"Tłumikowa wojna" została przegrana, ale dalej walczą zawodnicy i mechanicy. Już nie z władzami polskiego i światowego żużla, ale z nowym osprzętem. - Ameryki nie odkryję, jeśli powiem, że nie wszystkie rozwiązania, które sprawdziły się przy starych tłumikach, pasują również przy zastosowaniu tych, które obowiązują w tym sezonie - mówi trener Staleczki Czesław Czernicki, który na żużlu "zjadł zęby".
Nasz szkoleniowiec ma ogromne doświadczenie (prawie 30 lat w zawodzie) i był jedną z tych osób, które od początku otwarcie krytykowały wprowadzenie tej nowinki. - Żużlowy silnik jest specyficzny. W porównaniu do innych sportów motorowych nie ma on żadnego mechanicznego chłodzenia, nie posiada obiegu zamkniętego. Jest on chłodzony tylko i wyłącznie powietrzem - tak "CzeCze" tłumaczy większą niż dotychczas o 10-20 stopni Celsjusza temperaturę silnika.
Wyjaśnia też, że nadmiar mocy w żużlowym motocyklu jest alternatywą do bezpiecznej jazdy. - A nowe tłumiki powodują jej brak - mówi trener. Jako przykład przypomina sytuację z ostatniego meczu we Wrocławiu. - Szweda Dennisa Anderssona rzuciło na dziurze i nie było już dla niego ratunku. Na sprzęcie ze starym tłumikiem miał szansę wyjścia z opresji, bo była tam jeszcze rezerwa mocy. Wpadł na niego Nicki Pedersen i całe szczęście, że skończyło się tylko na strachu.
Czernicki dodaje, że podobnie było z naszym juniorem Łukaszem Cyranem, który zaliczył groźny wypadek. - Na chwilę delikatnie ujął gazu i automatycznie "skleiło". Nie miał szans na obronienie się przed upadkiem i poszedł w ogrodzenie. Takie to są rewolucyjne zmiany w trakcie sezonu! Każdy modli się, aby nie dopadła go sytuacja, po której odniesie kontuzję - mówi opiekun naszych żużlowców.
On, mechanicy i zawodnicy są świadomi przed jak dużym wyzwaniem obecnie stoją. - I to nie tylko ci młodzi, raczkujący w tym sporcie chłopacy, ale także ci doświadczeni, z dużym budżetem. Ci drudzy mają jednak o tyle łatwiej, że mogą sobie przebierać w kilkudziesięciu silnikach. Wszyscy szukają jednak nowych rozwiązań.
Potwierdza to wspomniany Cyran. - Wprowadzenie nowych tłumików spowodowało spore zamieszanie. Są różne metody dopasowania ich do silników. Wspólnie z naszym klubowym mechanikiem, panem Henrykiem Romańskim, próbujemy i robimy co w naszej mocy. W moim przypadku nawet to wychodzi. Może jeszcze dwa, trzy mecze, kilka treningów i będzie w miarę dobrze - wyjaśnia gorzowski junior. - Na szczęście mi nie robią one większej różnicy, bo motocykle znakomicie przygotowuje mi właśnie pan Heniu. Wyjścia nie ma: musimy zrobić wszystko, aby jeździć na nich jak najefektywniej i jak najszybciej.
Mechanicy pracujący w zawodzie nawet kilkanaście lat też muszą dostosować się do nowych warunków. Romański, którego zastaliśmy w klubowym warsztacie, woli nie wypowiadać się na temat nowych tłumików. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że również on nie jest ich zwolennikiem. - Dla mechaników to nie jest łatwa sytuacja, bo dwa razy częściej muszą dokonywać przeglądów i kontrolować, co dzieje się z silnikami. Szybciej niż do tej pory psują się też podzespoły - mówi Cyran.
Z kolei inny stalowiec Artur Mroczka przyznaje, że ogrom pracy jest teraz w boksach w trakcie zawodów. - Skończyły się czasy, gdy ustawienia mieliśmy w głowach i w ciemno można było je praktykować. Każdy zawodnik na nowo musi się dopasować, bo wiele zależy od jego wagi i stylu jazdy. Myślę, że z czasem biegi nie będą rozgrywane gęsiego i będzie więcej ścigania i walki na trasie - mówi 22-latek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?