Jeśli ktoś nie lubi w kinie dubbingu, to musi jednak choć dygnąć przed Czerwoną Królową. Użyczająca jej głosu Katarzyna Figura dała tu prawdziwy popis talentu.
W pierwszych scenach "Alicji w Krainie Czarów", w czasach współczesnych 19-letniej bohaterce, czyli ściśniętych gorsetem XIX-wiecznej wiktoriańskiej etykiety, matka strofuje córkę. Że ta na ważnym przyjęciu będzie właśnie bez gorsetu! Bez pończoch! Przecież ludzie przyjęli pewne zasady... - A gdyby przyjęli, że trzeba chodzić z serem na głowie, to byś chodziła? - odcina się Alicja.
Za chwilę nasza bohaterka stanie przed poważnym wyzwaniem. Poprosi ją o rękę bogaty, acz wielce nieciekawy lord, którego Alicja nie darzy żadnym uczuciem. Ale czy może odrzucić oświadczyny, skoro pochodzi z podupadłej finansowo rodziny? I tu Alicja daje nura w głąb króliczej nory...
Tim Burton, jeden z współczesnych magów kina, królów filmowej wyobraźni (wszak reżyser zajmuje się też grafiką i malarstwem), wyczarowuje nam podziemny świat tak, jak jeszcze żaden z ekranizatorów powieści Lewisa Carrolla. Nawet bez trójwymiarowej sztuczki, po którą tak chętnie sięga teraz kino, trudno za jednym zamachem skonsumować to bogactwo kolorów (autorem zdjęć jest nasz rodak Dariusz Wolski), pomysłów scenograficznych i przede wszystkim oryginalnych postaci.
Kapelusznik z powiększonymi oczami Johnny'ego Deppa, Czerwona Królowa (Helena Bonham-Carter) z olbrzymim czerepem, rozpływający się, wiecznie uśmiechnięty Kot z Cheshire, pękaci bliźniacy Dyludyludi i Dyludyludam - komputerowe efekty pozwalają dziś na wszystko. (Niestety, tzw. potwory latające i ryczące wyglądają na pożyczone ze stajni Petera Jacksona z "Władcy Pierścieni").
Najważniejsze jednak, że Burton w tym bogactwie "wszystkiego" nie zagubił myśli przewodniej. Podróż jego Alicji w głąb własnych lęków i pragnień jest tutaj lekcją dorastania do samodzielności. 19-latka rzucona między armie dobrej Białej Królowej (Anne Hathaway) i złowrogiej Czerwonej Królowej, z lubością nadużywającej rozkazu "Ściąć go!" - uczy się sztuki wyboru, lojalności, wierności, ale wierności przede wszystkim swoim przekonaniom.
Może Burton w finale, już w "realu", dopowiada za dużo o chwalebnych skutkach bycia sobą, skutkach szlachetnego zwariowania, które powinniśmy w sobie pielęgnować, a nie tłumić, ale mimo to jego "Alicja w Krainie Czarów" raczej nie rozczarowuje, choć...
... mając w pamięci "Jeźdźca bez głowy" czy "Sweeney'a Todda: Demonicznego golibrodę z Fleet Street" chciałoby się więcej groteski, odrobinę makabry i czarnego humoru, żeby nie było już tak zupełnie na słodko, pod najmłodszego widza. Jedna gałka oczna, bimbająca u boku Mniamałygi, to trochę za mało. Mistrza stać na więcej, ale tu się widać uczesał.
Prócz zdjęć Wolskiego mamy w filmie i inny polski akcent. Grająca Alicję australijska aktorka Mia Wasikowska ma mamę Polkę. Swoją kreacją nieco krnąbrnej, zbuntowanej dziewczyny, na pewno otworzyła sobie drzwi do kariery.
Johnny Depp jako Kapelusznik. Cały film czekamy na jego taniec.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?