Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

UL. KUPIECKA 37: Zegar na szczęście

Leszek Kalinowski 0 68 324 88 74 [email protected] Data publikacji artykułu w "GL" > 29-30 grudnia 2007
Naprawa drobnych elementów uczy pokory i cierpliwości nie tylko wobec mijającego czasu - mówi Milan Konecki
Naprawa drobnych elementów uczy pokory i cierpliwości nie tylko wobec mijającego czasu - mówi Milan Konecki fot. Mariusz Kapała
Zraz po północy Milan Konecki nakręci zegarek. Tak każe tradycja i zwyczaj. Ma to zapewnić powodzenie na kolejne 364 dni.

Choć długo wpatruje się w przesuwające się wskazówki, czas mija mu bardzo szybko. Nawet się nie obejrzał, kiedy minął stary rok. Osiemnasty już, od rozpoczęcia działalności przy ul. Kupieckie 37. Pracy dużo, bo każdy przed nowym rokiem chce mieć zegar na chodzie. By punktualnie wybił północ.

- Właściwie to rodzice mnie tak ukierunkowali. Najpierw skończyłem szkołę zawodową o profilu zegarmistrzowskim, potem technikum w Łodzi. Obu szkół już dziś nie ma - mówi Milan Konecki. - Czas wymusił zmiany na rynku.

Pierwszy polski powstał u nas!

Przez wiele lat pracował w hurtowni, naprawiając zegary. Potem postanowił przejść na swoje. Lekko nie było, bo ludzie zachłyśnięci tanią elektroniką nie kupowali mechanicznych zegarków. Ale sytuacja znów się odmieniła. Zielonogórzanie chcą mieć porządne mechanizmy. Na świecie taki powrót obserwuje się od 10 lat.

- Do tej pory w naszym kraju można było kupić tylko zagraniczne marki. A teraz mamy już swój, polski zegarek mechaniczny. I to na dodatek z Zielonej Góry - cieszy się pan Milan. - Firma Polopra Manufaktura Krzysztofa Janczaka powstała rok temu, w tym miesiącu wprowadziła na rynek pierwsze modele polskich zegarków mechanicznych. Miałem w tym swój mały udział, w składaniu elementów.

Na razie zielonogórskie zegarki trafiły do trzech miast w Polsce, wyprodukowano ich niewiele, ale z czasem produkcja ma się zwiększyć.

Kręcą się na walizce

Ostatnie nakręcane zegarki powstały w naszym kraju w latach 60. I takie też trafiają do naprawy do zakładu pana Milana. Czasem długo trzeba szukać oryginalnych części.

W zakładzie stare zegary mieszkają się z nowoczesną techniką. Na biurku stoi zabytkowy, bardzo ciężki, bo z marmuru, zegar. Obok na srebrnej walizce kręcą się zegarki na rękę. Po co? Gdy chodzimy, czasomierz mamy w różnych pozycjach. Naprawiamy go, gdy leży, dlatego trzeba sprawdzić, jak będzie chodził w ruchu… W zakładzie przydaje się także laptop. A w domu?

- Nie mam za dużo zegarków, jeden na ścianie, dwa budziki. No i ten na rękę - mówi M. Konecki. - Za to chodzą punktualnie, więc nigdzie się nie spóźniam.
Rodzina Koneckich przyznaje, że nie żyje z zegarkiem w ręku. Bo mam go w sobie, taki wewnętrzny, który podpowiada, by być wszędzie tam gdzie trzeba o określonej godzinie.

Córki: Milena i Marta na razie nie zaraziły się pasją taty.
- Ciężko je zainteresować mechaniką precyzyjną, ale kto wie? Czas pokaże - dodaje M. Konecki. I znów nakręca czyjś zegarek. Na szczęście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska