Na początku było tak: wchodził klient, zobaczył panie za ladą, machał ręką i mówił: - Eee, pewnie i tak tu nic nie załatwię.
- No to zobaczymy - odpowiadały Irena Ranachowska i Krystyna Kowalczuk i po chwili rozmowy klient nie ukrywał swojego jeszcze większego zdziwienia. Bo panie okazywały się ekspertkami pierwsza klasa. Nic dziwnego, przygotowanie mają bardzo dobre. Najpierw szkoła elektroniczna, potem praca w Lumelu - w dziale handlowym i dziale kontroli jakości.
Mylą z apteką
Zwykle zakupy robią tu panowie, w 99 proc. są klientami sklepu. Kobiety często zaglądają tu przez pomyłkę. Bo apteka po sąsiedzku.
- Raz weszła pani z koszykiem wiklinowym. My od razu mówimy jej, że apteka jest obok, a ona wyciąga z tego koszyka katalog i fachowo operuje nazwami - mówią właścicielki. - Nie tylko nami klienci się na początku dziwili. My też klientkami. Teraz pierwsze już się nie odzywamy, czekamy, aż ktoś zapyta.
Czy obie panie wykorzystują swój techniczny zmysł w domu?
- W domu od takich spraw mamy mężów - mówią I. Ranachowska i K. Kowalczuk. - Nie mają problemów z elektroniką i techniką w ogóle, pracują w Lumelu. A my, hmm… w domu mamy raczej zmysł kierowniczy.
Zagranicznych nie naprawią
Codziennie podają i opisują dokładnie regulatory temperatury, sterowniki, mierniki cyfrowe… Nie byłoby łatwiej podawać jabłka i marchewkę?
- Takich sklepów jest pełno. Podobnie jak z odzieżą. A nasz jest jedyny, nie tylko w mieście, ale w całej Polsce - podkreśla K. Kowalczuk. - Stąd mamy klientów z różnych regionów kraju.
Różnie ze sprzedażą bywa, ale najgorzej było, gdy weszliśmy do Unii Europejskiej. Spadek był duży.
- Mamy zapisanych dwa tysiące fachowców, ale wielu z nich wyjechało za pracą na Zachód - zauważa K. Kowalczuk, a I. Ranachowska dodaje: - Część osób szuka też urządzeń za granicą, żeby było taniej. Potem wracają do nas, bo się coś popsuje i nie ma gdzie tego naprawić. A u nas można naprawić, ale tylko nasze, lumelowskie urządzenia, do których mamy części.
Choć obie panie żartują sobie, że nasz sprzęt mógłby się częściej psuć. Miałyby więcej klientów. A tak pewien zielonogórzanin zjawił się z regulatorem, który kupił 13 lat temu i dziwi się, że coś się w nim popsuło.
To jedyny sklep, w którym zbliżające się święta nie mają wpływu na obrót. Nie ma sezonowości, uzależnienia od pogody. Bo jak mówią obie panie: najważniejsza jest pogoda ducha. Na Sulechowskiej 1 gwarantowana.
Leszek Kalinowski
0 68 324 88 74
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?