Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trojaczki idą w świat

Bożena Bryl
Joanna, Agnieszka i Tomek jeszcze razem, przy wspólnym komputerze, ale już niedługo opuszczą rodzinny dom
Joanna, Agnieszka i Tomek jeszcze razem, przy wspólnym komputerze, ale już niedługo opuszczą rodzinny dom fot. Bożena Bryl
W maju czeka ich matura, a potem wyfruną z rodzinnego gniazda. - W domu zrobi się pusto - mówią rodzice słubickich trojaczków.

Najstarsza jest Joanna, minutę po niej pojawił się Tomek, a dwie minuty potem najmłodsza z trojaczków - Agnieszka. Przyszli na świat w 1988 r. w Poznaniu. Wokół ich narodzin było głośno, władze miasta obiecywały większe mieszkanie, bo rodzice mieszkali w kawalerce na IV piętrze bez widny. - Nic z tego nie wyszło - mówi ich mama Maria Frącowiak, która nadźwigała się pociech za wszystkie czasy.

Stanowią drużynę

Trojaczki już w przedszkolu stały się drużyną i tak zostało do dzisiaj. - Ale bez kapitana - podkreślają. Dodają, że lubią wiedzieć, co się w danym momencie dzieje z resztą rodzeństwa, żeby w razie potrzeby pomóc - mówią. Bardzo się różnią - twierdzi tata Włodzimierz Frąckowiak. - Joasia jest roztrzepana, Tomek stateczny, a Agnieszka spokojna - wylicza. Każde też ma inne zainteresowania. - Tomek to taki kot, który chadza własnymi drogami. Najstarsza córka lubi czytać, syn kocha sport, najmłodsza pociecha ma artystyczną duszę. Rysuje, dużo słucha muzyki - mówi tata.

Przed nimi matura w słubickim liceum ogólnokształcącym, a po wakacjach wybierają się na studia. Tomek zamierza potem wrócić do domu i z ojcem prowadzić firmę. Dziewczęta tak szczegółowo nie planują przyszłości.

Kaszki od zaplecza

Rodzina Frąckowiaków przyjechała z Poznania do Slubic kiedy dzieci były jeszcze małe.

- Pracowałem na kolei, często nie było mnie w domu i na żonę spadało noszenie dzieci po piętrach, a i w mieszkaniu robiło się coraz ciaśniej - opowiada W. Frąckowiak. Dlatego zamieniliśmy kawalerkę w Poznaniu na maleńkie, ale dwupokojowe mieszkanie w Słubicach.

Spędzili w nim 14 lat, a od czterech mają wygodny dom w Kunowicach. Nie było łatwo go zbudować, ale teraz każde z dzieci ma swój własny pokój.

Na pytanie, jak się wychowuje trojaczki, Frąckowiakowie się uśmiechają. - Odetchnęliśmy trochę, kiedy poszły do przedszkola - mówią. Musieli sobie radzić sami. - Po soczki i kaszki chodziłem z neseserem - mówi Włodzimierz Frąckowiak. Kupował je w jednym markecie "od zaplecza". - To był nasz jedyny przywilej - mówią rodzice Joasi, Tomka i Agnieszki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska