Biuro rzeczy znalezionych mieści się przy Kupieckiej naprzeciwko sklepu z winami świata. Wchodzi się tu przez bramę między butikami, albo od strony Piotra i Pawła. Od grudnia zeszłego roku rządy sprawuje tutaj Anna Wojnarowska.
Wcześniej przez kilka lat czyściła w urzędzie różne gabinety, a gdy wygrała konkurs, "wprowadziła" się na Kupiecką. A jeszcze wcześniej mieszkała w Nowym Tomyślu i do grodu Bachusa zjechała 21 lat temu. Za mężem. Tu na świat przyszli dwaj synowie: starszy Jacek i młodszy Adrian.
Jacek bardziej wdał się w mamę, bo też gubi różne rzeczy. Jednego razu stracił czajnik bezprzewodowy, a kiedy indziej toster. Ale najciekawsze było to, że któregoś dnia zgubił paszport. A potem odnalazł go w biurze. W tym samym w którym pracuje jego mama.
Damskie spodnie z autobusu
Biuro należy do Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Składa się z malutkiego przedsionka, gabinetu Anny i niedużego magazynu. I w niczym nie przypomina biura rzeczy znalezionych z książki "Biuro rzeczy znalezionych" Siegfrieda Lenza. Po pierwsze jest o wiele skromniejsze, a po drugie zatrudnia tylko jedną osobę: Annę właśnie. To ona przyjmuje tu wszystkie znalezione zguby, zapisuje je w zeszycie, nanosi do komputera, a potem odsyła do magazynu przy Zjednoczenia.
W biurze przy Kupieckiej leżakują wyłącznie drobiazgi: jakiś złoty łańcuszek, kilka komórek, parasolki, aparat cyfrowy, okulary, kilkanaście portfeli z grosiakami w środku. - Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś przyniósł portfel z grubymi pieniędzmi - przyznaje Anna.
Ale najwięcej jest tu kluczy: od mieszkań i samochodów. - Proszę tylko zobaczyć - Anna otwiera szafkę. - Od trzech lat czekają na właścicieli. A ten pęk trafił niedawno. To klucze z pilotem od peugota.
Są jeszcze damskie spodnie i szpilki znalezione w autobusie, duża torebka damska. Na zapleczu stoi odtwarzacz samochodowy, radiomagnetofon i stary telewizor Sony. Ktoś go znalazł na Zaciszu i przytargał do biura.
Kolega ze zdjęcia
Ludzie gubią różne rzeczy. Z roztargnienia ma się rozumieć. Tak uważa Anna, bo innego wytłumaczenia nie ma. Sama też do roztargnionych się zalicza. Ostatnio w taksówce zostawiła rękawiczki. Ale nikt ich do biura nie przyniósł.
Przynoszą za to rowery, zegarki, dokumenty, kurtki, a nawet zdjęcia. - Wzruszył mnie niedawno starszy pan, który na przystanku znalazł zdjęcie legitymacyjne jakiegoś chłopca. I przyniósł tutaj. Wetknęłam je za szybę, a już następnego dnia znalazł się właściciel fotki. Rozpoznał go mój syn, bo to był jego kolega.
Czasami Anna bawi się w detektywa. Niedawno odnalazła w Czerwieńsku właścicielkę telefonu komórkowego. Ustaliła też właściciela eleganckiej teczki skórzanej.
- Najbardziej cieszę się, gdy ludzie się cieszą, że zguba się odnalazła. Wtedy wiem, że moja praca ma sens - mówi. - I podziwiam tych, którzy te zguby do nas przynoszą. Że im się chce...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?