Okna mieszkania Ireny Hahn na czwartym piętrze wychodzą na bank. Jak się z kuchni głowę wychyli, to jeszcze widać Ratusz. Po drugiej stronie, z pokoju, rozciąga się widok na podwórko. I na dachy budynków ulicy Jedności, które chowają się między drzewami. - Ładnie tu, prawda? - Irena Hahn odchyla firankę. - Lubię popatrzeć sobie na ten mój miejski pejzaż.
Potańcówki na dechach
Do Zielonej Góry Irena Hahn z domu Skrzycka przyjechała w 1953 roku z Białogardu. Razem z mężem, który został oddelegowany, żeby sport w mieście rozkręcić. Przy Sobieskiego 8/10 Hahnowie dostali mieszkanie: dwa pokoje, kuchnię i łazienkę.
- Wszyscy myślą, że to stara kamienica, a ten budynek był budowany w latach 50. bo zaraz po wojnie Ruscy go spalili- wspomina swój przyjazd pani Irena. - To była świeżynka, jeszcze nie dokończona, jak tu się wprowadziliśmy. Same młode małżeństwa zamieszkały. W naszej klatce było osiem rodzin, a w całym budynku 21. A dziś? Uff...Szkoda gadać...Została nas garstka, bo gdzie okiem sięgnąć to nic, tylko biura obrachunkowe, kancelarie, banki...
Irena Hahn pamięta, jak Sobieskiego i okolice wokół Ratusza tętniły życiem: orkiestry tędy maszerowały, na kawkę do kawiarenki "Polonia" się wyskakiwało, na placu Słowiańskim rozkładano deski i odbywały się potańcówki... Nie było deptaka, jeździły samochody, przystanek autobusowy był vis a vis Ratusza, a cała Niepodległości tonęła w drzewach... - Było weselej niż dzisiaj. - wzdycha pani Irena. - Może dlatego, że człowiek był wtedy młody?... Ale na pewno było biedniej, tylko, że ta bieda była wyrównana.
Milion za jajko
Pani Irena z szuflady wyjmuje zdjęcie. Na fotografii z grudnia zeszłego roku stoi obok dawnych koleżanek z pracy. - To był bankiet z okazji 50 lecia Totalizatora. - pokazuje. - Miłe, że dyrekcja Totka o mnie pamiętała. A będzie ze 20 lat jak odeszłam na emeryturę.
Z "Totkiem" Irena Hahn związana była przez 30 lat, jako księgowa. Przez jej ręce przewinęły się miliardy złotych. Poznała też kilku milionerów, którzy odbierali wygraną. Pamięta pewną babeczkę z Krosna. - Przyjechała po ten milion taka skromna, starsza pani. I powiedziała, że ta wygrana padła z pieniędzy za sprzedane jajko. Miała szczęście. Ja też grałam i gram do dziś, ale szczęścia takiego nigdy nie miałam i nie mam.
Każdego dnia I. Hahn wychodzi na długi spacer. Idzie do dworca i z powrotem. Codziennie ćwiczy, żeby mieć lepszą kondycję. Raz w miesiącu z przyjaciółkami spotyka się na kawie. Żeby sobie o życiu pogadać. - Jestem szczęśliwa, synów mam porządnych. Jednego tylko żałuję: że tak szybko czas ucieka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?