Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekinier z Obrzyc Piotr K. zamieszany w kolejny mord?

Aleksandra Gajewska-Ruc
Aleksandra Gajewska-Ruc
Piotr K. jest już w rękach policji.
Piotr K. jest już w rękach policji. archiwum
W czwartek na Wyspach aresztowany został niebezpieczny przestępca, którego od grudnia szukali funkcjonariusze w kraju i za granicą. Czy zabił ponownie?

11 tygodni korzystał z wolności Piotr K. - od 19 grudnia, gdy udało mu się uciec ze szpitala psychiatrycznego w Obrzycach. Tyle czasu wystarczyło „mężczyźnie z blizną”, by ponownie wejść w konflikt z prawem. Raz udało mu się wywinąć, ale po kilku tygodniach, w sobotę 3 marca na dobre wpadł w ręce brytyjskiej policji.

Jak to się stało, że Piotr K., pacjent zbiegły ze szpitala psychiatrycznego w Obrzycach został zatrzymany w brytyjskim Bolton jako groźny przestępca ścigany listami gończymi?

Aby to wyjaśnić, cofnąć się trzeba do maja 2006 r. Na blokowisku Ugorek w Krakowie odbyła się wówczas alkoholowa libacja, zakończona śmiercią gospodarza. Szymon Ż. pobity tłuczkiem do mięsa we własnym mieszkaniu, nadal żył, gdy grupa mężczyzn (a wśród nich 20-letni wówczas Piotr K.) przewoziła zawinięte w dywan ciało na pobliskie ogródki działkowe. Był maltretowany jeszcze po drodze, ostatecznie zginął od ciosu w głowę kamieniem. Motywem zabójstwa miały być więzienne porachunki.

Zbrodnia szybko wyszła na jaw. Głównego sprawcę skazano na 25 lat więzienia. Piotra K. przed podobnym losem uchroniła niepoczytalność stwierdzona przez sądowych psychiatrów. Prawomocnym wyrokiem sądu, mężczyzna został skierowany na leczenie psychiatryczne. Obrzyce były kolejnym szpitalem, w którym przebywał „mężczyzna z blizną” (pamiątką po przeszłości jest szrama przecinająca jego policzek).

Choć Piotr K. wykazał skruchę za swoje uczynki („Modlę się, by Bóg mi to wybaczył i żeby państwo też mi wybaczyli” - napisał dziesięć lat temu w liście do rodziców zamordowanego chłopaka), niewykluczone, że od samego początku planował powrót na wolność. 19 grudnia niemalże w samo południe wyszedł przez okno położonej na parterze oddziału łazienki. Niezauważony wsiadł do samochodu, w którym czekała umówiona osoba i odjechał.

Tajemnicza postać za kierownicą to najprawdopodobniej kobieta, która przez jakiś czas również była pacjentką Obrzyc, a później odwiedzała Piotra K. w szpitalu. To właśnie mieszkanka powiatu strzelecko-drezdeneckiego musiała dostarczyć mu narzędzie, którym otworzył okno i razem z nim rozpłynąć się w powietrzu. Śledczy od początku podejrzewali, że para ukrywa się za granicą. - Najważniejsza z hipotez zakłada, że K. znajduje się poza granicami Polski, w poszukiwania zaangażowany jest Interpol - mówiła nam w styczniu prok. Renata Synczewska z Prokuratury Rejonowej w Międzyrzeczu.

Za mężczyzną rozesłane zostały dwa europejskie nakazy aresztowania. Mimo to, Piotrowi K. udało się przechytrzyć stróży prawa. Gdy na początku lutego znalazł się w grupie sześciu osób zatrzymanych w Bolton w związku z zabójstwem mieszkającego tam Polaka, podał policjantom nieprawdziwe dane. Dopiero gdy do policyjnej bazy trafiły pobrane od mężczyzny odciski palców, Brytyjczycy zorientowali się, że właśnie puścili wolno poszukiwanego przez Interpol groźnego przestępcę. Aresztowali go dopiero kilka tygodni później, w czwartek 3 marca.

Prokuratura sprawdza czy i jaką rolę odegrał w zabójstwie Polaka na wyspach Piotr K. - Wiemy, że w Wielkiej Brytanii popełnił inne przestępstwa. Podjęliśmy działania, mające ustalić czego dotyczyły - mówi prok. Synczewska. Jak wynika z doniesień policji, mężczyzna został zaatakowany w swoim samochodzie, dotkliwie pobity i raniony ostrym narzędziem. Decyzję o deportacji Piotra K. do Polski ma podjąć sąd w Wielkiej Brytanii. Jeśli jednak potwierdzi się jego udział w zbrodni, angielski wymiar sprawiedliwości może nie wydać go tak łatwo.

Co w przypadku powrotu Piotra K. przed polski sąd? Wyrok sprzed dziesięciu lat jest prawomocny, co oznacza, że za starą zbrodnię za kraty nie trafi.

Mieszkańcy Obrzyc nawet nie wyobrażają sobie sytuacji, w której przestępca wróciłby do miejscowego szpitala. To na ogół spokojne, otoczone lasami miejsce, w grudniu stało się epicentrum strachu i niepokoju. - Jak to możliwe, że groźny morderca w biały dzień uciekł ze szpitala? Przecież może być teraz wszędzie, nawet tu, za rogiem - mówił nam wtedy jeden z mieszkańców. Na terenie szpitala oprócz budynków, w których mieszczą się poszczególne oddziały, znajdują się też domy i mieszkania, a nawet miejscowa szkoła. Zaraz przed otwartą szpitalną bramą - kilka bloków mieszkalnych, a kawałek dalej duże osiedle domków jednorodzinnych. Nie ma się wiec co dziwić, że mieszkańcy okolicy bali się o swoje bezpieczeństwo. - Oby był już daleko stąd - mówili z nadzieją. Dziś ich obawy odżyły.

- Dotąd czułam się tu bezpiecznie, moje dzieci chodzą tu do szkoły. Jednak wizja morderców wychodzących przez okno z oddziału naprawdę mnie przeraża. Tym bardziej, że ten znów wyrządził komuś krzywdę. To przecież mogło zdarzyć się tutaj, na miejscu - mówi mieszkanka ul. Poznańskiej, pani Ewelina.

Będziemy śledzić losy Piotra K. i wracać do tematu w tygodniku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska