Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Danii żużel masz na śniadanie. W rękach trzymasz program i kakao. Tory oddalone są o kilkanaście-kilkadziesiąt minut drogi

Redakcja
Polskiemu kibicowi żużla trudno nazwać obiekt w Silkeborgu stadionem. Pośrodku 330-metrowego owal jest tor do mini-żużla. Na wyjeździe z pierwszego wirażu „brakuje” bandy. To wyjazd z parkingu. Coś takiego stosuje się też w Wielkiej Brytanii.
Polskiemu kibicowi żużla trudno nazwać obiekt w Silkeborgu stadionem. Pośrodku 330-metrowego owal jest tor do mini-żużla. Na wyjeździe z pierwszego wirażu „brakuje” bandy. To wyjazd z parkingu. Coś takiego stosuje się też w Wielkiej Brytanii. Jarosław Miłkowski
Dania, choć nie ma takich stadionów jak Polska, to raj dla kibica. Tory oddalone są o kilkanaście-kilkadziesiąt minut drogi. W sam raz, by być na trzech imprezach w ciągu dnia.

Za starty w tych zawodach zawodnicy nie biorą żadnych pieniędzy. My sami mamy ich niewiele. Utrzymujemy się z pieniędzy od miasta. Na rok mamy 250 tys. koron – opowiada mi Thomas Ulstrup. Jest szefem Silkeborg Speedway Club. Jego zawodnicy startują w 2. Dywizji, czyli trzeciej klasie duńskich rozgrywek żużlowych. Wraz z kolegami przyjeżdżam do Silkeborga, gdy ekipa Ulstrupa rywalizuje w czwórmeczu z drużynami z Grindsted, Holstebro oraz Randers. To jest nasza pierwsza przystawka przed głównym celem wyjazdu - finałem Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów.
Przyjeżdżając na obiekt w Silkeborgu, wychowany na wypasionych polskich stadionach kibic może być w niemałym szoku. Nie ma tu żadnej bramy wjazdowej, ochroniarzy przy wejściu… Wiele rzeczy jest tu nietypowych. Choćby godzina rozpoczęcia zawodów - 10.15. Żużel w Silkeborgu jest jak dodatek do śniadania. W menu klubowego baru, który jest nad wejściem w pierwszy wiraż, znajduje się nawet… ciepłe kakao. Jak na warunki duńskie, cena nawet przystępna, bo 5 koron. W przeliczeniu na złotówki – 2,85 zł. Korona duńska kosztuje 57 groszy.

Polskiemu kibicowi żużla trudno nazwać obiekt w Silkeborgu stadionem. Pośrodku 330-metrowego owal jest tor do mini-żużla. Na wyjeździe z pierwszego wirażu „brakuje” bandy. To wyjazd z parkingu. Coś takiego stosuje się też w Wielkiej Brytanii. Rozwiązanie bardzo praktyczne. Nie trzeba zatrudniać nikogo do otwierania i zamykania bramy. Tym bardziej, że obsługi nie ma tutaj tak dużo jak w Polsce. Thomas Ulstrup, szef klubu, w trakcie zawodów pełni funkcję kierownika parku maszyn. Zieloną chorągiewką daje zawodnikom znak do wyjazdu.

Polskiemu kibicowi żużla trudno nazwać obiekt w Silkeborgu stadionem. Pośrodku 330-metrowego owal jest tor do mini-żużla. Na wyjeździe z pierwszego wirażu „brakuje” bandy. To wyjazd z parkingu. Coś takiego stosuje się też w Wielkiej Brytanii.

W Danii żużel masz na śniadanie. W rękach trzymasz program i...

Trybun praktycznie nie ma. Kibice, w większości najprawdopodobniej rodziny i znajomi zawodników, oglądają zawody z tarasu przy klubowym barze. Na tarasie stoi kilka stołów, parę ławek. Kilkadziesiąt osób raczy się tu piwem i frytkami z majonezem. W barze można pooglądać zdjęcia zawodników z różnych lat.

- Najbardziej znanym naszym zawodnikiem był Alf Busk – mówi nam Steen, jeden z miejscowych działaczy. Busk w 1977 r. został pierwszym indywidualnym mistrzem świata juniorów.
Duńczycy są niezwykle serdeczni. Szef klubu zaprasza nas do robienia zdjęć z murawy, przedstawia sędziemu zawodów. Czujemy się jak w wielkiej żużlowej rodzinie.
Zaskakuje nas też sam arbiter. W trakcie przerw między seriami biegów wychodzi z wieżyczki. Tłumaczy nam, ile biegów może być rozegranych w meczu.

W Polsce to, by sędzia zszedł porozmawiać z kibicami jest nie do pomyślenia. W Danii to możliwe! Tu nie ma niezliczonych zakazów i nakazów, komisarzy torów. Można się poczuć jak na stadionach w Polsce przed kilkudziesięciu laty.
Sami zawodnicy to na dobrą sprawę pasjonaci. Mika Merijer, holenderski zawodnik ekipy Holstebro, musiał chyba spędzić noc przed zawodami w swoim kamperze. Gdy my wysiadamy po 8.00 z samochodu, on przeciąga się, wychodząc z wozu.
Jest też Thomas Sřrensen, ciemnoskóry zawodnik drużyny z Randers. Pośród 14 uczestników czwórmeczu jest najbardziej znany, bo jeździ także poza Danią. W polskiej drugiej lidze mógłby mieć kłopoty ze zdobywaniem punktu. Tu, w Silkeborgu, wygrywa trzy wyścigi, w ostatnim notuje defekt.

Sřrensen jeździ w drużynie z Jesperem Andersenem. Żartujemy, że to „Iversen”. Duńczyk jeździ bowiem w kevlarze Nielsa-Kristiana Iversena z 2006 r., gdy ten ścigał się jeszcze w Apatorze Toruń.

Przy okazji nieśpiesznych przygotowań do zawodów ucinam sobie pogawędkę z Thomasem Ulstrupem o finansach. Maksymalna stawka w najniższej lidze w Polsce za punkt to 650 zł.

- U nas za jeden punkt, i to w 1. Dywizji, zawodnicy dostają tylko 12 euro. Więcej można zarobić w superlidze. Jak ktoś jest Nicki Pedersenem, może wynegocjować dobry kontrakt. I tak nie są to takie pieniądze jak u was w Polsce – mówi Ulstrup, mieszkaniec Danii. Kraju, gdzie dwie półlitrowe coca-cole w sklepie przy autostradzie kosztują 35 koron, czyli prawie 21 zł. W promocji!
Urzeczeni atmosferą Silkeborgu po zawodach 2. Dywizji jedziemy do oddalonej o około 100 km miejscowości Esbjerg. Stąd pochodzi Iversen. Amatorzy zapachu metanolu mogą tu być wniebowzięci. Zawody odbywają się tu bowiem jedne po drugich.
O 10.00, gdy my byliśmy w środkowej Danii, tu – blisko Morza Północnego – rozgrywane były zawody 1. Dywizji. O 13.00 rozpoczyna się jednak czwórmecz… ligi oldbojów. W zawodach startują nie tylko panowie, którzy siwe mają nie tylko skronie. Jest też pani, Didde Frederiksen Pedersen – zawodniczka Holsted. Przy jej nazwisku zapisujemy w programie 15 punktów. To dlatego, że… sama jedyna wyjeżdża do wyścigu rezerwowych, których pozostałe trzy drużyny po prostu nie mają. W trakcie biegów dopinguje ją… mąż. Łatwo ich rozpoznać. Oboje mają podobne kevlary. Mąż ma na nim napis: Kevin, ona, tą samą czcionką: Didde. Z trybun, na których jest może z 20 osób, nietrudno zauważyć, jak przeżywają swoje starty. W Polsce widziałem już pod taśmą braci. Widziałem ojca z synem. Ale małżeńskiej pary to jeszcze w jednych zawodach nie oglądałem!

Polskiemu kibicowi żużla trudno nazwać obiekt w Silkeborgu stadionem. Pośrodku 330-metrowego owal jest tor do mini-żużla. Na wyjeździe z pierwszego wirażu „brakuje” bandy. To wyjazd z parkingu. Coś takiego stosuje się też w Wielkiej Brytanii.

W Danii żużel masz na śniadanie. W rękach trzymasz program i...

Stadion w Esbjergu może się podobać. Co prawda, plastikowe krzesełka są jedynie tuż przy starcie. Wzdłuż pozostałej części toru usypany jest jednak całkiem strony wał. Widok z niego jest doskonały. Podobne rozwiązania można spotkać także na innych duńskich torach, choćby w Slangerup. Powiedzmy sobie jednak otwarcie: to górna półka duńskich stadionów. Przykładowo – tor w Herning, gdzie zawody rozgrywane są kilka razy w roku, znajduje się na terenie… gospodarstwa. W Polsce prawdopodobnie nikt nawet nie dopuściłby takiego obiektu do rozgrywek ligowych.

Jeśli chodzi o stadion w Outrup, gdzie odbył się finał Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów (wystartował w nim Rafał Karczmarz z Cash Broker Stali Gorzów), to już prawdziwa żużlowa cywilizacja. Niczym w Gorzowie – są nawet loże dla VIP-ów, a także ogromny namiot, z którego, siedząc przy stole nad kolacją, można zerkać na żużlowe zmagania. Jest tu całkiem przyzwoite oświetlenie, a nawet elektroniczna tablica wyników. Podobnie jak większość torów w Danii, tor w Outrup położony jest jednak na odludziu, a wiatr daje się tu we znaki. Poddani Królowej Małgorzaty chodzą po trybunach nawet w T-shirtach. Ja cieszę się, że w drugiej połowie sierpnia mam ze sobą wełnianą czapkę. Od Morza Północnego wieje niemiłosiernie, a z pędzących szybko chmur co kilkadziesiąt minut spadają krople deszczu. W Polsce jest w tym czasie około 30 stopniu ciepła, tu niewiele powyżej dziesięciu. Nie ma się co jednak temu dziwić. Choć zaledwie ponad 700 km od Ziemi Lubuskiej, Dania to przecież Skandynawia…

POLECAMY RÓWNIEŻ PAŃSTWA UWADZE:

Gorzowianka Paulina Orzeł zajęła trzecie miejsce w konkursie Miss Startu 2018. W rywalizacji najpiękniejszych podprowadzających żużlowej PGE Ekstraligi zwyciężyła Sandra Muzalewska (Get Well Toruń), a druga była Roksana Wróbel (MRGARDEN GKM Grudziądz). Zobaczcie ich zdjęcia i pozostałych finalistek konkursu. Paulina Orzeł (CASH BROKER Stal Gorzów) w finale konkursu uzyskała prawie 23 procent głosów. Piąte miejsce zajęła Sara Krawczak z Falubazu Zielona Góra. WYNIKI KONKURSU MISS STARTU 2018:1. Sandra Muzalewska (GET WELL Toruń) – 24,603 proc. głosów2. Roksana Wróbel (MRGARDEN GKM Grudziądz) – 23,693 proc.3. Paulina Orzeł (CASH BROKER STAL Gorzów) – 22,859 proc.4. Kornelia Sikora (forBET WŁÓKNIARZ Częstochowa) – 8,937 proc.5. Sara Krawczak (FALUBAZ Zielona Góra) – 7,870 proc.6. Agnieszka Pawlusek (FOGO UNIA Leszno) – 5,167 proc.7. Angelika Mastela (GRUPA AZOTY UNIA Tarnów) – 5,075 proc.8. Paulina Majcher (BETARD SPARTA Wrocław) – 1,796 proc. POLECAMY RÓWNIEŻ PAŃSTWA UWADZE:Koniec sezonu dla Patryka Dudka! Falubaz znów osłabiony

Poznaliśmy Miss Startu. Trzecie miejsce dla podprowadzającej...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska