Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trwa postępowanie w sprawie ewentualnego błędu w sztuce lekarskiej. Czy póltoraroczna Ania musiała umrzeć ?

Małgorzata Trzcionkowska 018 135 502 [email protected]
Paulina Drzewiecka po śmierci córeczki nie może już żyć w Brzeźnicy. Zabrała synka Piotrusia i wyprowadziła się do rodziców pod Bolesławcem.
Paulina Drzewiecka po śmierci córeczki nie może już żyć w Brzeźnicy. Zabrała synka Piotrusia i wyprowadziła się do rodziców pod Bolesławcem. Fot. Małgorzata Trzcionkowska
Po śmierci 1,5 rocznej Ani rozpadła się cała rodzina. Rodzice cierpią w samotności i podkreślają, że dziecko mogłoby przeżyć, gdyby lekarz pogotowia zabrał je do szpitala.

Paulina Drzewiecka z mężem Łukaszem, 3-letnim synkiem Piotrusiem i 1,5 roczną Anią mieszkali w małym domku teściów w Brzeźnicy. Było bardzo biednie, ale młodzi ludzie się kochali i łączyły ich wspaniałe dzieci. Koszmar zaczął się 27 września. Dziewczynka dostała wysokiej gorączki i zaczęła majaczyć. Zdenerwowani rodzice wezwali pogotowie. - Dyspozytorka powiedziała mężowi, że będziemy musieli poczekać na karetkę, bo pojechała z innym dzieckiem do szpitala w Zielonej Górze - wspomina P. Drzewicka. - Mąż jeszcze kilka razy próbował ich ponaglać, ale karetka dojechała do Brzeźnicy dopiero po dwóch godzinach.

Kobieta podkreśla, że lekarz pogotowia nawet porządnie nie zbadał dziecka. Zostawił czopek przeciwgorączkowy i kazał się zgłosić rano do lekarza rodzinnego. Pani Paulina siedziała przy córeczce do rana. Gorączka trochę spadła, ale mała się kręciła i wzdychała. Rano, nagle przestała się ruszać, ani reagować na wołanie matki. Drzewieccy po raz drugi wezwali pogotowie. Tym razem karetka przyjechała po kilkunastu minutach. Niestety, dziewczynka już nie żyła. Gorączki dostał też jej starszy brat. To spowodowało podejrzenie sepsy. Na szczęście na oddziale zakaźnym szpitala w Zielonej Górze okazało się, że Piotruś ma jedynie zapalenie dróg moczowych i po kilku dniach został wypisany do domu.

Rodzice się rozstają

- Po śmierci Ani nie mogę sobie znaleźć miejsca w Brzeźnicy - mówi pani Paulina. - Dla tego zabrałam Piotrusia i wyprowadziłam się do moich rodziców pod Bolesławcem. Mąż wytyka mi, że odchodzę od niego i od Ani, ale to nieprawda. Po prostu dalej tak nie mogę żyć. Wrócę do niego, jeśli wyjedzie z Brzeźnicy, znajdzie sobie pracę, a dla nas mieszkanie.

Pan Łukasz stwierdza, że nie potrafi się pogodzić ze śmiercią dziecka. Tęskni też za żoną, która już nie chce mieszkać w małym, ciasnym domku z ubikacją na podwórzu i wanną wnoszoną do kuchni, gdy rodzina chce się umyć. Liczy, że jeszcze wszystko się ułoży i będzie miał przy sobie żonę i synka. Anię ma na cmentarzu, który często odwiedza.
Piotruś jest jeszcze malutki. - Po śmierci siostry stał się bardzo nerwowy wskazuje P. Drzewicka. - Wspomina Anulkę i chce się z nią bawić. Ma skierowanie na terapię, a mnie nie stać mnie na wożenie go do miasta.

Chce walczyć z pogotowiem

P. Drzewiecka złożyła skargę na postępowanie żagańskiego pogotowia do Prokuratury Rejonowej w Żaganiu oraz Okręgowej Izby Lekarskiej w Zielonej Górze. Krystyna Jankowska, kierowniczka żagańskiego pogotowia poinformowała nas, że dokumentacja sprawy została już przekazana prokuraturze. Na razie nie wiadomo, co zabiło dziewczynkę. Bezpośrednią przyczyną jej śmierci był obrzęk mózgu i płuc. Śledczy czekają na wyniki badań histopatologicznych. - Prowadzimy postępowanie w sprawie ewentualnego błędu w sztuce lekarskiej, pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci - informuje Anna Pierścionek, prokurator rejonowy w Żaganiu. - Czyn ten jest zagrożony karą grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do 1 roku.

Piotr Dorocki, rzecznik dyscyplinarny OIL wszczął postępowanie po otrzymaniu skargi pani Pauliny. Wysłaliśmy zapytania do szpitala i prokuratury - wylicza. - Czekamy na wyniki postępowania prokuratorskiego, które pozwoli nam stwierdzić, czy lekarz pogotowia dochował wszelkiej staranności.
Rodzice Ani są pewni, że córeczka mogłaby żyć, gdyby od razu trafiła do szpitala. Jeśli biegli potwierdzą ich przypuszczenia, to lekarz pogotowia usłyszy zarzuty prokuratorskie. - Nie chcę bronić innego lekarza, ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie każdy przypadek gorączki u dziecka wymaga hospitalizacji - dodaje P. Dorocki. - Jak było w tym przypadku, będziemy mogli stwierdzić dopiero po otrzymaniu wyników badań z Akademii Medycznej w Poznaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska