Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

UL. SOBIESKIEGO 8/10: Tak szybko czas ucieka

Danuta Kuleszyńska Data publikacji artykułu w "GL" > 6 maja 2008
Znaczki to przez lata było wielkie hobby Ireny Hahn. - Zbierałam je dla syna Włodzimierza, ale on za znaczkami nie przepada - mówi.
Znaczki to przez lata było wielkie hobby Ireny Hahn. - Zbierałam je dla syna Włodzimierza, ale on za znaczkami nie przepada - mówi. fot. Krzysztof Kubasiewicz
- Coraz mniej ludzi żyje na naszej ulicy - ubolewa Irena Hahn, najstarsza mieszkanka Sobieskiego. - Teraz gdzie okiem sięgnąć to tylko biura, kancelarie i banki.

Okna mieszkania Ireny Hahn na czwartym piętrze wychodzą na bank. Jak się z kuchni głowę wychyli, to jeszcze widać Ratusz. Po drugiej stronie, z pokoju, rozciąga się widok na podwórko. I na dachy budynków ulicy Jedności, które chowają się między drzewami. - Ładnie tu, prawda? - Irena Hahn odchyla firankę. - Lubię popatrzeć sobie na ten mój miejski pejzaż.

Potańcówki na dechach

Do Zielonej Góry Irena Hahn z domu Skrzycka przyjechała w 1953 roku z Białogardu. Razem z mężem, który został oddelegowany, żeby sport w mieście rozkręcić. Przy Sobieskiego 8/10 Hahnowie dostali mieszkanie: dwa pokoje, kuchnię i łazienkę.
- Wszyscy myślą, że to stara kamienica, a ten budynek był budowany w latach 50. bo zaraz po wojnie Ruscy go spalili- wspomina swój przyjazd pani Irena. - To była świeżynka, jeszcze nie dokończona, jak tu się wprowadziliśmy. Same młode małżeństwa zamieszkały. W naszej klatce było osiem rodzin, a w całym budynku 21. A dziś? Uff...Szkoda gadać...Została nas garstka, bo gdzie okiem sięgnąć to nic, tylko biura obrachunkowe, kancelarie, banki...

Irena Hahn pamięta, jak Sobieskiego i okolice wokół Ratusza tętniły życiem: orkiestry tędy maszerowały, na kawkę do kawiarenki "Polonia" się wyskakiwało, na placu Słowiańskim rozkładano deski i odbywały się potańcówki... Nie było deptaka, jeździły samochody, przystanek autobusowy był vis a vis Ratusza, a cała Niepodległości tonęła w drzewach... - Było weselej niż dzisiaj. - wzdycha pani Irena. - Może dlatego, że człowiek był wtedy młody?... Ale na pewno było biedniej, tylko, że ta bieda była wyrównana.

Milion za jajko

Pani Irena z szuflady wyjmuje zdjęcie. Na fotografii z grudnia zeszłego roku stoi obok dawnych koleżanek z pracy. - To był bankiet z okazji 50 lecia Totalizatora. - pokazuje. - Miłe, że dyrekcja Totka o mnie pamiętała. A będzie ze 20 lat jak odeszłam na emeryturę.

Z "Totkiem" Irena Hahn związana była przez 30 lat, jako księgowa. Przez jej ręce przewinęły się miliardy złotych. Poznała też kilku milionerów, którzy odbierali wygraną. Pamięta pewną babeczkę z Krosna. - Przyjechała po ten milion taka skromna, starsza pani. I powiedziała, że ta wygrana padła z pieniędzy za sprzedane jajko. Miała szczęście. Ja też grałam i gram do dziś, ale szczęścia takiego nigdy nie miałam i nie mam.

Każdego dnia I. Hahn wychodzi na długi spacer. Idzie do dworca i z powrotem. Codziennie ćwiczy, żeby mieć lepszą kondycję. Raz w miesiącu z przyjaciółkami spotyka się na kawie. Żeby sobie o życiu pogadać. - Jestem szczęśliwa, synów mam porządnych. Jednego tylko żałuję: że tak szybko czas ucieka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska