Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

UL. MICKIEWICZA 8: Klienci przyszli za nami

Leszek Kalinowski Data publikacji artykułu w "GL" > 28 stycznia 2008
- Klienci tęsknią za bezpośrednim kontaktem ze sprzedawcą - mówią Hanna Trojanowska i Małgorzata Lewandowska
- Klienci tęsknią za bezpośrednim kontaktem ze sprzedawcą - mówią Hanna Trojanowska i Małgorzata Lewandowska fot. Paweł Janczaruk
Choć to nie sklep z zabawkami, muszą być na bieżąco z dziecięcymi hitami filmowymi. By zamawiać piórniki i zeszyty z Atomówkami czy Dexterem.

Klienci mówią o nich: zgrana załoga. A jaką atmosferę tu robią! - chwalą sprzedawczynie: Małgorzatę Lewandowską, Asenatę Lis, Reginę Chańczewską i Hannę Trojanowską. Panie zaś nie wyobrażają sobie pracy bez siebie. I swojej siedziby w wąskiej uliczce między dwoma kościołami na deptaku.

Zaczęło się od szycia

- Przeprowadziłyśmy się tu z os. Pomorskiego. A wraz z nami nasi klienci, którzy czasem przychodzą tylko pożartować, pogadać - mówi H. Trojanowska. - Pięć lat tu jesteśmy, ale lokal istnieje od 1957 roku. Najpierw było tu krawiectwo, aż do 1980 roku. Potem sprzedawano ceramikę, artykuły dziecięce. W 1992 roku państwo Chańczewscy wykupili lokal na własność. Sprzedawano tu zabawki, wózki. W 2002 roku asortyment się zmieni. W sklepie pojawiły się lampy, produkowane przez zielonogórską firmę.

Teraz są artykuły szkolne, biurowe. Czy interes się opłaca, skoro wielu ludzi kupuje takie artykuły w marketach?

- Wraz z pojawieniem się hipermarketów w mieście skończyła się sezonowość, nie obserwuje wzmożonego ruchu przed rozpoczęciem roku szkolnego - przyznaje H. Trojanowska, która dzierżawi lokal od właścicieli. - Ale nie narzekamy na brak klientów. Obserwujemy, że ludzie tęskną za bezpośrednim kontaktem ze sprzedawcą, który poradzi, pomoże wybrać odpowiedni wkład do długopisu, zapakuje świąteczny prezent. Odbije dokumenty na ksero.

Kubuś Puchatek w odstawkę

Po przenosinach trudno było się paniom rozstać, więc nadal pracują razem. Na zmianę. Aż że to sąsiedztwo Nigeru, z okazji imienin lub innej uroczystości wyskoczą na kawę i kawałek tortu.

- Jesteśmy zaprzyjaźnione z całym deptakiem. Zaopatrujemy biura i firmy - opowiadają panie. - Nie potrzebują dużych ilości, a skoro mają sklep pod ręką.

Lokal nie jest duży, bez zaplecza. Dlatego co drugi dzień trzeba jeździć do hurtowni, by uzupełnić towar. Ale dla pań to żaden problem. Byle by klienci byli zadowoleni. A oni wracają do piór. Bo ładniej się nimi pisze. Także w szkołach nauczycielki każą pierwszakom uczyć się pisać piórem.

- Też lubię nim pisać, ale do wypisywania faktur się nie nadają - przyznaje H. Trojanowska. - Modne też są długopisy z gumką na końcu. Gdy zrobi się błąd, można wymazać, bez konieczności użycia korektora.

Czasem towar trzeba ściągać z Hiszpanii. Ale czego nie robi się dla klientów?

- Dzieci mamy duże, więc wyrośliśmy już z bajek. Uczymy się od klientów, którzy pytają o tornistry, zeszyty z wizerunkami bohaterów bajek - zauważają sprzedawczynie. - Kubuś Puchatek przestał być już modny. Podobnie Barbie. Teraz dzieci wolą Witch i Atomówki.

Leszek Kalinowski
0 68 324 88 74
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska