Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trafiają do Zaboru, bo nigdzie ich nie chcą

Krzysztof Fedorowicz
Te dzieci są autentyczne i szczere, spragnione ciepła, a czasami tylko zainteresowania ich osobą, poświęcenia im chwili ze swojego życia.
Te dzieci są autentyczne i szczere, spragnione ciepła, a czasami tylko zainteresowania ich osobą, poświęcenia im chwili ze swojego życia. Fot. Mariusz Kapała
W centrum leczenia w Zaborze przebywają zaniedbani i porzuceni przez dorosłych młodzi ludzie... Świat zajmuje się nimi wówczas, gdy się potkną, gdy można powiedzieć, że są... źli. A tutaj robi się wszystko, by byli dobrzy.

- Z ich perspektywy prawdziwe szczęście jest wtedy, gdy człowiek ma swoje miejsce na ziemi. Nie chce ich już rodzina zastępcza, dom dziecka czy ośrodek socjoterapii, i na skutek tego występują u nich zaburzenia zdrowia psychicznego. Wtedy zaś kierowane są do Zaboru, i przyjeżdżają z całej Polski, z Gdańska, Warszawy, Zakopanego, bo to jedyny jednoprofilowy szpital psychiatryczny dla dzieci i młodzieży w Polsce - stwierdza Mateusz Wyderka, psycholog.

Niestety część dzieciaków została w tym roku w Zaborze na święta, zostana pewnie na ferie. Najbardziej cierpiały te, które miały nadzieję na spędzenie wolnego czasu w domu, a dorośli nie dotrzymali im słowa.

Doświadczyły grzechów dorosłych

- Te dzieci zostały odrzucone przez rodziny albo osoby, które mówiły, że chciały być dla nich rodziną. Wtedy wytwarzają w sobie mechanizm obronny w stosunku do dorosłych, bo mają złe doświadczenia. Boją się otworzyć przed kimś, by znów nie wbito im noża w plecy. Nasza praca polega na tym, by tych młodych ludzi odblokować, by znów uwierzyli w to, że warto być dobrym. Staramy się, by stali się liderami w swoich grupach, by dawali dobry przykład rówieśnikom - wyjaśnia Magdalena Sznirch, także psycholog.

- Pewien chłopak przyjeżdżał do nas trzy razy - tłumaczy Mateusz. - Za każdym zachowywał się jak bandyta. Na zespole terapeutycznym zastanawialiśmy się co zrobić, by się zmienił i w żaden sposób nie potrafiliśmy temu zaradzić. Ale, kiedy niemal straciliśmy nadzieję, w czwartym tygodniu ostatniego turnusu nagle się odmienił, nie do poznania.

- Te dzieci doświadczyły na sobie najcięższych grzechów dorosłych - agresji, przemocy, braku odpowiedzialności i słabości, która w niektórych swoich postaciach jest niewybaczalna - stwierdza Maga Bożyk, która przyjeżdża do Zaboru z wolontariuszami z Krakowa. - Są autentyczne i szczere, spragnione ciepła, a czasami tylko zainteresowania ich osobą, poświęcenia im chwili ze swojego życia. Praca z nimi była dla mnie i moich przyjaciół jednym z najbardziej wartościowych doświadczeń. Staramy się pomagać Zaborowi, jeśli nie swoim czasem, to przynajmniej materialnie, przysyłając dzieciom drobiazgi.

Zmagają się z agresją

Zdaniem lekarzy, wychowawców, psychologów i nauczycieli pracujących w Centrum Leczenia w Zaborze, jednym z największych problemów, z którymi zmagają się przebywający tutaj młodzi ludzie jest agresja, której znów nauczyli ich dorośli. - Przydałaby się siłownia - przyznaje Krzysztof Krzyżanowski, dyrektor szpitala. - Jakiś atlas z atestami, bezpieczny dla naszych dzieci. Chłopcy mogliby wyżyć się boksując, chętnie powiesilibyśmy gruszki do boksu, w które mogliby uderzać ile wlezie.

Dyrektor przyznaje, że część młodych ludzi przyjeżdża tutaj z uzależnieniem od nikotyny. - Mimo że prowadzimy dla nich specjalną terapię, odstawienie wywołuje agresję, a zatem bezpieczne wyżycie się fizyczne byłoby i dla nich bardzo wskazane.

Niestety placówka nie ma pieniędzy na tego rodzaju pomoce. - Marzy nam się też wyposażenie boisk w latarnie. Wtedy dzieci mogłyby dłużej z nich korzystać. Poza tym cierpimy na chroniczny brak materiałów do zajęć plastycznych: farb, papieru, kredek czy plasteliny.

Może znajdą się firmy lub osoby prywatne, które zechciałyby pomóc? W tej sprawie nasi Czytelnicy mogą kontaktować się z redakcją "GL" lub bezpośrednio z Centrum Leczenia Dzieci i Młodzieży w Zaborze - tel. 0 68 327 40 28.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska