Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzciel: Kłusownicy z Wielkopolski

Dariusz Brożek 095 742 16 83 [email protected]
- Każdego roku z jezior i rzeki ściągamy setki metrów takich sieci - mówią strażnicy Sławomir Bławuciak (z lewej) i Jan Basiński.
- Każdego roku z jezior i rzeki ściągamy setki metrów takich sieci - mówią strażnicy Sławomir Bławuciak (z lewej) i Jan Basiński. fot. Dariusz Brożek
Świetnie wyposażone i zorganizowane bandy trzebią ryby w Obrze i w jeziorach wzdłuż lubusko-wielkopolskiego pogranicza.

Jezioro Wielkie to rezerwat. Nie wolno tam zerwać źdźbła trawy, ani wędkować. A nawet pływać kajakiem. Tymczasem przed kilkoma dwaj Wielkopolanie wypłynęli pontonem na środek akwenu i zarzucili tam sieci. Wybierali z nich szczupaki i leszcze, kiedy zostali wypatrzeni przez patrolujących akwen strażników. - Chcieli uciec, ale nie mieli szans. Zatrzymaliśmy ich i wezwaliśmy policję - opowiada szef społecznej straży rybackiej Jan Basiński.

Kłusownicy przyjechali z Wielkopolski. Jeden aż z Poznania, drugi z pobliskiego Nowego Tomyśla. - Staną przed sądem. Grożą im kary do dwóch la więzienia. - mówi sierż. Justyna Łętowska, rzecznik prasowy międzyrzeckiej komendy policji

Spijają śmietankę z jezior

Policjanci zabezpieczyli używany przez kłusowników sprzęt. M.in. wontony, czyli sieci z cienkiej żyłki. - W naszym magazynie mamy już z półtorej kilometra wontonów, które ściągnęliśmy z różnych jezior - mówi Piotr Terlecki ze straży społecznej.

Straż rybacka powstała z inicjatywy trzcielskich amatorów moczenia kija. Tworzy ją dziewięciu wędkarzy. Patrolują kilkanaście jezior o łącznej powierzchni około 1,5 tys. ha. - Chronimy te akweny przed kłusownikami. To prawdziwa plaga. Przeważają Wielkopolanie. I nie chodzi o wędkarzy, którzy nie mają kart lub przyjechali na wczasy i nie wykupili pozwolenia na nasze akweny. Problemem są dobrze zorganizowane i wyposażone bandy, które kłusują na skalę przemysłową i trzebię tony ryb - mówi Sławomir Bławuciak.

Na kłusowników narzeka wędkarz Dariusz Szczeszek. - Płacimy składki i zarybiamy jeziora, a oni spijają całą śmietankę. Ostatnio jak byłem z synem na jeziorze trzcielskim, to przy drugim brzegu kilku mężczyzn targało pełne sieci. Zadzwoniłem po strażników, ale kłusownicy zdołali uciec - opowiada.

Zdani na własny wzrok i słuch

Kłusownicy przyjeżdżają samochodami terenowymi z lawetami, mają motorówki, radiotelefony i lornetki z noktowizją, dzięki której mogą obserwować jeziora i ich brzegi nawet w pochmurną noc. - My tymczasem mamy jedną łódkę i jesteśmy zdani na własny wzrok, słuch i przysłowiowy węch - mówi J. Basiński.

Strażnicy liczą na wsparcie miejscowych władz. Teraz gmina płaci za paliwo do ich motorówki, ale to przysłowiowa kropla w morzu potrzeb. Muszą kupić lornetki i kamery, żeby nagrywać kłusowników. - Będziemy ich wspierać. W projekcie budżetu zapisaliśmy siedem tysięcy na koło wędkarskie. Część tych pieniędzy pójdzie właśnie na straż rybacką - zapowiada przewodniczący rady Tomasz Janeczek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska