Stefan Lis wybrał się na zakupy do jednego z zielonogórskich hipermarketów. Tu kupił trefny towar, po czym wyjechał z miasta. Wrócił do domu po kilku dniach. W lodówce czekało na niego smaczne tortellini. Niestety, okazało się, że mięso... spleśniało. Czytelnik wziął do ręki zepsuty produkt i pojechał z nim do sklepu.
- Sprzedawczynie zażądały ode mnie paragonu, a ja rozmowy z kierowniczką marketu. Ta powiedziała mi, że nie ma czasu na dyskusje, bo jest zajęta dziewczynami. Zdziwiony, udałem się w poszukiwaniu książki skarg lub zażaleń. Nic takiego jednak nie znalazłem, a kasjerki poinformowały mnie, że bez paragonu nic nie zdziałam. W porządku, rozumiem. Nie domagam się wcale zwrotu pieniędzy. Chciałem tylko pokazać, czym karmią swoich klientów - tłumaczy pan Stanisław.
Jednak dla hipermarketu nie ma sprawy, jeżeli klient nie ma paragonu.
- Pan Lis mógł kupić ten produkt w innym sklepie. Skąd mamy wiedzieć, że czytelnik mówi prawdę? Przecież nie ma dowodu na to, że dostał go u nas - powiedziała nam rzeczniczka prasowa sieci marketów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?