Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tutaj płonęły stosy. Oskarżono 39 osób o czary. Zapłonęły stosy

Dariusz Chajewski68 324 88 [email protected]
Po co czarownicy jest miotła? Nie, czarownice z Kolska i z okolicy nie podróżowały na miotłach. Wkładały je do łóżek mężom, aby ci nie zorientowali się, że one bawią się na sabacie. Na trop procesów o czary wpadł historyk-amator.

Wszystko rozpoczęło się od choroby Łaskawej Pani, małżonki Łaskawego Pana von Kittlitz, rządzącego na kolskim dworze. Dama zapadła na nieznaną chorobę i nawet najznamienitsi medycy nie mogli ustalić, co jest przyczyną boleści. Czy to wezwano miejscowe zielarki, których pomoc nie zdała się na wiele, czy też w otoczeniu chorej pojawiły się kobiety, którym źle z oczu patrzyły... W każdym razie po okolicy poszła wieść, że Zły się panoszy. Pan von Kittlitz udzielił zatem biegłym w prawie przyzwolenia na rozprawienie się ze służkami szatana. Procesy odbywały się na dworze, a stosy zapłonęły na placu zwanym "tanecznym". Prawdopodobnie był to rejon obecnej ulicy Rynek...

Łańcuszek ludzi złej woli

Tomasz Zygmuntowicz z Kolska historykiem nie jest, ale tę dziedzinę nauki uwielbia. Mniej więcej przed dwoma laty przygotowywał materiały dotyczące historii swojej miejscowości. Na stronie niemieckiego genealoga znalazł informację o straceniu 39 osób oskarżonych o czary właśnie w Kolsku i w najbliższej okolicy. W swoich poszukiwaniach poszedł dalej i trafił na kolejne ślady, chociażby w "Historii procesów o czary na Śląsku", w której temu, co działo się w Kolsku i okolicy w latach 1664 - 1669, poświęcono cały rozdział. Później były kolejne dokumenty. Te zainteresowały historyków Tomasza Andrzejewskiego, a przede wszystkim Adama Górskiego z zielonogórskiego uniwersytetu, który dokumenty przetłumaczył i opracował.
- Na razie dokopaliśmy się do listy 28 - 40 ofiar procesów o czary - dodaje Zygmuntowicz. - Krąg podejrzanych poszerzał się na zasadzie łańcuszka. Jedna ofiara wskazywała drugą, ta kolejne i tak skompletowano skład całkiem pokaźnego sabatu, który miał odbywać się na pobliskiej Górze Lipce. Wiedźmy dojeżdżały na te nocne spotkania nocami, na koniach. Miotły? Używały ich nie do podróży, ale kładły je do łóżka obok mężów, którzy mieli nie zorientować się, że ich małżonki szaleją na sabacie.

Jego żona, wiedźma

Pierwszy był Adam Kubisch, zwany starym Paucker'em (Doboszem), woźnica z Grunwald (Jesiony). Za sprawą jego rozmaitych wypowiedzi, czyli pewnie był sensatem i gadułą, znalazł się w kręgu podejrzeń. Wójt z Kolska i przysięgli ławnicy sądowi, po konsultacji z Urzędem Ławniczym w Lwówku Śląskim (Lewenbergu), postanowili przyjrzeć się sprawie. Najpierw było łagodne przepytanie, a później "mając na względzie, że wymieniony Paucker przesłuchiwany przez kilka godzin, o różnych porach, trwał w swojej krnąbrności i łagodne przesłuchanie nie dało najmniejszego rezultatu, zdecydowano przekazać go katu". Wystarczyły dwa pociągnięcia batem, by stwierdził, że jego żona, nieboszczka, przed ośmioma laty, zwróciła się do niego mówiąc: "Drogi mężu, chodź ze mną, chcę tobie pokazać coś pięknego...". I tak trafił na sabat na górze, gdzie na wspaniałym krześle zasiadł obok "ich" króla i królowej. Była to na tyle efektowna impreza, że przez osiem lat nocą, we wszystkie nowe czwartki i w zapusty, udawał się na wspomnianą górę, gdzie przygrywał czarownicom. W zamian dostawał gotówkę, ale po powrocie do domu okazywało się, że zamieniała się w plewy...

Tańczyli ze Złym

Sabatowy grajek relacjonował, że w pląsach brało udział kilkaset osób. Nie wszystkie znał, ale rozpoznał wśród nich niejaką Specht-Michel, o której rozpowiadano, że chciała zakopać kości zmarłych pod progiem izby, aby Łaskawa Pani, która odmówiła jej ostatnio jednego garnka piwa, zachorowała. Była tam także stara Schmidändel, która "tańczyła z czarnym jegomościem i jeździła na brunatnawym koniu, jak też pod drzwi dworu chciała w brązowym wywarze z ziół zakopać substancje, żeby Łaskawa Pani, dostała choroby i uschła". Stara Pfeifferhanßen, która tańczyła ze Złym i smocze zioła chciała zakopać przy krużganku we dworze. I Villborn, która chciała ukryć niektóre zioła pod progiem izby, dlatego że Łaskawa Pani nie dała jej wynagrodzenia na pracę. I Schäfer Girgen, która tańczyła z czarnym jegomościem...

Jak w protokole zapewniali sędziowie przesłuchanie było prowadzone tak, aby ustalić, czy nazwiska te nie są podawane z zawiści i zmuszali podejrzanego do wielokrotnego powtarzania odpowiedzi, aby wyeliminować zmyślenia. Byli pewni winy, mimo że przesłuchiwany zapewniał, że ani on, ani jego żona na nikim nie uprawiali czarów... Eksperci z Lwówka, po przeczytaniu zapisu procesu, orzekli, iż człek zasłużył na stos. Zwłaszcza że w tym samym czasie Urszula Funffken zeznała jakoby wszyscy będący w więzieniu przybyli jednak w minioną noc Bożego Narodzenia jak zwykle na górę, a więziony Päucker przygrywał tak jak dawniej. Na tę jedna noc Zły miał swoje sługi uwolnić. Nawiasem mówiąc grajek został ponownie poddany torturom, gdzie przyznał się do wszystkiego. Nawet do sypiania z szatanem.

Poznajemy dość dokładnie hierarchię i porządek sabatowych spotkań. Nawet umaszczenie koni, na których przybywały uczestnicy. Proces trwał, ale mimo to Spät-Bartheln i Baraßen, Specht-Micheln, starej i młodej Daschiken, Schäfergirgen, Christophn Theilß i człekowi zwanemu zmieniaczem koni z Konotopu udało się zbliżyć do Łaskawej Pani, która była niezbyt dobrze chroniona. Na dodatek kolskiemu naczelnikowi, który zajmował się aktami czarownic, postanowili nalać trochę ziół, żeby podczas odwiedzin Łaskawej Pani choroba przeszła na niego. Gang czarownic wykorzystał także truciznę, żeby sędziego w Grünwaldt sparaliżowało i pokręciło, a siostrę Piotra, przysięgłego ławnika sądowego w Kolsku, dotknęło ciężkie kalectwo.

Cudownie nawrócona

Łańcuszek się wydłużał. Weźmy niejaką Willbron, która została wymieniona w kolskim procesie przez starego Päuckera, starą Theilin, Adamę Kufel i starą Kuner. Miała mówić podczas sabatu, że śmierć ofiar stosu chce pomścić na Łaskawej Pani i dzieciach wójta. Na polecenie pani von Kittlitz przesłuchiwano ją przez kilka godzin. Przy pomocy tortur. Opowiedziała jak jej siostra Kuners przyszła do jej domu i powiedziała: "Kochana siostro, chodź z nami do domu wójta, chcemy mu tam wspólnie spłatać figla i zemścić się na jego dzieciach, a on akurat pojechał do polskiego klechy". Po czym weszły do izby wójta, gdzie w łóżeczku leżało dziecko, spreparowały w skorupie rozbitego garnka truciznę, którą wlały dziecku do gardła. Nazajutrz umarło...

Lektura wyglądałaby całkiem zabawnie, gdyby nie świadomość, że wszystkie podejrzane wędrowały na stos. Za co? Oto "korzyści z mleka miała Schäfer Girgen od jej brata w Töpperbude". Wysmarowawszy się maścią szatana, zamieniła się w myszkę, pobiegła do Töpperbude i wydoiła krowy brata... Musiała bardzo nie lubić brata, gdyż na dodatek mazidłem wysmarowała dwa cielaki, które potem padły. Przyjętą komunię, wraz z innymi substancjami, które przyniósł szatan, zakopała pod progiem domu, wskutek czego w tym czasie padło kilka sztuk bydła.

Z kolei Christoph Bartschen, żona chłopa w Kolsku, poznała pewnego czarnego jegomościa o imieniu Piotr. Najpierw "żeby było przyjemnie, tańczył z nią, a potem jej krwią, wziętą z nosa, zapisał w wielkiej czarnej księdze jej nazwisko i imię. Po czym ona na polecenie szatana, bo on to był, trzykrotnie wyparła się Boga". Po tym zdarzeniu niewiasta we wszystkie nowe czwartki i zapusty na swoim czarnym koniu bywała na sabacie. Szatan miał z nią do czynienia pięć razy, a ona później "odstąpiła" swoje miejsce pewnej dziewczynie, sprzątaczce...

Bezradność... Stąd podziwiać należy Katarzynę Kunertin zwaną Katarzyną od pisarza, która ocalała. Ta 30-latka wiedziała prawdopodobnie, że nie ma wyjścia, na stos wędrowały jej wszystkie znajome, krewne. Przyznała się natychmiast, opowiedziała niestworzone historie i... poprosiła o modlitwę w jej intencji. Wówczas odbyło się spektakularne widowisko. Kobieta zademonstrowała publicznie nawrócenie. "Kiedy ponownie zaczęła się modlić, zaraz znowu traciła mowę, robiła się czarna i tak żałośnie krzyczała, że słychać ją było we wsi. Odnowiła przymierze z Panem Jezusem. Od tego czasu, po powrocie, dzięki Bogu, nie odczuwała już więcej żadnych pokus".

Krwawe szczegóły

Łaskawa Pani okazała się nie do końca łaskawą skoro tak wiele było dam, które miały do niej żal. Najwięcej było ich w Jesionie. A może w tej wsi najbardziej narosły sąsiedzkie konflikty, które najłatwiej było załatwić przez pomówienie...?
Jak podkreśla Adam Górski każdy proces o czary miał ten sam cel, poszukiwanie osób związanych z ciemną stroną, z szatanem. O ile biała magia była tolerowana, o tyle ta skierowana przeciwko człowiekowi już nie. Każdy z procesów miał swoją specyfikę.
- Tutaj wszystkie sprawy łączył udział w uroczystościach, na których bywali słudzy szatana - dodaje historyk. - Wyroki śmierci formułowano pod zarzutem wyparcia się Boga i podpisania porozumienia ze sługami ciemności. Tańce, jedzenie, picie... W Kolsku nie ma niemal elementów seksualnych. Dzięki tym relacjom mamy obraz zwyczajów, magii, zakopywania kości, zbierania ziół... Ale to, co miało być białą magią, zamieniało się w czarną.
Tymczasem Tomasz Zygmuntowicz chciałby przy unijnym wsparciu sprawić, aby o historii Kolska i okolicy było głośno. Myśli o spektaklu historycznym. Czy to smakowanie krwawych szczegółów? Zygmuntowicz powtarza, że historia to przecież zapis błędów i szaleństw ludzkości.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska