Co nam daje szczęście? Jednemu deszcz banknotów z nieba. Drugiemu pole golfowe, zaczynające się na fiordzie, a kończące hen, za cmentarzem. Innemu - buty rozmiar 50, to nic, że sportowe, byle dało się w nich zagrać w kościele na ślubie przyjaciela...
Najnowszy film Baltasara Kormakura (rocznik 1966), najbardziej znanego dziś, m.in. przez "101 Reykjavik", islandzkiego reżysera, to tragikomedia. Żona wykładowcy popada coraz bardziej w obłęd. Kobieta czuje się niekochana, do tego jest niespełnioną artystką. Jej mąż rozpoczyna romans ze swoją studentką...
Ale kadry "White Night Wedding" - pomimo że akcja rozgrywa się na Islandii, gdzie domostw niewiele - zapełniają się całą galerią różnych typów: niespełnionych marzycieli, dziwaków, samotników. Wszystkich dręczy ludzki pęd ku szczęściu, a to niczym welon porwany z głowy panny młodej - ulotne jest i... No właśnie: jeśli ktoś mówi, że przez 10 minut był szczęśliwy, to jest idiotą - pana w filmie.
Może te myśli (również, że szczęściem jest jego poszukiwanie, a nie osiągnięcie) nie są prawdą odkrywczą, ale islandzki film tak uroczo porywa wyspiarskim pejzażem, zaskakuje zmianami fabuły, po czesku rozbawia, że wychodzimy dziś z kina Świteź podbudowani. Rozpamiętując najlepsze sceny jak np. ślub w morzu, gdzie księdza dźwiga dwóch świadków.
Podbudowani również tym, że na znakomitej islandzkiej Białej Nocy Lubskie Lato Filmowe się nie kończy, a dopiero zaczyna. Dziś o 22.30 w amfiteatrze amerykańskie "Moje samobójstwo".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?