Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tour de France: Z zębem od początku

Artur Matyszczyk 606 983 305 [email protected]
fot. sxc.hu
W prologu bez niespodzianek - Fabian Cancellara w czasówce nie miał sobie równych. Świetnie pojechał też Lance Armstrong. Niedzielny finisz ustawiły dramatyczne kraksy.

Zaczęło się! W sobotę ruszył Tour de France. 97 edycja wystartowała prologiem w... Holandii. Pierwszy odcinek - 8-kilometrowa jazda indywidualna na czas - nie powinien być podstawą do daleko idących wniosków. Ale biorąc pod uwagę historię, ta pierwsza próba sił największych faworytów zazwyczaj daje odpowiedź na kilka pytań. Nie inaczej było i tym razem.

Po pierwsze - Cancellara potwierdził, że w tej chwili w "czasówkach" nie ma sobie równych. Mistrz świata w tej specjalności powtórzył triumf w prologu z zeszłorocznej edycji. Rywali znów pokonał zdecydowanie.
Po drugie - Armstrong pokazał, że znajduje się w lepszej formie niż 12 miesięcy temu. Wówczas w prologu legendarny Teksańczyk stracił do Alberto Contadora 22 sek. Teraz pokonał "El Pistolero" o 5.

Wreszcie po trzecie, mogą się niepokoić kibice Andy'ego Schlecka. W weekendowym magazynie pisałem, że Luksemburczyk w tym sezonie jest wyjątkowo "spokojny". Sugerowałem, że może to cisza przed burzą. Po prologu jednak wygląda raczej na słabszą dyspozycję. Młodszy z braci Schlecków nigdy nie brylował w samotnej walce z czasem. W zeszłorocznej edycji jednak prolog zakończył na bardzo przyzwoitym 18 miejscu. Stracił minutę do Cancellary, 20 sek do Armstronga. Teraz był dopiero 122, a ci dwaj przeciwnicy dołożyli mu odpowiednio: 1.09 oraz 47 sek.

Tak jak wspomniałem - prolog to przysłowiowe pierwsze koty za płoty. Porównania są ciekawe i nasuwają interesujące wnioski, wszystko jednak przed nami.

- Jestem dumny z tego, co zrobiłem - powiedział po prologu Cancellara. - Przed nami kilka ciekawych dni. Lubię jeździć w żółtym trykocie. Mamy zespół, który na pewno pomoże mi w jego obronie przez dłuższy czas.
Niedzielny etap przebiegał bez wielkiej historii. Mieliśmy do czynienia z klasyką płaskich odcinków. Emocjonujące rzeczy działy się dopiero na ostatnich 10 km. Peleton zgodnie z planem wchłonął uciekających śmiałków. W samej końcówce jednak nie obyło się bez niespodzianek. A wszystko przez trzy gromadne kraksy, które ustawiły finisz. W jednej leżał m.in. najlepszy sprinter Marc Cavendish. W mocno przetrzebionym peletonie najszybszy okazał się włoski as sprintu Alessandro Petacchi.

ARMSTRONG JEST MOCNY

Prolog: 1. Cancellara (Szwajcaria/Saxo Bank) - 10.00 min, 2. Tony Martin (Niemcy/Columbia) - 10 s straty, 3. David Millar (Wielka Brytania/Garmin) - 20, 4. Armstrong - 22, 5. Geraint Thomas (Wielka Brytania/Sky) - 23, 6. Contador - 27, 7. Tyler Farrar (USA/Garmin), 8. Levi Leipheimer (USA/Radioshack) - ten sam czas, 9. Edvald Boasson Hagen (Norwegia/Sky) - 32, 10. Linus Gerdemann (Niemcy/Milram) - 35, 162. Sylwester Szmyd (Polska/Liquigas) - 1.20

I etap: 1. Petacchi (Włochy/Lampre) - 5.09,38, 2. Mark Renshaw (Australia/Columbia), 3. Thor Hushovd (Norwegia/Cervelo), 4. Robbie McEwen (Australia/Katiusza), 5. Matthieu Ladagnous (Francja/FDJ), 6. Daniel Oss (Włochy/Liquigas), 116. Szmyd - wszyscy ten sam czas
Klasyfikacja generalna: 1. Cancellara - 5.19,38, 2. Martin - 10, 3. Millar - 20, 4. Armstrong - 22, 5. Thomas - 23, 6. Contador - 27, 158. Szmyd - 1.20

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska