Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Vladimir Weiss: - Zagraliśmy jak Polacy!

Robert Gorbat [email protected]
Słowaccy kibice nagle zaczęli być dumni ze swojej reprezentacji
Słowaccy kibice nagle zaczęli być dumni ze swojej reprezentacji fot. Robert Gorbat
- Przed spotkaniem z Włochami nikt w nas nie wierzył. Znajdowaliśmy się pod ogromną presją mediów, kibiców i władz naszej federacji. Ale daliśmy radę! - mówi z dumą Vladimir Weiss, trener piłkarskiej reprezentacji Słowacji.

- Rozmawiamy niecałą godzinę po zakończeniu waszego meczu z Włochami. Ochłonął pan już z emocji?
- Och, strasznie trudno wrócić mi do równowagi. Nie pomylę się chyba jeśli powiem, że to było jedno z najlepszych spotkań mistrzostw! Podobną dramaturgię miał tylko pojedynek Słowienii z USA.

- W mixed zonie, gdzie rozmawiamy, zatrzymał się pan tylko na prośbę polskich dziennikarzy. Dlaczego omija pan żurnalistów ze Słowacji?
- Mieliśmy przed meczem z Włochami mały konflikt. Nasi dziennikarze bardzo źle ocenili postawę drużyny w dwóch pierwszych spotkaniach. To prawda, że zdobyliśmy w nich tylko jeden punkt, ale nie mogłem odmówić zawodnikom zaangażowania i ambicji. Chłopaki też poczuli się urażeni.

- Potrzebna wam taka wojna?
- To trudna sytuacja dla obydwu stron. Wszyscy jesteśmy zawodowcami, mamy swoje obowiązki. Ale też powinniśmy się szanować. Słowacja jest jedynym debiutantem w obecnych mistrzostwach. Potrzebowaliśmy trochę czasu, by opanować nerwy i krok po kroku zbudować swoją sportową pewność. Nie wszyscy to rozumieli.

- Wróćmy do pojedynku z Włochami. Jak pan oceni jego przebieg?
- Graliśmy z obrońcami tytułu i ciągle jedną z najlepszych reprezentacji na świecie. Przez 75 minut absolutnie dominowaliśmy na boisku. Kontrolowaliśmy grę, wygrywaliśmy 2:0. Potem, gdy Antonio di Natale zdobył kontaktowego gola, zaczęły się wielkie nerwy. A sama końcówka była chyba najbardziej szalona w moim życiu.

- Wierzył pan w strzeleckie umiejętności Kamila Kopunka, czy też wpuścił pan go na boisko tylko po to, by w 87 minucie zyskać na czasie?
- Nigdy nie jest się w stanie przewidzieć takiej sytuacji. Chłopak został bohaterem, bo przy swoim pierwszym kontakcie z piłką zdobył gola i dał nam bezpieczne prowadzenie 3:1. Na tym emocje się nie skończyły, bo w 91 minucie trafił Fabio Quagliarella. Nie potrafię opisać emocji, które przeżyłem w doliczonym czasie. Co chwilę stawały mi przed oczami obrazy z pierwszego spotkania z Nową Zelandią, gdy przeciwnicy wyrównali trzy minuty po regulaminowych dziewięćdziesięciu. Wtedy mówiliśmy o małej sportowej tragedii. Teraz byłaby wielka, bo remis oznaczałby odpadnięcie Słowacji z turnieju i awans Włochów. Na szczęście wytrzymaliśmy napór rywali.

- Jakie to uczucie, kiedy w meczu o wszystko pokonuje się mistrzów świata i odsyła ich do domu?
- Wspaniałe! To wielka radość nie tylko dla nas, członków ekipy, ale też dla całego naszego narodu. Osobiście jestem chyba najszczęśliwszym z ludzi. I rozpiera mnie duma z postawy zawodników. To uczucie nie jest obce także wam, Polakom. Przecież w 1974 roku drużyna trenera Kazimierza Górskiego zrobiła to samo! Od tamtego czasu nie zdarzyło się, by Italia pożegnała mundial po pierwszej, grupowej fazie. Staram się jednak twardo stąpać po ziemi. Już 28 czerwca czeka nas w Durbanie spotkanie z Holandią. Musimy jak najszybciej przestawić się na myślenie o tej reprezentacji.

- Stać was na sprawienie kolejnej sensacji?
- Kto wie?.... Przed spotkaniem z Włochami nikt w nas nie wierzył. Najważniejsze było wyzwolenie w chłopakach wiary w swoje możliwości jeszcze w szatni. Znajdowaliśmy się pod ogromną presją mediów, kibiców, także władz naszej federacji. Ale daliśmy radę, znaleźliśmy tego ducha.

- I na koniec jeszcze pytanie o Jana Muchę, który przez pięć ostatnich sezonów grał w Legii Warszawa. Jak pan ocenia jego postawę?
- To jeden z najlepszych bramkarzy w Europie. Życzę mu wiele sukcesów w Evertonie, choć nie będzie tam miał łatwo. Na początek musi wygrać rywalizację ze znakomitym Amerykaninem Timem Howardem.

- Dziękuję.

VLADIMIR WEISS

Ma 46 lat, pochodzi z Bratysławy. Były reprezentant Czechosłowacji, występował na pozycji pomocnika. Bronił barw tej reprezentacji podczas MŚ w 1990 r. Grał wówczas w... przegranym 0:2 meczu z Włochami. W 2005 r. wprowadził Artmedię Bratysława do grupowej fazy Ligi Mistrzów. Ma 21-letniego syna Vladislava, broniącego na co dzień barw Manchesteru City.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska