Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie jest miasto dla niepełnosprawnych. Czują się tutaj niechciani?

Karolina Wołotowska 68 324 88 77
Nawet tam gdzie widnieje znak "dla niepełnosprawnych" przejścia nie ma
Nawet tam gdzie widnieje znak "dla niepełnosprawnych" przejścia nie ma Karolina Wołotowska
- To on tu jest panem. Kawałek betonu. Ja, człowiek, muszę ze zwieszoną głową dać za wygraną i pojechać dalej, gdzie jest niżej - mówi Joanna Gawryś, od 20 lat na wózku. Podobnie czuje kilkuset niepełnosprawnych zielonogórzan.

Na co dzień spotykamy osoby na wózku, niewidome czy chodzące o kulach. Czy rozumiemy, jaka jest ich codzienność? Jakie bariery dla nich tworzy normalność pełnosprawnych?
Żeby poznać choć namiastkę tego świata, wybraliśmy się z Joanną Gawryś na spacer po mieście.
Dzień mżysty. Jest 10.00, spotykamy się przed jednym z bloków na Pomorskim. Dziś nie jest najlepsza pogoda na wózek elektryczny, dlatego pani Asia siada na zwykły, a do pomocy zabiera swojego mężczyznę - Piotra.

Ruszamy. Dla pełnosprawnych przejście kilku czy kilkuset metrów to żaden wyczyn. Dla niepełnosprawnej to droga przez mękę. Połamane płyty chodnikowe, dziury większe, małe tylko czyhają na to, że utkwi w nich koło wózka. A wysokie krawężniki z niej szydzą. - To on tu jest panem. Kawałek betonu. Ja, człowiek, muszę ze zwieszoną głową dać za wygraną i pojechać dalej, gdzie jest niżej - mówi pani Asia. Piotr zamiast za rękę łapie za wózek Joanny. - Sama nie poradzi. Za dużo dziur. Za mało ma sił, żeby je pokonać - komentuje. I dodaje, że majstersztykiem niefunkcjonalności jest kostka brukowa: - Pięknie wygląda. Ale swobodnie po niej nie można się poruszać.

Problem jest nie tylko na ulicach, ale i w różnego rodzaju instytucjach. Większość przed niepełnosprawnymi zamyka drzwi. I to dosłownie. - Nawet tu, w zakładzie rehabilitacji zapominają o tych, których leczą - denerwuje się pani Joanna. I próbuje wejść. Drzwi ustąpiły na zaledwie kilka centymetrów. Samozamykacz jest silniejszy. - Prosiłam, żeby zamontowano tu dzwonek. Wtedy ktoś z obsługi mógłby je otworzyć. Ale moje słowa odbiły się o ścianę - stwierdza. Mało tego, w niektórych bankach, sklepach, aptekach czy urzędach otwierają się tak, że osoba na wózku zagradza sobie nimi wejście.

Wszędzie są bariery

To nie koniec problemów. Bankomaty, toalety, perony, autobusy..., lista się wydłuża. - Chcę wypłacić pieniądze. I co? Nie dosięgam. Czuję się upokorzona, zapomniana, odrzucona - mówi. Ciągle coś przypomina jej, że jest inna. - Wyprawa do restauracji, podróż pociągiem, wyjście na zakupy. Zwykle kończy się tym samym: rozczarowaniem - denerwuje się. I wymienia: perony za nisko, toalety niedostosowane, nie ma podjazdów i wind. Jak chce wsiąść do pociągu, Piotrek bierze ją na ręce i zanosi do przedziału. - Potem wracam po wózek i po bagaże - opowiada.

W wielu miejscach pani Joanna musi zapomnieć o skorzystaniu z toalety. - W wielu knajpach znajdują się one w piwnicach, a spora część nie ma nawet uchwytu dla niepełnosprawnych - stwierdza. Czuje, że dla wielu najwygodniej byłoby, gdyby zamknęła się w domu i nie dopinała się o swoje. - Nikt nie przewiduje, że my, niepełnosprawni, także chcemy normalnie żyć, spotykać się z ludźmi. W taki sposób zostajemy wykluczeni - denerwuje się. I dodaje, że nawet żeby obejrzeć wystawę w muzeum musi iść z osobą towarzyszącą. Silną. - Zrobili podjazd. Ale wewnątrz nie ma żadnej windy, więc mogę obejrzeć tylko wystawę na parterze - mówi.

Nie mają życia w mieście

Najgorsze, że samo prawo traktuje ją jako osobę drugiej kategorii. - Chciałam jechać do sanatorium. NFZ nie pozwolił. Bo uznał, że nie jestem samoobsługowa. A z opiekunem nie pojadę, bo oni finansować tego nie będą - skarży się. W innych dziedzinach życia też wciąż przypominają jej o tym, że jest inna. - Staram się o pracę. Kiedy widzą, w jakim stopniu jestem niepełnosprawna, z miejsca rezygnują. Bo prawo nakazuje, żeby takim osobom jak ja dostosować miejsce pracy - tłumaczy.

Pani Joanna nie jest sama. W całym województwie osób prawnie uznawanych za niepełnosprawne jest 176.373 (chodzi o każdy rodzaj dysfunkcji). W powiecie zielonogórskim - 15.272, a w samej Zielonej Górze - 19.266. Z ustaleniem osób, które mają problem z poruszaniem się, jest problem. Bo nikt nie prowadzi takich statystyk. Zadzwoniliśmy jednak do stowarzyszeń, żeby zapytać o liczbę ich członków. - Należą do nas 104 osoby. Są to te, które poruszają się o kulach, na wózkach. Mamy dwóch podopiecznych niewidzących - powiedziała Danuta Tarnawska, prezes stowarzyszenia START. Do Zielonogórskiego Stowarzyszenia Tenisa na Wózkach należy siedem osób.

- Spotykamy się co dwa tygodnie. Bierzemy udział w ogólnopolskich turniejach - powiedział Dariusz Michalak. Irena Baran, członek wojewódzkiej rady ds. osób niepełnosprawnych podkreśliła, że liczba tych osób stale rośnie. - Każdego roku w województwie ciężkim urazom kręgosłupa w wypadkach ulega około 15 osób - powiedziała.

Jesteśmy coraz bardziej przyjaźni?

Zielona Góra chce być przyjazna dla niepełnosprawnych. Wiceprezydent miasta Wioleta Haręźlak na czacie w ,,GL" podkreślała, że jesteśmy jedynym miastem w województwie, które od czterech lat bierze udział w kampanii "Miasto bez barier". - W wyniku naszych działań nagradzamy, promujemy, instytucje, obiekty użyteczności publicznej, przestrzeń miejską, która stała się przyjazna - stwierdziła. I zapewniła, że los osób z niepełnosprawnością nie jest jej obojętny: - Będziemy prowadzili naszą kampanię do końca świata i jeden dzień dłużej.

Czy zmiany te widzą członkowie stowarzyszeń? - Jesteśmy miastem, które bardzo się stara się w ostatnich latach. To prawda. Są tworzone i realizowane specjalne programy. Ale jest jeszcze wiele barier, zwłaszcza w obiektach publicznych - powiedziała D. Tarnawska. I. Baran widzi, że jeszcze wiele jest do zrobienia. - Nasi instruktorzy i wolontariusze biorą udział w badaniach obiektów. I nie są zadowoleni.

Ale zmiany są i mimo że małymi kroczkami, trzeba do nich dążyć - powiedziała. Podpowiedziała także, że aby ta metamorfoza miasta była skuteczna, w komisji powinny być osoby niepełnosprawne z różnych grup - zarówno te z dysfunkcją ruchową, jak i wzrokową czy słuchową. I to one powinny one uczestniczyć w badaniach użyteczności tych obiektów. Podobnego zdania jest Maria Miłuch ze Społecznej Rady Miejskiej, która aktywnie działa na rzecz niepełnosprawnych: - Właśnie tego brakuje. Spojrzenia na miasto z punktu "siedzenia" osób, dla których ono miałby być przyjazne.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska