Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twardziel z nożem kuchennym w dłoni

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Usiadł na tylnej kanapie i poprosił, by taryfiarz nie jechał zbyt szybko, bo ma chorobę lokomocyjną
Usiadł na tylnej kanapie i poprosił, by taryfiarz nie jechał zbyt szybko, bo ma chorobę lokomocyjną mmagallan/ sxc.hu
W chwili napadu na taksówkarza Rafał miał zaledwie 19 lat, a na koncie już dwuletni wyrok za rozbój. Obie kary kończyły się przedterminowym zwolnieniem za dobre sprawowanie, ale żadnej z danych mu szans chłopak nie wykorzystał.

"Karaś" pochodził z małej miejscowości koło Kostrzyna. Jego nauka zatrzymała się na pierwszej klasie gimnazjum. Drugiej nie skończył, choć rozpoczynał ją cztery razy, i to w różnych placówkach. We wsi mieszkał z rodzicami i starszą siostrą. W domu atmosfera była ciepła, choć nie przelewało się.
Z wywiadu środowiskowego kuratora: "Rafał K. od małego sprawiał problemy wychowawcze. W domu był spokojny, bał się ojca. Poza domem stawał się innym człowiekiem. Nie chciał się uczyć. W szkole duży wpływ na niego mieli starsi koledzy".

Zależało mu na kasie

W wieku 17 lat chłopak usłyszał pierwszy wyrok. Niedługo przed Bożym Narodzeniem napadł w Słońsku na syna wójta. Uderzył go pięścią w twarz i z główki. Grożąc, że wyciągnie nóż, chciał mu zabrać telefon komórkowy. Nie udało się, bo akurat nadjechał wójt. Za rozbój dostał dwa lata. Z akt wynika, że był też zatrzymany w Niemczech za przemyt czeczeńskich uchodźców.
"Karaś" z więzienia wyszedł w styczniu 2005. Został warunkowo zwolniony, a okres próby kończył mu się dopiero na początku 2007 r. Miesiąc po jego wyjściu kurator odnotowuje, że chłopak "gra twardziela, na niczym mu nie zależy, jedynie na pieniądzach. Szczyci się osiągnięciami przestępczymi, które dają mu poważanie wśród kolegów".

Chciał ukraść auto, nie wiedział jak

Na wolności zrezygnował z pracy już po trzech tygodniach. Niedługo po tym stwierdził, że najszybciej zdobędzie pieniądze, kradnąc samochód. W trakcie przesłuchania przyznał, że nie potrafiłby zwinąć zaparkowanego auta. Chodziło mu więc o to, by obezwładnić kierowcę w trakcie jazdy i odjechać. Wymyślił, że najprościej będzie napaść na taksówkarza. Z całej akcji zwierzył się koledze ze wsi. Prosił go, by załatwił kupca na samochód. Upatrzył sobie opla vectrę.

23 marca 2005 wziął torbę podróżną ojca, złapał stopa do Kostrzyna i przyczaił się na postoju taksówek przy PKP. W końcu wsiadł do opla. Poprosił o kurs do Słońska. To kilkanaście kilometrów. Żeby kierowca nie zażądał pokazania pieniędzy i nie zrobił się podejrzliwy, sprzedał mu bajeczkę, że właśnie wrócił ze Szwecji, gdzie zarabiał jako operator wózka widłowego. Zapytał nawet, czy 80 euro za kurs wystarczy. Usiadł na tylnej kanapie i poprosił, by taryfiarz nie jechał zbyt szybko, bo ma chorobę lokomocyjną. Na zakrętach auto zwalniało nawet do 30 km/h. Dzięki temu inne samochody wyprzedzały go.
19-latek wykorzystał moment w okolicach Czarnowa i przystawił kierowcy do policzka nóż, który wcześniej podebrał mamie z kuchni. Kazał mu wysiadać z auta. Ale taksiarz nie odpuścił, złapał go za rękę i zaczął się z nim szarpać. Choć nóż ranił go w policzek, udało mu się wysiąść i przyblokować drzwi. Spanikowany Rafał uciekł do pobliskiego lasu.

Do napadu doszła kradzież

Dzięki torbie, która została w oplu, policjanci szybko namierzyli napastnika. Zatrzymali go następnego dnia, kiedy siedział w szopie. "Karaś" niczemu nie zaprzeczał. Podczas przesłuchania przyznał się też, że włamał się do niezamieszkiwanego domu sąsiadów, z którego ukradł butlę z gazem. Sprawa była jasna. Sąd musiał jedynie rozstrzygnąć, w jaki sposób doszło do zranienia kierowcy.
Taksówkarz twierdził, że został uderzony w policzek. Ale chłopak mówił, że przystawił mu nóż do twarzy tępą krawędzią, a krew się polała, bo mężczyzna zaczął się obracać i szarpać. Sprawę rozstrzygnął biegły lekarz. Uznał, że ze względu na charakter rany, nóż musiał dotykać skóry ostrą częścią. Nie wykluczył jednak, że do cięcia doszło w wyniku zbiegu dwóch okoliczności: przyłożenie i ruch noża po powierzchni policzka "spotkały się" z obronnym ruchem pokrzywdzonego. I taką wersję przyjął sąd. Prokurator żądał dla młodego recydywisty łącznej kary ośmiu lat więzienia (za napad i kradzież). Wyrok był łagodniejszy: pięć lat.

Wyszedł za wcześnie...

Kara miała się skończyć 24 marca 2010. Rafał K. znów wyszedł wcześniej, bo już w lutym 2009. Przyznano mu nadzór kuratorski, lecz chłopak nie pojawił się u opiekuna, nie było z nim kontaktu. Dlatego w lipcu sąd odwołał przedterminowe zwolnienie i zarządził wykonanie reszty kary. Tyle że "Karaś" był już za granicą. Według ustaleń policji, wyjechał do czeskiego Pilzna, gdzie rodzice zaczęli pracę w fabryce Skody. Przez tamtejszych funkcjonariuszy został zatrzymany 2 lutego 2010 na podstawie europejskiego nakazu aresztowania. Dwa miesiące później wylądował w polskim więzieniu, gdzie dokończył odsiadkę.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska