- Zrobiłbym to jeszcze raz, drugi, trzeci, czwarty. Każdego będę namawiał. Tylko proszę nie pisać, że to heroizm - zastrzega Piotr Chruszcz, 30-latek z podgorzowskiego Bolemina.
- Mamy wszystko, co chcieliśmy. Dwójkę zdrowych dzieci. To taka nasza forma podziękowania. Poza tym, człowiek zawsze stawia się w sytuacji, co by było, gdyby nas spotkała tragedia - dodaje Karolina Czopor, partnerka pana Piotra.
Oboje na początku roku zarejestrowali się w banku dawców szpiku kostnego. - Karolina przyniosła do domu zestawy do pobrania wymazu z ust. Zapakowaliśmy i wysłaliśmy do DKMS-u - opowiada pan Piotr. Po miesiącu Fundacja DKMS Baza Dawców Komórek Macierzystych odpowiedziała, że rejestracja się udała. Krótko potem pan Piotr został powiadomiony, że musi oddać krew do badań. W sierpniu przyszedł upragniony telefon. - Na 99 proc. mają dla mnie genetycznego bliźniaka! Pierwsza myśl? Strach, ale i ogromna radość. Przecież nie ma nic przyjemniejszego od uratowania komuś życia. Nic więcej nie można zrobić dla drugiego człowieka - tłumaczy młody mężczyzna. Jest wyjątkiem, bo według statystyk DKMS zaledwie 1 proc. osób zostaje faktycznym dawcą w ciągu pierwszego roku od rejestracji. Pani Karolina była trochę zawiedziona, że jej telefon milczał. - Zawsze o tym marzyłam, a tu nic. W fundacji powiedzieli, że mogą do mnie zadzwonić za rok, 10 lat, albo nigdy. Ale im więcej osób się zarejestruje, tym większa szansa, że komuś uda się pomóc - tłumaczy.
Na 99 proc. mają dla mnie genetycznego bliźniaka! Pierwsza myśl? Strach, ale i ogromna radość. Przecież nie ma nic przyjemniejszego od uratowania komuś życia. Nic więcej nie można zrobić dla drugiego człowieka
Do pobrania miało dojść 1 lub 2 września. Wcześniej pan Piotr pojechał do Warszawy na szczegółowe badania. Tydzień przed musiał brać tzw. czynnik wzrostu (substancja zbliżona do hormonu, która powoduje uwolnienie komórek macierzystych, występujących głównie w szpiku kostnym, do krwioobiegu). - Pobranie z krwi okołoobwodowej zaczęło się o ósmej i trwało kilka godzin. Wyglądało jak dializa krwi. Przez cały czas towarzyszyła mi Karolina. Oczywiście nieprawdą jest, że to strasznie boli i że igłę wbija się w kręgosłup. Po dwóch, trzech dniach byłem już w formie - wspomina pan Piotr. Pani Karolina dodaje, że fundacja DKMS bardzo dobrze się nimi zaopiekowała i pokryła wszystkie koszty pobytu w Warszawie, badań i samego pobrania.
Czy pan Piotr wie, komu pomógł?- Wiem tylko tyle, że to 50-letni mężczyzna, Polak. Za dwa tygodnie się dowiem, czy przeszczep się powiódł. A za dwa lata będziemy mogli się poznać. - Bardzo bym tego chciał - mówi mężczyzna.
Takich przykładów jest coraz więcej. Na stronie DKMS można przeczytać historię młodej gorzowianki (nie udało nam się z nią w piątek skontaktować, dlatego nie podajemy nazwiska), która niedawno też została dawcą. Zarejestrowała się rok temu podczas Dni Dawcy w Gorzowie zorganizowanych dla trzyletniego Piotrusia (chłopczyk czuje się już na tyle dobrze, że jego mama zastanawia się nad posłaniem go do przedszkola). Gorzowianka oddawała szpik w Dreźnie. Tak o tym pisze: "Z mojej strony nic wielkiego, a ze strony biorcy, hmmm... pomyślcie sami. Teraz czekam na informację, jak czuje się mój biologiczny bliźniak i zarażam innych tą wielką sprawą."
- Entuzjazm wśród młodych ludzi dla idei przeszczepów, czy to oddania szpiku, czy narządów po śmierci, jest duży. Pozytywne nastawienie w społeczeństwie cały czas narasta. Po to o tym mówimy, żeby za pięć, dziesięć lat było łatwiej. Żeby pula i ryzyko stania się dawcą było wyższe - tłumaczy dr Maciej Głyda, wojewódzki konsultant w dziedzinie transplantologii klinicznej. W środę będzie gościem w I LO w Gorzowie podczas inauguracji kampanii "Drugie życie" organizowanej w Światowy Dzień Donacji i Transplantacji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?