Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W beczce pod Gubinem jest wojskowy środek łzawiący, który w silnym stężeniu może być śmiertelny

Piotr Jędzura 0 68 324 88 80 [email protected]
Z ostatniej chwili. Beczka znaleziona w lesie pod Dzikowem koło Gubina zawiera materiał wojskowy stosowany do sprawdzania szczelności masek przeciwgazowych. To niebezpieczna chloropikryna.

Informację o zawartości beczki przekazał nam generał brygady Ryszard Frydrych, szef Obrony przed Bronią Masowego Rażenia. - To chloropikryna stosowana w wojsku do sprawdzania szczelności masek przeciwgazowych - wyjaśnia generał. Jednak nie jest ona używana w armii w takiej postaci, jak została znaleziona w lesie. - W wojsku używa się kilkugramowych ampułek, w beczce tymczasem było około 100 litrów nieoczyszczonej substancji - mówi gen. Frydrych.

Chloropikryna to środek, który może być śmiertelny. - W dużym stężeniu, na przykład wylana na podłogę w pomieszczeniu - tłumaczy generał. Środek ten był stosowany w czasie I wojny światowej, ale nie masowo. Wywołuje pieczenie i łzawienie oczu. - Gdyby, w jaki sposób została zdetonowana w lesie, to wiele osób w okolicy popłakałoby się - mówi gen. Frydrych.

Wojsko używa tego środka do sprawdzenia szczelności masek przeciwgazowych przed wejście na skażone tereny. Jeżeli poczują w masce jej zapach to oznacza, że układ jest nieszczelny.

Beczkę z lasu koło Dzikowa pod Gubinem wojsko w wywiozło w góry. Tam zostanie zneutralizowana.

Co beczka robiła w lesie?

Jak beczka znalazła się w lesie? - To wyjaśni dochodzenia, które w tej sprawie zostało wszczęte - mówi generał. Wygląda jednak na to, że beczka nie pochodzi z żadnego wojskowego magazynu.

Została prawdopodobnie znaleziona gdzieś w lesie i wykopana. - Może, kiedy ktoś poczuł, że śmierdzi porzucił ją - domyśla się gen. Frydrych. Zardzewiała beczka musiała przez wiele lat leżeć zakopana w ziemi.

Generał Frydrych zapewnia, że w ciągu swojej ponad 30-letniej służby, to pierwszy taki przypadek znalezienia chloropikryny. W dodatku w nieoczyszczonej postaci. Nie ma również informacji o podobnym przypadku w wojskowej dokumentacji.

Piekły oczy, drapało w gardle

Zaczęło się w czwartek. Wtedy w lesie pod Dzikowem znaleziono dużą zardzewiałą beczkę. Natrafił na nią strażnik leśny. Na pojemniku leżał niewybuch. Wezwano saperów, którzy szybko stwierdzili, że niewybuch to atrapa miny bojowej.

Pozostała jednak tajemnicza zawartość beczki. Tym bardziej, że osoby, które były obok pojemnika skarżyły się na pieczeniu oczu i drapanie w gardle. Dlatego wezwano grupę chemików-strażaków z zielonogórskiej jednostki. Nie zrobili niczego z dziwnym znaleziskiem. Nadal nie było pewne, co jest w beczce. Teren został zabezpieczony. Zakazano wejścia do lasu. Dookoła pojawiała się policja i straż leśna. Potem wojsko.

Było groźnie. Pojawiły się hipotezy, że to śmiertelne gazy bojowe sarin albo iperyt. Wojsko, które zajęło się sprawą, informowało jednak, że gdyby tam był sarn, to te osoby już by nie żyły. Czekano jednak na oficjalne wyniki badań. Zajęli się nimi specjaliści z Centralnego Ośrodka Analizy Skażeń. W sobotę pobrali do analizy próbki z beczki pod Dzikowem i wyjechali do Warszawy.

Dziś około godz. 10.00 wojsko jeszcze nie informowało o wynikach. Dopiero około godz. 12.00 ustaliliśmy, że to jednak materiały powojskowe. Nie było wtedy jeszcze szczegółów. Przekazał je dopiero generał Frydrych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska