Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tutaj dojdzie do tragedii!

Aleksandra Gajewska-Ruc
Aleksandra Gajewska-Ruc
Jeśli nikt nie zainteresuje się naszym problemem, w końcu coś się tutaj stanie - mówią mieszkańcy.
Jeśli nikt nie zainteresuje się naszym problemem, w końcu coś się tutaj stanie - mówią mieszkańcy. Aleksandra Gajewska-Ruc
Kalsko. Mieszkańcy nie czują się bezpiecznie we własnej wsi. Boją się o swoje dzieci.

Nasze dzieci chodzą tędy na przystanek, który dowozi je do szkoły. Nie ma tu chodnika, ani nawet pobocza. Samochody pędzą jak szalone. Codziennie boimy się, że coś się stanie. Czy musi dojść do tragedii, żeby ktoś w końcu się tym zajął? - pytają mieszkańcy Kalska.

Biegnący przez środkową część wsi chodnik kończy się przy zjeździe do Kuligowa. - Już kiedy budowali chodnik dziewięć lat temu, wnioskowaliśmy, by pociągnąć go dalej. W tej części wsi mieszka wiele rodzin z dziećmi, które muszą jakoś dostać się na przystanek. Były burmistrz zapewniał wtedy, że chodnik będzie. Później urzędnicy zwodzili nas z roku na rok - mówi Anna Kasprzak, która przez kilka lat pełniła funkcję sołtysa wsi.

Mieszkańcy od lat walczą o bezpieczeństwo. - Nie chcemy wiele. Choćby wąską ścieżkę po jednej stronie drogi, oddzieloną barierkami - mówi Anna Zielińska i dodaje, że poruszanie się krawędzią jezdni na felernym zakręcie to wielkie ryzyko. - Kiedyś jechałam tędy rowerem, a rozpędzone auto przejechało tak blisko, że się przewróciłam. A ile razy musiałam w uciekać na górkę, która biegnie wzdłuż jezdni, żeby mnie nie rozjechali? Najgorzej jest, gdy w okolicy jest jakiś wypadek i jadą tędy tiry. Wtedy w ogóle nie można z domu wyjść. I jak tu dojść do sklepu, czy do kościoła? - pyta ze złością. - Ja się wychowałam na tym zakręcie, dzieci jakoś odchowałam, teraz wnuki. Żeby z wózkiem tędy przejść, nawet nie ma szans. Czy naprawdę musimy bać się o dzieci przez kolejne lata? - zastanawia się A. Kasprzak.

W pismach kierowanych do wszelkich możliwych instytucji, mieszkańcy postulowali nie tylko o chodnik, ale i dodatkowe oświetlenie, przejście dla pieszych oraz progi zwalniające. - Bardzo ciężko jest wyjechać na drogę z posesji. To jak loteria, jedzie coś, czy nie jedzie za zakrętem? - mówią. - Kierowcy pędzą tą drogą po sto na godzinę. Przepisy to za mało, żeby ich powstrzymać - dodaje Darek Matuszewski.

Dzielnicowy, sierż.szt. Rafał Kaszubski, potwierdza, że w Kalsku bywa niebezpiecznie. Zarząd dróg powiatowych twierdzi jednak, że odcinek drogi uzyskał pozytywną opinię komendy. - Ja się pytam kto stwierdził, że tu jest bezpiecznie? Niech przyjdzie i nam to powie - oburza się D. Matuszewski.

W odpowiedzi na wniosek mieszkańców, zarząd dróg informuje, że chodnika w Kalsku nie ma w wykazie planowanych przez powiat inwestycji drogowych na najbliższe lata. Z pisma wynika, że jedyną możliwością jest podpisanie umowy o pomocy finansowej pomiędzy powiatem, a gminą. - Tak problem rozwiązano np. w Rokitnie - mówią mieszkańcy.

Co na to władze gminy? - Nie zostawimy mieszkańców samych z ich problemem. Wyślemy zapytanie do starosty w sprawie partycypacji kosztów i zabezpieczymy pieniądze z przyszłorocznego budżetu na budowę chodnika - zapewnia burmistrz Remigiusz Lorenz. Będziemy przyglądać się sprawie i wracać do tematu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska