Dwie hale w obu miastach cieszą się coraz większą renomą, bo to już kolejna z międzynarodowych imprez, którą gościły. Ale ta była chyba najbardziej udana. Nie zabrakło niczego. Każda z reprezentacji wypowiadała się o turnieju w samych superlatywach. - W skrócie powiedzieli "perfect" - twierdził prezes Polskiego Związku Unihokeja Marek Budziński. - Jedynym minusem są... za małe hale. W końcu na większość meczów przychodziło znacznie więcej ludzi niż powinno. Przyznam, że zainteresowanie było ogromne.
W obu aż grzmiało. W meczu finałowym z Francją były momenty, że babimojski obiekt drżał w posadach. - Nie ma co ukrywać, impreza udała się świetnie - mówił jeden z organizatorów i menedżer Zdzisław Krupa. - Jestem dumny, że znów udało się nam zrobić zawody na światowym poziomie.
Polska reprezentacja od początku radziła sobie doskonale. W pierwszym, środowym meczu grupowym podejmowała Danię, z którą, po bardzo zaciętym spotkaniu zremisowała 3:3. Potem było już tylko lepiej. Nasi zmiażdżyli Belgów 10:2 i Wielką Brytanię 12:0. Dzięki tym wynikom zajęli drugie miejsce w grupie, które dało awans do wielkiego finału (zwycięzcy i drużyny, które zajęły drugie miejsce w dwóch grupach, spotykały się w dwóch meczach finałowych, z których triumfatorzy awansowali do turnieju głównego mistrzostw świata w Finlandii). Trafili na Francję i ten pojedynek, jak się później okazało, był wisienką na torcie całej imprezy.
Ostatni mecz turnieju rozegrano w hali "Olimpia" w Babimoście. Po pierwszym gwizdku zaczęła się prawdziwa bitwa polsko-francuska. Biało-czerwoni od początku sprawiali wrażenie lepszych.
- Powoli dobijamy się do czołówki, ale jeszcze sporo nam brakuje do Szwedów, czy Finów - twierdzi nasz napastnik, pochodzący z Siedlca Łukasz Adamczyk. - W naszej ekipie występuje również kilku Szwedów polskiego pochodzenia, gdyż trener uważa, że w reprezentacji muszą walczyć najlepsi - dorzuca prezes Budziński. - Wszyscy bardzo chętnie wyrazili chęć gry z orzełkiem na piersi, bo czują się mocno związani z Polską. Taki Mattias Mikulski to zawodnik z najwyższej półki i podpora naszej reprezentacji. Ogólnie oni pozwolili naszym wejść na ten wyższy poziom.
To było widać. Polacy "siedli" na rywali, ale to Francuzi jako pierwsi zdobyli gola. Trochę pechowo dla naszych, bo rywale skontrowali po tym jak Piotr Kostela złamał kij i stracił piłeczkę. Biało-czerwoni, mimo że ciągle atakowali, w pierwszej tercji nie potrafili wyrównać, a zrobili to dopiero w 33 min (gra się tercje - każda po 20 min), po golu Kosteli. Goście odpowiedzieli natychmiast, niecało minutę później. Na szczęście w ostatniej minucie drugiej tercji Polacy wyrównali po golu Jana Hajdusa. Ostatnia tercja to był już popis Polaków. Nasi nie pozwalali rywalom na stworzenie żadnej składnej akcji. Halę wypełniały ogłuszające rytmy bębnów, głośny doping, który wyraźnie poniósł naszych po zwycięstwo. Kolejne gola zaliczyli Tomasz Gaicki i Kostela i mecz zakończył się wynikiem 4:2. Wówczas kibice oszaleli ze szczęścia.
Po ostatnim gwizdku biało-czerwoni długo tańczyli i dziękowali kibicom za doping. - Można powiedzieć, że wróciłem na własne śmieci, ale jaki wspaniały ten powrót - mówił wzruszony Adamczyk. - Teraz musimy powalczyć w finałach w Finlandii. Może zrobimy jakąś niespodziankę?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?