Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trening w kopalni

ARTUR MATYSZCZYK [email protected] (68) 324 88 34
Na początku kariery jego atutami były masywna budowa i zadziorny charakter. Dziś Krzysztof Oliwa jest jednym z najlepszych bokserów w NHL, a jego pięściarskie umiejętności są cenniejsze, niż szybkość i technika Mariusza Czerkawskiego.

KO oznacza w terminologii bokserskiej nokaut. Zbieg okoliczności sprawił, że to także inicjały najlepszego na świecie boksera wśród hokeistów. Za oceanem pięściarskie umiejętności Oliwy oceniane są o wiele wyżej niż Andrzeja Gołoty, choć obaj nigdy nie spotkają się w ringu.

Trening w kopalni

Jak to się stało, że chłopak z kraju, w którym hokej od kilkunastu lat dogorywa, znalazł się wśród gwiazd? Na pewno pomógł mu w tym silny charakter, który ukształtowało ciężkie dzieciństwo. Oliwa rozpoczynał karierę z jedną parą łyżew, które jako mały chłopak dostał od dziadka. Gdy miał 13 lat jego matka wyszła drugi raz za mąż, a Krzysztof zmienił nazwisko. Nie nazywał się już Grabowski, a Oliwa. Jako 17-latek treningi przeplatał z ciężką fizyczną pracą. Podobnie jak większość mieszkańców Śląska, trzy razy w tygodniu zjeżdżał pod ziemię, do pracy w kopalni. Wiadomo, na wypadek, gdyby nie zrobił kariery hokeisty, chciał nauczyć się zawodu górnika.

Wypatrzony talent

Akurat w tym samym czasie, podczas jednego z obozów młodzieżowej reprezentacji Polski w Szwajcarii, spotkał kanadyjskiego trenera, który dostrzegł drzemiący w nim talent.
Mike McNamara zaprosił Oliwę na tygodniowe zgrupowanie z młodzieżową drużyną z Zug. Umiejętności polskiego hokeisty spodobały się na tyle, że po tygodniu trener zaproponował Oliwie przenosiny do Kanady. Tym sposobem KO znalazł się w kraju, który jest kolebką światowego hokeja. Chyba wtedy Oliwa po raz pierwszy uwierzył, że może zrobić zawodową karierę.

Rozpędzony gigant

Tyszanin nigdy nie błyszczał techniką, brakowało mu szybkości, rzadko popisywał się wyjątkowymi strzałami. Miał jednak znakomite warunki fizyczne i szybko potrafił wykorzystać ten atut. Prawie dwa metry wzrostu i 100 kg wagi budziło respekt rywali. Już w ligach juniorskich Polak zasłynął z waleczności, zadziorności i liczby wygranych na lodzie walk. A przeciwników chętnych do sprawdzenia polskiego giganta nie brakowało.
Wielu chciało dosłownie wybić mu hokej z głowy, ale nikomu się nie udało. KO z każdym ciosem, meczem i udanym zagraniem twardniał i nabierał pewności siebie. Po jego razach na lód padali coraz to bardziej zaprawieni w bójkach zawodnicy. Upór i waleczność sprawiły, że polski hokeista wreszcie doczekał się debiutu w najsłynniejszej lidze hokeja - NHL.

Bójka w debiucie

Start w zawodowej lidze, w sezonie 1996/97, Oliwa miał imponujący. Już po kilku sekundach spędzonych na lodzie zlał znanego "zabijakę" Boba Boughnera. Później trafił w słupek i zjechał do boksu. Choć był to jedyny mecz KO w debiutanckim sezonie to podbił serca kibiców w New Jersey. Fani długo wspominali jak znokautował słynnego Boba.
Oliwa jest drugim Polakiem, po Mariuszu Czerkawskim, który zagrał w NHL. Zaliczył dotąd 435 spotkań i pewnie bez trudu przekroczy magiczną liczbę 500 meczów. Kibice różnie wypowiadają się na jego temat. Przeciwnicy zarzucają, że w przeciwieństwie do Czerkawskiego, występuje w najlepszej lidze świata nie z powodu umiejętności czysto hokejowych. Ale zwolennicy od razu zauważają, że brylantowy technik i znakomity strzelec Super Mario jest w tym sezonie tańszy od Oliwy.

Polski młot

W USA Oliwa ma już przydomek - "Polish Hammer". Co oznacza, nie trudno się domyślić. Polski młot niszczy na swojej drodze każdego przeciwnika, a moc jego pięści jest za oceanem porównywana do siły uderzenia młotem. Siedem lat temu, w ciągu jednego sezonu, spędził na ławce kar, bagatela, pięć godzin i 55 min. Jest to niepobity do dziś "rekord" NHL.
W swej zawodowej karierze KO stoczył łącznie 165 walk i większość wygrał. Kiedy na lodzie dochodzi do ostrych spięć, koledzy z drużyny od razu spoglądają w jego kierunku. Był "ochroniarzem" takich gwiazd jak Jaromir Jagr i Mario Lemieux. Ma na koncie zwycięstwa z największymi twardzielami amerykańsko-kanadyjskiej zawodowej ligi hokeja.

Przychodzą dla niego

Każda walka z udziałem Oliwy to pięściarski spektakl najwyższej klasy. Polak w błyskawicznym tempie potrafi rzucić kij i zdjąć rękawice, po czym w ekspresowym tempie wysyła na twarz konkurenta dziesiątki ciosów. Jego przeciwnicy z grymasem bólu i solidnie pokiereszowani zjeżdżają do boksów.
KO ma za oceanem wielu wiernych fanów. W New Jersey, Pittsburghu czy ostatnio Calgary są kibice, którzy przychodzą na mecze NHL tylko po to, żeby zobaczyć jak znów powala na lód kolejnego rywala.

Pierścień mistrzów

Choć słynie przede wszystkim z pojedynków pięściarskich, Oliwa jako jedyny z Polaków ma w dorobku pamiątkowy pierścień za zdobycie Pucharu Stanley’a. Najcenniejsze trofeum wywalczył wraz z ekipą New Jersey Devils. Gdyby był słabym hokeistą, nie znalazłby się w drużynie zwycięzców. Choć on sam nie ukrywa, że trening bokserski zajmuje większą część jego letnich przygotowań do sezonu. - Moja rola to robienie porządku na lodzie. Trenuję, żeby być w tym dobrym. Dopóki będę się czuł na siłach, nie odpuszczę i przyjmę każde wyzwanie - podsumował swoją rolę w NHL podczas rozmowy z reporterem jednej z polonijnych stacji radiowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska