Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

UL. BUŁGARSKA 6: Marzenie za kółkiem

Data publikacji artykułu w "GL" > 29-30 grudnia 2007
- W czasie świąteczno-noworocznym zawsze taksówkę przystrajam - mówi Wiesław Grabowski
- W czasie świąteczno-noworocznym zawsze taksówkę przystrajam - mówi Wiesław Grabowski fot. Mariusz Kapała
Wiesław Grabowski najpierw miał dużego fiata, potem poloneza, teraz jeździ volkswagenem. Nie tylko samochody z czasem się zmieniają, ale i trasy, i sami klienci.

Jest zielonogórzaninem od urodzenia. Nie wyobraża sobie, by miał mieszkać gdzie indziej. Gdy był młodym chłopakiem wszyscy mówili, że powinien zostać ślusarzem. Bo to przyszłościowy zawód. No to został nim po ukończeniu szkoły w ówczesnym Zespole Szkół Mechanicznych (dziś to ,,elektronik").

- Trzy miesiące byłem na stażu w Falubazie, potem brat mnie zabrał do Lumelu, gdzie pracowałem 11 lat - opowiada W. Grabowski. - W końcu zatrudniłem się w Zakładzie Usług Technicznych, tam gdzie teraz jest księgarnia św. Antoniego. Po robocie budowaliśmy siedzibę naszej firmy na os. Zacisze.

Uliczne zgadywanki

Ale wciąż marzył o taksówce. W Lumelu z chłopakami wciąż rozmawiał o trasach.
- Zadawaliśmy sobie pytania o ulice w mieście. Np. gdzie jest ul. ks. Wawrzyniaka - przypomina sobie. - Albo Leszczynowa, Krokusowa. Chodziłem do Marii Gołębiowskiej, która oprowadzała mnie po mieście, tłumacząc, jakie nazwy ulica miała przed wojną, po wojnie, obecnie. To były dobre lekcje…

Dużo uczył się z map. Nazw ulic, przy których nie było jeszcze domów.
- W 1969 r. wróciłem z wojska. Mój mistrz zawodu Wacek Madej poszedł na taksówkę. Dostał numer 125. Rok wcześniej zrobił to Marian Wasilewski, miał numer 85 - mówi W. Grabowski. - Też tak chciałem, jak oni…
Udało się mu to w roku 1981. Dostał numer 426.

- Pamiętam dokładnie, jak pani Wanda Rożko w urzędzie komunikacji załatwiała moją sprawę - przypomina sobie zielonogórzanin ważne dla niego momenty.

Mam trasę - Północną

Jazda w stanie wojennym nie była za ciekawa. Ale potem zdarzały się różne kursy. Do Katowic.

- Takie dalekie kursy nazywamy trasami. Gdy wybudowano u nas obwodnicę , żartowaliśmy: Mam trasę - Północną - wspomina.

Bywały kursy z Niemcami, którzy zachwyceni byli, że mogą po niemiecku ze mną się dogadać. Markami płacili, a przelicznik był wielki. Potem paczki na święta przysyłali…
Nie zawsze było różowo. Na os. Pomorskim po sześć godzin czasem się stało, zanim pierwszy klient się zjawił.

- Mówimy wtedy, że kwitniemy w jednym miejscu - mówi zielonogórzanin. - Bałagan się zrobił, kiedy na początku lat 90. każdy mógł zostać taksówkarzem. Na szczęście znów wróciły dawne wymagania. Ale pojawiły się też nowe. Kasy fiskalne i inne. Nie zawsze potrzebne. A taksówkarz to nie milioner. Rzadko który na nowy wóz sobie pozwala. Chyba że na kredyt. Czasem strach jest jeździć, zwłaszcza gdy słyszy się o morderstwach i pobiciach. Ale cóż… ryzyko zawodowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska