Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

UL. KUPIECKA 32: Zdjęć już więcej nie robię

Izabela Baron 0 68 324 88 36 [email protected] Data publikacji artykułu w "GL" > 26 sierpnia 2008
Ostatnie chwile w zakładzie. Krzysztof Donabidowicz pakuje sprzęt.
Ostatnie chwile w zakładzie. Krzysztof Donabidowicz pakuje sprzęt. fot. Bartłomiej Kudowicz
Krzysztofa Donabidowicza zna większość zielonogórzan. Ma 88 lat. Jest najstarszym fotografem w mieście. Wczoraj punktualnie o 17.00 ostatecznie zamknął drzwi swojego zakładu.

A prowadził go przez 66 lat. - Żałuję, że go likwiduję, przecież spędziłem tu prawie całe moje życie- mówi. - Chciałem wprawdzie, żeby ten moment nastąpił za dwa lata, w moje 90. urodziny, ale sprawy rodzinne są jednak ważniejsze. Muszę zaopiekować się moją żoną, która od niedawna jest na wózku.

Donabidowicz pochodzi z Kresów, jest Ormianinem czystej krwi. Zanim otworzył swoją pierwszą pracownię fotograficzną, musiał przystąpić do egzaminu mistrzowskiego. -Pamiętam, że był to dla mnie bardzo ważny dzień. Od niego wszystko się zaczęło - wspomina. Później walczył na froncie. Po wojnie, w 1946 roku, osiedlił się w Zielonej Górze i na ul. Kupieckiej otworzył pierwszy zakład.

Zaczynałem pracę z jednym aparatem

- Pamiętam, że jak tu przyjechałem, w mieście było trzech fotografów - wspomina pan Krzysztof. - Pan Ratecki, Michalak i Stawski.- Dzisiaj z tego pokolenia zostałem tylko ja.

Przez te wszystkie lata pomagała Donabidowiczowi pasja. Zdobył wielu stałych klientów. - Fotografowałem całe pokolenia rodzin - mówi. - Mimo, że zacząłem swoją pracę tylko z niemieckim wielkoformatowym aparatem studyjnym Globica, na brak klientów nie narzekałem - dodaje.

Z biegiem czasu w pracowni pana Krzysztofa pojawił się profesjonalny sprzęt fotograficzny, który mógł śmiało konkurować z tym, co mieli inni fotografowie w Zielonej Górze. - Zawsze byłem otwarty, rozmawiałem z ludźmi, którzy przychodzili do mojego zakładu i to okazało się kluczem do sukcesu. Aż łezka w oku się kręci, jak sobie przypominam tamte czasy - zamyśla się.

Fotograf to był poważny zawód

- Mam nawet dyplomy za całokształt mojej pracy. Wszystkie wisiały tu, w zakładzie. Teraz są w kartonie - wzrusza się pan Krzysztof. - Nie mogę uwierzyć, że to wszystko już minęło. Ale co zrobić, siła wyższa.

Po dyplomach zostały tylko gwoździe i jasne ślady na ścianach. Teraz powstanie tu zakład dentystyczny syna pana Krzysztofa.

- Myślę, że fotografia w Zielonej Górze jest w dobrych rękach - zamyśla się. - Teraz fotografom jest o wiele łatwiej. Nie trzeba mieć kwalifikacji, więc nie ma też żadnych egzaminów. Za moich czasów bycie fotografem to było naprawdę coś wielkiego.

Pan Krzysztof fotografował też miasto. W swojej sporej kolekcji miał między innymi zdjęcia z Winobrania. Właściwie wszystko oddał do albumów poświęconych historii Zielonej Góry. -Przynajmniej w ten sposób nie zostanę zapomniany - dodaje. Nie wspomina, że był jedną z osób skazanych po Wydarzeniach Zielonogórskich. Został aresztowany, chociaż nie rzucał kamieniami w milicjantów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska