Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Jankowski: - Chciałbym pracować dalej

Andrzej Flügel 68 324 8806 [email protected]
Tomasz Jankowski ma 39 lat. W czasie kariery zawodniczej grał między innymi w Lechu Poznań, Bobrach Bytom i Prokomie Sopot. Był wielokrotnym reprezentantem Polski. W poprzednim sezonie pełnił funkcję asystenta trenera PBG Basket Poznań. W niedawno zakończonym był początkowo asystentem Tomasza Herkta, a po jego zwolnieniu samodzielne prowadził pierwszy zespół
Tomasz Jankowski ma 39 lat. W czasie kariery zawodniczej grał między innymi w Lechu Poznań, Bobrach Bytom i Prokomie Sopot. Był wielokrotnym reprezentantem Polski. W poprzednim sezonie pełnił funkcję asystenta trenera PBG Basket Poznań. W niedawno zakończonym był początkowo asystentem Tomasza Herkta, a po jego zwolnieniu samodzielne prowadził pierwszy zespół Tomasz Gawałkiewicz / ZAFF
Trener Tomasz Jankowski mówi, że chciałby zostać w Zielonej Górze. Ocenia swoich zawodników. Który mecz go wkurzył, a jakie spotkania olśniły?

- To był przełomowy sezon w pańskiej karierze trenerskiej?
- Mam nadzieję, że tak. Przejąłem stery od Tomka Herkta i jest to dla mnie coś nowego. Być może otworzy się przede mną szansa pracy jako pierwszy trener, co było zawsze moim marzeniem. Te dwa miesiące, kiedy samodzielnie prowadziłem zespół utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jest to, co chcę robić w życiu.
- Zostanie pan w Zielonej Górze?
- Decyzja nie należy do mnie. Chciałbym tu oczywiście zostać. Mam kontrakt do końca kwietnia. Wiem, że prezesi i rada nadzorcza się wkrótce zbiorą i zadecydują.
- Oceńmy pana zawodników. Walter Hogde?
- Walter został jedną z gwiazd ligi. Śmiało można ocenić, że dobrze wypełnił swoje zadanie. Był naszym najlepszym asystującym, punktującym. Także zawodnikiem, który miał świetne momenty i rzucał ponad 30 punktów. Pokochali go kibice. Tak, więc o tym chłopaku można mówić w samych superlatywach. Świetnie, że został na kolejny sezon.
- A bracia Burgessowie?
- Chris miał znakomity początek. Potem choroby i pewne problemy rodzinne trochę zaważyły na jego postawie. Niestety, kończył nieszczęsną kontuzją i gipsem. To bardzo pozytywny i pracowity chłopak. Pełny profesjonalista, za co go bardzo szanuję. Jego brat David pojawił się w połowie sezonu. Myśleliśmy, że uratuje nam strefę podkoszową. Miał być tym wielkim facetem do ,,brudnej" roboty. W pewnym stopniu to się sprawdziło. Jego problemem były jednak straty. Po prostu nie chwyta wszystkich piłek. Czasem trzeba ją wyrwać, wyskoczyć w tempo, zrobić krok w bok. Tego mu brakowało. Wielokrotnie wydawało się, że ma piłkę, ale nie. Tracił ją. To niuanse, ale bardzo ważne. Ale to też zaangażowany i solidnie pracujący zawodnik.
- Co pan powie o Żarko Comagiciu?
- W tym sezonie miał pecha. W momencie, kiedy Tomek Kęsicki nabawił się kontuzji Żarko idealnie wpasował się na pozycję numer cztery. Grał dużo, dobrze i solidnie. Zawsze był waleczny. Kiedy wrócił Tomek, podpisaliśmy kontrakt z Davidem i doszedł snajper już nie było dla niego miejsca, tym bardziej że na parkiecie stale musiało przebywać dwóch Polaków. Rozmawiałem z nim i miał tego świadomość.
- Nie rozczarował pana James Maye?
- Nie. Zrobił swoje. Natomiast przyjechał do nas nie przygotowany do sezonu. I nie chodzi o jakieś zapuszczczenie, bo trudno było znaleźć u niego choćby fałdkę tłuszczu, ale nie był w sztosie. Do tego jeszcze nabawił się bardzo poważnych problemów żołądkowych, a jak to się skończyło, zaczynały się przeziębienia i anginy. Bardzo mu to przeszkadzało i nie mógł pokazać pełni możliwości.
- A Polacy?
- Najtrudniej ocenić Tomka Kęsickiego. Długo nie grał z powodu kontuzji, a po powrocie też nie doszedł do pełni sił. Nie narzekał codziennie na kolano, bo jest chłopakiem z charakterem, ale kiedy rozmawialiśmy to okazywało się, że jest na lekach przeciwbólowych, jeszcze go boli i kłuje. A oprócz tego, co jest normalne, został jakiś uraz i blokada. Tomek ma duży potencjał, ale powinien grać dalej od kosza. On nie czuje się jak ryba w wodzie w bijatyce pod deską, gdzie idzie walka na łokcie. Po prostu ma słabsze nogi. Marcin Flieger dawał dobre zmiany. To wyważony, spokojny zawodnik z udaną trójką. Potrafił dobrze podać i obsłużyć piłką wysokich zawodników. Oceniam go bardzo pozytywnie. Kuba Dłoniak zaliczał pierwszy sezon w ekstraklasie. Pokazał się z dobrej strony w ataku. Dał chyba najwięcej trójek w zespole. Natomiast przed nim spora praca, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. Musi popracować nad obroną by być jeszcze lepszym zawodnikiem.
- Wystawmy cenzurki kolejnym zawodnikom.
- Nasz kapitan Marcin Chodkiewicz. Waleczny zawodnik z chęcią do bitwy. Wielu się śmiało się, że te faule ofensywne, jakie łapali na nim rywale, to wielka sztuka. Myślę, że dużo pograł, wielokrotnie wychodził w pierwszej piątce, To też było dla niego doświadczenie, bo przecież zaliczył w ekstraklasie epizody tylko jako junior. Miał wprawdzie pewne kłopoty ze zdobywaniem punktów, ale oddawał to w obronie i sercem do gry. Jarek Kalinowski to ikona klubu, ulubieniec publiczności. Typowa jedynka. U nas był trzecią, więc grał niewiele. Mam do niego wielki szacunek. Pracował i nie dał po sobie poznać, że jest niezadowolony. Maciek Raczyński ma wielkie serce do gry, czasem się śmieję, że aż za duże. Jest pierwszy do obrony na całym boisku. Czasem za bardzo chciał, więc były niepotrzebne faule. To wynikało z braku doświadczenia. Może bronić jeszcze lepiej. Trochę gorzej z jego dyspozycją rzutową.
- Został Grzegorz Kukiełka.
- Nasłuchałem się bardzo dużo, czemu on nie gra i czy jest taki słaby. Nie uważam, że Grzegorz jest najsłabszy w ekipie i dlatego siedział na ławie. Nie wpuszcza się zawodnika na parkiet po to by był zadowolony. Nie wierzę, bo sam grałem, że jak komuś dam trzy minuty to będzie ukontentowany. Grzegorz miał pecha, bo Maciek jest lepszy w obronie, a Kuba ma skuteczniejszy rzut. W sumie uważam, że na tych ostatnich pozycjach w zespole powinni być zawodnicy nie tacy, którzy uważają, że powinni grać, ale juniorzy, którzy się uczą i startują do kariery, a trener nie ma rozterek i nie musi słuchać, czemu ten zawodnik nie występuje.
- Które mecze pana najbardziej wkurzyły?
- Ten wygrany z Siarką 87:85 i przegrany w Zgorzelcu. Drugi, dlatego, że zawodnicy zrobili sobie wycieczkę rodzinną z żonami i dziećmi. One stały za ławką. To wpływało na zespół, a atmosfera pikniku nie służy grze.
- A te najlepsze?
- Z pewnością z Anwilem, oba z Treflem z Kotwicą zakończony zwycięską akcją Waltera. Przyjemnie było też wygrać 30 punktami z Koszalinem i Polonią.
Dziękuję.
Oferty pracy z Twojego regionu**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska