Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trójkąty w folii

LESZEK KALINOWSKI (68) 324 88 74 [email protected]
Kiedy została bezrobotną, napisała projekt, dostała kredyt i lokal od miasta. Uczy języka angielskiego dzieci w wieku od 1,5 roku do 7 lat.

Zielonogórzanka, Teresa Łagosz już w liceum myślała o tym, by uczyć dzieci. Po studiach jednak rozpoczęła pracę w różnych państwowych instytucjach. Przez cały czas towarzyszył jej język angielski, którego uczyła się w szkole i na prywatnych lekcjach. Potem był jeszcze wyjazd do Anglii, gdzie podszkoliła język. Na przełomie lat 80. i 90. coraz częściej mówiło się o potrzebie nauki języków obcych. Zapotrzebowanie na te usługi było, choć nie bardzo kto miał zająć się nauczaniem. Wykorzystała tę lukę. Mimo że niewielu słyszało wówczas o działalności gospodarczej. W kilku zielonogórskich przedszkolach zaproponowała naukę języka angielskiego. Niektórzy rodzice sześciolatków chętnie wyrazili zgodę na dodatkowe zajęcia.

Trójkąty w folii

- Kiedy już wreszcie można było, założyłam działalność gospodarczą. Chodząc tak do przedszkola, marzyłam, aby któregoś dnia iść do swojej placówki - wspomina dziś zielonogórzanka. - I żeby uczyć także młodsze dzieci. Widziałam, jak w zabawie chłoną obce słówka i zwroty.
Prowadziła też w domu korepetycje. I tak przez kilkanaście lat. Wreszcie zamarzyła, by wyjść do ludzi. Coś zmienić w swym życiu. Zlikwidowała działalność gospodarczą. Krótko jednak była bezrobotną. Skorzystała z okazji, że miasto dawało do adaptacji lokale, a Urząd Pracy kredyty. Z Anglii pamiętałam trójkątne kanapki, wkładane do foliowych foremek. - mówi T. Łagosz.
- Dlaczego podobnych nie można by robić w Zielonej Górze? Napisała biznesplan, w którym uwzględniła też założenie klubu konwersacji z przedszkolem językowym.
Komisji przyznającej pomoc pomysł bardzo się spodobał. T. Łagosz dostała pomieszczenie po byłem sklepie spożywczym. Wymagało dużego remontu. Jednak pieniądze z kredytu - zgodnie z umową - mogły być przeznaczone tylko na wyposażenie placówki.
- Od początku działalności musiałam płacić całą składkę na ZUS, czynsz, mieć pieniądze na remont i spłatę kredytu - wspomina. - Było bardzo trudno, ale zapał był ogromny... Różne opłaty rozkładano mi na raty.

Zabawa a nie dodatkowe obciążenie

Zanim powstało przedszkole, były kanapki. Przez 2,5 roku ich produkcja pomagała w przetrwaniu, ale z czasem cieszyły się mniejszym zainteresowaniem. Natomiast przedszkole odwrotnie. Rodzice małych dzieci przekonali się, że ich maluchy potrafią doskonale bawić się na zajęciach i uczyć angielskiego. Okazało się, że trzy razy w tygodniu po dwie godziny to wcale nie tak długo, jak się wydawało dorosłym.
- W pierwszym półroczu miałam tylko troje dzieci. Dziś są grupy podzielone wiekowo. Oprócz mnie dziećmi zajmują się jeszcze dwie nauczycielki - dodaje T. Łagosz. Do pracy zgłasza się wiele anglistek. Ale po próbnej lekcji, wielu trzeba podziękować. Bo tu trzeba mieć specjalne podejście do dzieci. Tu jest się nianią i przedszkolanką, z małą różnicą - bawi się z maluchami w języku angielskim. Chociaż zajęcia są ściśle planowane wg programu, mają być dla maluchów dobrą zabawą, a nie dodatkowym obciążeniem.
- Jeśli człowiek spełnia swoje marzenia, to praca przestaje być pracą. Nie ma stresu związanego z obowiązkiem, z przełożonymi. Realizuje się własne pomysły, pasje. Zostaje sama przyjemność - podkreśla T. Łagosz.
Mając pomieszczenia do nauki, postanowiła wykorzystać je także do prowadzenia Fundacji ,,O uśmiech dziecka". To za jej pośrednictwem licealiści udzielają korepetycji gimnazjalistom. Ci, którzy się podciągną w nauce, mogą liczyć na nagrodę - wyjścia na basen, na ściankę wspinaczkową albo nawet discmana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska