Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tracą tony

DARIUSZ DUTKIEWICZ 0 95 742 16 83 [email protected]
Przed Bożym Narodzeniem właściciele stawów hodowlanych są szczególnie czujni. Rybka ma wzięcie, dlatego uaktywniają się kłusownicy i... handlarze zza wschodniej granicy.

Michał Chwaliszewski pracuje w społecznej straży rybackiej. Kilka dni temu do jego domu przyszli młodzi mężczyźni proponując ryby. Cena była podejrzanie niska. - Kilogram karpi za pięć złotych? Żona zaraz do mnie zadzwoniła, bo w sklepie kilogram kosztuje jeszcze raz tyle. Podejrzewam, że to były ryby kradzione z okolicznych jezior czy stawów - mówi M. Chwaliszewski.
Mirosława Bak, właścicielka stawów w rejonie Sierakowa opowiada, że przed Bożym Narodzeniem musi wraz z mężem i synem mieszkać tuż przy zbiornikach. - Kłusownicy potrafią zakraść się nocą i ogołocić stawy, czasem nawet z kilkuset kilogramów ryb - przyznaje. - Więc siedzimy i pilnujemy. Przecież te ryby niemało nas kosztowały. Za kilogram pstrągów w detalu dostajemy 12 zł.

Tracą tony

Drewniany domek Baków stoi tuż przy jeziorach. - Dwa lata temu tylko na sobotę i niedzielę wyjechaliśmy, a już problemy były - wspominają hodowcy. - Kłusownicy obserwują stawy i kiedy widzą, że nikt ich nie pilnuje, to przychodzą nocą i kradną.
Jednak straty są nie tylko przez kłusowników. Wiosną przez wały przelały się wody Warty i część ryb popłynęła ze stawów do rzeki. Bakowie stracili wtedy około tony ryb.
To samo przytrafiło się hodowcy spod Gorzynia. Marcin Wacłowski opowiada, że gdy przerwało tamę, z jego stawów do Warty popłynęły setki kilogramów ryb. - Było to tuż przed Bożym Narodzeniem, więc tym bardziej straty były dokuczliwe. Wiadomo, że przed świętami ryba jest bardzo chodliwym towarem. Do końca nie wiem, czy ktoś nie maczał w tym palców. W końcu konkurencja jest duża - zastanawia się M. Wacłowski.
Z kolei najbliższemu znajomemu Baków spalono zabudowania nad stawami. - Bo zadarł z kłusownikami - uważa pracownik stawów w Kłosowicach Włodzimierz Krenc.

Karp zza granicy

Zdaniem hodowców ryb, problemem większym od klęsk ekologicznych jest inwazja karpi zza wschodniej granicy.
- Hodujemy ryby przez kilka miesięcy i u nas za kilogram karpi trzeba zapłacić około 10 zł - tłumaczy M. Bak. - Nie możemy ryb sprzedawać poniżej ceny produkcji, bo byłoby to nieopłacalne. Dlatego bardziej niż kłusowników obawiamy się importu zza wschodniej granicy. Nie wiem, jakie tam są koszty produkcji. Pewnie niższe. A jeżeli spłyną do nas karpie zza Buga, mocno odczuje to wielu naszych hodowców. A przecież karp, jeżeli ma być dobry, to musi być z naszych stawów!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska