Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Umrę i się ześmierdzę! I nikt tu do mnie nie zajrzy...

Michał Szczęch Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
- Oj, żeby tak ktoś do Gubina zechciał zabrać. Pochodziłabym z laseczką po mieście - marzy Józefa Tomczyszyn
- Oj, żeby tak ktoś do Gubina zechciał zabrać. Pochodziłabym z laseczką po mieście - marzy Józefa Tomczyszyn Mariusz Kapała
- Umrę i będę leżała. Aż ludzie zaczną omijać mój dom. Przez smród. Taki los... - po pomarszczonej twarzy 94-letniej Józefy Tomczyszyn płyną łzy.

Samotność do pani Józefy wprowadziła się chętnie. Przyszła nieproszona i została. Czuć ją zwłaszcza w długie, zimowe wieczory i w święta.
Z czasem do samotności dołączyła równie niechciana bieda. Ta wszędzie wlezie. Widać ją w każdym kącie domu. Często wygląda przez okna uszczelnione deskami i zawiniętą szmatą. Snuje się po podwórku. Opiera o spróchniały płot. Czasami wyjrzy też przez dziurę w dachu stodoły. - I tylko śmierci jeszcze czekam, a jej nie ma - mówi pani Józefa. - Czy ja tak mało warta?

Pani Józefa przed laty pochowała rodziców, braci, siostry. Wszystkich przeżyła. Jedyne dziecko zmarło przy porodzie. Chłopczyk leży teraz gdzieś na zielonogórskim cmentarzu. Gdzie jego grób? Mąż dawno temu ją zostawił i wyjechał w świat. Z rodziny na starość nikt przy niej nie został...
Dalsi krewni? - Daleko. W Bieszczadach - w Ustrzykach. I w Gdańsku. Z rzadka przyjadą. Zaraz odjadą. Bo cóż innego? A ja dalej sama.

Umrę i się ześmierdzę

Pod Gubinem pani Józefa mieszka od lat. - Przesiedlili nas ze Wschodu - mówi. - Tam swoje gospodarstwo mieliśmy. Czy tam teraz Ukraina, czy Białoruś, czy Polska? Ja się nie orientuję. Wiem, że my tam mieszkali, że my się tam trudzili, że my tam wszystko mieli. A tu?
Tu rodzice pani Józefy przyjechali w 1946. - Siostry za mąż wyszły i w świat pojechały. Bracia też wyszli z domu - wspomina. Pani Józefie przyszło zaopiekować się rodzicami, więc została. - Mama 80 i trzy lata miała, jak zmarła. Tata dożył 90 i siedem. Sama byłam przy nich. Pochowałam w jednej mogile. Pomnik nawet postawiłam. Na ładnym cmentarzu. Już mam miejsce koło rodziców. Ja już tak bardzo bym chciała na cmentarz, do nich...
- Ale ja tu umrę. I się ześmierdzę - pani Józefa ociera łzy. - I nikt tu nawet nie zajrzy. Będę leżała. Aż ludzie zaczną omijać mój dom. Przez smród. Taki los...

Mówią, że sobie radzi

Dom pani Józefy nadgryziony zębem czasu. Jako tako się trzyma. Gdzieniegdzie odpada stary tynk. Dachówki już omszałe. Bieda robi swoje. Widać, że nie chce odejść. Wodną pompę na podwórku obwiązała folią. Tak, by pani Józefa wody z niej nie nalała. Stodoły bieda nie pominęła. Z dachu zieje ogromna dziura. Zieją też szpary między domowymi oknami, przez które hula wiatr. A co będzie zimą?
We wszystkich oknach wiszą zasłony, tylko w jednym firanka. To pokój pani Józefy. - Zimą wieje i nawet tu zimno jak nie wiem. W pokoiczku jednym mieszkam, reszta stoi pusta. Tu mam piec. Troszkę węgla nałożę, jak kupię. Drzewa dorzucę. I tak całą zimę tu jestem. Co będzie w tym roku? Nie wiem. Nogi tak bardzo bolą. Sama już nie napalę...

Przy domu wiadra z deszczówką. Opodal niewielki ogródek, w nim trochę warzyw. Trawa skoszona, podwórko uprzątnięte. We wsi mówią, że kobiecina sobie radzi. Że 94 lata i tak wszystko wkoło siebie zrobić umie. Owszem, umie, bo musi. Resztkami sił walczy o godne życie. Nie daj Boże nikomu takiej rady!

Dobry uczynek za stówę

Pora na obiad. Pani Józefa przycupnęła na schodku. Mlekiem zalewa miskę wypełnioną chrupkami i pokruszoną bułką. I taka to uczta. Musi wystarczyć. Pani Józefa nic lepszego nie ugotuje. Siły już nie te, co przed laty. A i pieniędzy brakuje.
Po obiedzie chwyta za ścierkę. Stówę da, lwią część renty, której dostaje tyle, co kot napłakał, to ktoś trawę skosi. Ona pokos zgrabi i na ścierce pomaleńku wynosi pod płot. Aby czyściej było. Może biedy nie będzie tak widać?
Chciałaby, żeby ktoś pomógł. Żeby rękę wyciągnął. Porozmawiał. Pusto i smutno samemu żyć... - Ale kto pomoże? Kto mi pomoże?! Nie ma komu. Teraz nikt nikomu nie pomaga! Tylko patrzą, żeby dobrze zapłacić. Jak nie zapłacisz, to gdzie tam. Siedź!
Żeby ktoś chociaż zapytał, czy ty jadłaś dzisiaj, czy ty nie jadłaś. Chciałaby. Nikt nie pyta. Zakupy skromne w Gubinie robi. Bo cóż potrzeba? Mleko, chleb, chrupki, konserwy, wodę. - I tak żyję.
Za drzewo też płacić trzeba, za podwózkę na cmentarz...

Tylko radio czasami zagada

- Ksiądz przyjeżdża raz w miesiącu. Wyspowiada. Do kościoła nie chodzę, nie mogę. Tu we wsi nie mamy. Niedawno, jak noga bolała, to lekarz zastrzyk dać przyjeżdżał. Nie pomogło.
Jak lekarza i księdza nie ma, to i nie ma się do kogo odezwać. I tylko stare radio od czasu do czasu coś do pani Józefy zagada. Telewizor popsuty. - Naprawiać nie trzeba, bo ja ledwo widzę. Latem to chociaż na dwór wyjść można. Ptaszków posłuchać. A jesień, zima? Strach! I długie wieczory. I cisza.
Czasami pani Józefa wyjrzy zza płotu do sąsiadów. - Oni tam ładnie mają. U nich duża rodzina. Ma kto zadbać o dom. A u mnie? Bieda!

A święta? - Nikt nie zaprosi na święta. Sama zawsze jestem. Zapłaczę i tak siedzę. Później się położę i czekam. I ten wieczór tak przebędę. Co zrobić? Taki los mój. 94 lata, śmierci już czekam. Żeby mi kto pomógł. Żeby mnie zabrali! Ja bym gdzieś do Gubina poszła. Tam trochę weselej, między ludźmi. Tam sklepy. Nie trza najmować by było do pomocy. Może bym laseczki wzięła i do sklepu chodziła...
Do ludzi pójść. Ot tak, po prostu. Nic wielkiego. Marzenie jakże prozaiczne, a dziś dla pani Józefy nierealne. - A jak nie, to już bym chciała stąd odejść. Do rodziców, do bliskich...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska