Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urodzona w Zielonej Górze Lucie Di Angeli-Ilovan chce ocalić pamięć o Kresach

Małgorzata Sobol
Lucie Di Angeli-Ilovan odwiedziła rodzinną Zieloną Górę. 23 września miała spotkanie z czytelnikami w Bibliotece im. Norwida.
Lucie Di Angeli-Ilovan odwiedziła rodzinną Zieloną Górę. 23 września miała spotkanie z czytelnikami w Bibliotece im. Norwida. Małgorzata Sobol
- Jestem jednym z pierwszych dzieci urodzonych w Zielonej Górze po wojnie. Urodziłam się w listopadzie 1945 roku - mówi o sobie Lucie Di Angeli-Ilovan, która napisała powieść o polskiej rodzinie na Kresach.

- Wychowałam się na ul. Zacisze, chodziłam do podstawówki nr 2 przy ul. Długiej, potem do Technikum Ekonomicznego przy ul. Moniuszki. Miałam 19 lat, kiedy wyjechałam z mężem do Francji, żeby odwiedzić mamę. Teraz od lat mieszkam w Portland, USA - dodaje Lucie Di Angeli-Ilovan.

Lucie (Lucyna) często odwiedzała Zieloną Górę i rodzinę męża w Janach koło Zawady. - Kiedy jestem w Zielonej Górze, zawsze szukam starych śladów na ul. Zacisze. Pamiętam, że naprzeciwko mojego domu były winnice. Na ul. Zacisze aż po Przylep mieszkało wtedy wielu znajomych mojej mamy z Mołodeczna - opowiada. - Ludzie bali się mówić o swojej przeszłości, był powszechny strach.

Pomysł na powieść o polskiej rodzinie na Kresach jest sprzed około trzydziestu lat. - Moja mama i ciocia urodziły się w Wilnie. Wspomnienia mamy porównywałam z tym, czego uczono w szkole - kontynuuje.

Lucie pytała siebie, co się stało z Kresami, z grobami naszych przodków. - Uczono nas, że Zielona Góra to Ziemie Odzyskane, ale męczyło mnie, że nie mówi się głośno o naszych Ziemiach Utraconych - wspomina. Powieść oparła na faktach z życia rodziny. Zachęca każdego z nas do pisania, bo uważa, że nasze życiorysy zasługują na powieść, a historia każdej rodziny powinna być spisana. Sama najpierw pisała tylko do szuflady, bez żadnych planów wydania tej powieści. - Moja książka jest ukłonem w stronę kobiet w czasach wojny, milczących bohaterek, które cierpiały, wychowywały i broniły dzieci - opowiada.

Autorce brakowało książek o kobietach, które przeszły gehennę wyrzucenia z domów rodzinnych na Kresach. Opisała podróż z Pińska do Krakowa, która dzisiaj mogłaby trwać jeden dzień, ale w czasie wojny zajęła kilka lat. Z Krakowa kobiety dotarły do Zielonej Góry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska