Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ułożenie planu lekcji to karkołomne zadanie. Gdy wprowadziliśmy wszystkie parametry, komputer odmówił współpracy - mówi dyrektor ogólniaka

Zbigniew Borek
- Gdy wprowadziliśmy wszystkie parametry, komputer odmówił współpracy i nakazał… wprowadzić nowe dane. Trzeba więc było plan ułożyć ręcznie, korelując go z planami w tych szkołach, gdzie są nasi „pożyczeni” nauczyciele - mówi Tomasz Walenciak
- Gdy wprowadziliśmy wszystkie parametry, komputer odmówił współpracy i nakazał… wprowadzić nowe dane. Trzeba więc było plan ułożyć ręcznie, korelując go z planami w tych szkołach, gdzie są nasi „pożyczeni” nauczyciele - mówi Tomasz Walenciak
- Ułożenie planu lekcji to karkołomne zadanie. Gdy wprowadziliśmy wszystkie parametry, komputer odmówił współpracy i nakazał… wprowadzić nowe dane. Między nami, dyrektorami, „szło już na noże”. Jak jeden miał coś ułożone, to zaklinał drugiego, żeby nie przesuwał mu człowieka - mówi Tomasz Walenciak, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Sulęcinie.

To prawda, że ma pan tylko ośmiu „swoich” nauczycieli i aż 15 „pożyczonych”?
Tak.

Jak pan ułożył plan lekcji?
Robiła to cała ekipa i było to karkołomne zadanie. Gdy wprowadziliśmy wszystkie parametry, komputer odmówił współpracy i nakazał… wprowadzić nowe dane. Trzeba więc było plan ułożyć ręcznie, korelując go z planami w tych szkołach, gdzie są nasi „pożyczeni” nauczyciele - a niektórzy pracują w trzech. Między nami, dyrektorami, „szło już na noże”. Jak jeden miał coś ułożone, to zaklinał drugiego, żeby nie przesuwał mu człowieka w swoim planie, bo się wszystko posypie.

Ale teraz już jest ok?
Niekoniecznie. Np. przez cały rok musimy ustalać ze sobą terminy rad pedagogicznych czy spotkań z rodzicami, żeby się nie zazębiały.

Na uczniach się to odbije?
Zdecydowana większość nauczycieli angażuje się w to, co robi, musi też dbać o swoją markę na rynku pracy. Zrobią więc wszystko, co w ich mocy, żeby o uczniów zadbać. Dużym osiągnięciem w takich warunkach jest już jednak sprawdzenie klasówki w terminie, o zajęciach pozalekcyjnych nie wspominając, bo jak je poprowadzić, gdy pędzi się do innej szkoły? A propos: ci nauczyciele muszą się nieraz spinać, żeby zdążyć z jednej szkoły do drugiej, a bywa, że ktoś pracuje w szkole wiejskiej i ma do przejechania 10 km w 15 minut... W pewne dni nie można liczyć, że nauczyciel zjawi się w szkole, bo pracuje gdzie indziej. To nam wiąże ręce przy realizacji projektów i wydarzeń.

Jak do tego doszło?
Z jednej strony, w ostatnich dwóch latach ze szkoły odeszło z różnych przyczyn - głównie na świadczenia kompensacyjne - wielu związanych z nią pedagogów. Z drugiej: w wyniku reformy przyszedł teraz podwójny rocznik, czyli absolwenci gimnazjum i ósmej klasy podstawówki. Liceum musi się ratować, „pożyczając” nauczycieli ze szkoły podstawowej. Ja zresztą też rok temu tak tu trafiłem - jako etatowy nauczyciel podstawówki dostałem 16 godzin w ogólniaku. Łącznie miałem aż 37 godzin, ale znam i takiego nauczyciela, który przekroczył 40 godzin w tygodniu.

Ktoś może zapytać, co to za wyczyn, skoro kodeks pracy przewiduje 40 godzin.
To jest wyczyn, bo mówimy tu tylko o godzinach dydaktycznych, czyli spędzonych na lekcji, „przy tablicy”. Doliczmy godziny na przygotowanie się do lekcji, papierkową robotę przy dokumentacji, zajęcia pozalekcyjne, rady pedagogiczne, zespoły przedmiotowe, spotkania z rodzicami, itp. Jeśli ktoś ma 30 czy więcej godzin dydaktycznych, to „spokojnie” wypracuje jeszcze 15.

Nauczyciele chcą tych dodatkowych godzin?
Dla szkoły to ratunek, a dla nich dodatkowy zarobek, więc często chcą albo dają się przekonać. Średnio mają po 7-9 godzin w innej szkole, niż pracują na podstawowy etat. Ale niektóre przedmioty są tak deficytowe, że nauczyciel nie jest w stanie przyjąć więcej godzin.

Jakie przedmioty?
Np. języki obce, ale też muzyka, plastyka czy podstawy filozofii.

Sytuację utrudniają oświatowe absurdy.

Jakie?
Np. taki, że nauczyciel z uprawieniami z wiedzy o kulturze nie może uczyć plastyki. Absolwent geografii nie może uczyć wiedzy o społeczeństwie, choć może to robić nauczyciel historii. Mieliśmy sytuację, w której historyk musiałby wziąć ponad 30 godzin, gdy geograf miał tylko dziewięć.

Coś z tym można zrobić?
Poszerzać uprawnienia do nauczania przedmiotów już na studiach, aby nie było „wąskich” specjalizacji. Z drugiej strony, musi się zmieniać mentalność nauczycieli, którzy powinni zdobywać dodatkowe kwalifikacje. Pedagodzy współpracującego z nami gimnazjum w Beeskow nie mogą się nadziwić, że polski nauczyciel uczy często tylko jednego przedmiotu. To się już zmienia i będzie się zmieniać, bo nie ma innego wyjścia.

TO WARTO WIEDZIEĆ

Zobacz też: Pierwszy dzień nauki w Zespole Edukacyjnym nr 10 w Zielonej Górze

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska