmy używać żeńskich form wyrazów - dyrektorka, psycholożka, pedagożka, profesorka, nawet ministra.

- Profesor Miodek opowiadał nam o tym, jak w szkole zapytał pewną kobietę: Czy pani jest nauczycielką matematyki? A ona odpowiedziała: Raczej nauczycielem matematyki, i pan profesor powinien to wiedzieć - wspomina maturzysta. - Niektóre panie wolą więc być dyrektorem, psychologiem, profesorem, ministrem...

Choć jak dodaje Dominik, Rada Języka Polskiego zaaprobowała ministrę. Ale i ministerka jest poprawna, bo utworzona zgodnie z polskimi zasadami.

- Wydaje się, że formy żeńskie zwyciężą - podejrzewa licealista. - Na fali tej emancypacji kobiety nie chcą przyjmować nazwisk zakończonych żeńskimi formami, jak w przypadku Kostkiewiczówny, Iłłakiewiczówny, Grzegorczykowej czy Kucówny. Panie nie chcą tych końcówek, bo one oznaczają przynależność mężowi.

Wiele osób nie chce też odmieniać swoich nazwisk. Tymczasem w języku ojczystym nie odmienia się tylko nazwisk obcego pochodzenia, które trudno dostosować do polskiej fleksji.
- Nazwiska od rzeczowników pospolitych, jak Kot, Kozioł, Gołąb, odmieniają się, lecz inaczej niż wyrazy pospolite. Mamy więc Kot, Kota, Kotowi, a nie Kotu - przytacza Dominik. - Podobnie z nazwiskami zakończonymi na "o" lub "e". Przecież Kościuszko, Matejko się odmienia. Dlaczego inne miałyby być inaczej traktowane?!

- Pamiętam, że w podstawówce zaproszono ważnego gościa, by wręczył mi uroczyście dyplom za wygrany konkurs. Nauczycielka napisała: Dyplom dla Dominika Łukowiak. Pan pomyślał, że to dziewczyna i tak też mnie zapowiedział - wspomina licealista. - Nie byłoby tego problemu, gdyby poprawnie odmieniono moje nazwisko.

A co z tymi dwuczłonowymi, jak Janusz Korwin-Mikke? Pierwszego nazwiska (tu jako herb) się nie odmienia, drugie tak. Ale nie jest też błędem odmienianie obu. Ważne, że w przypadku kobiet najpierw podaje się nazwisko panieńskie, a potem męża, jak Maria Skłodowska-Curie.

- To dlaczego uniwersytet w Lublinie jest imienia Marii Curie-Skłodowskiej? - zauważamy.
- Władze uczelni tłumaczą tę zmianę względami brzmieniowymi, łatwiej wymówić UMCS niż UMSC - wyjaśnia Dominik.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska