Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Głogowie przyjaciele z podwórka zginęli w pożarze

Anna Białęcka 76 833 56 65 [email protected]
Przed bramą na podwórko przy ul. Poczdamskiej od kilku dni palą się znicze. Przypominają o tragedii, do jakiej doszło tu w sobotę, 5 lutego.
Przed bramą na podwórko przy ul. Poczdamskiej od kilku dni palą się znicze. Przypominają o tragedii, do jakiej doszło tu w sobotę, 5 lutego. fot. Anna Białęcka
- To byli fajni, normalni chłopcy, nierozłączni przyjaciele - wspomina Mirosław Gaczyński z klubu Basket Głogów. - Michał trenował u nas koszykówkę. A Marek i Mirek dopingowali go na każdym meczu.

Ta tragedia porusza każdego. Przed wejściem na podwórko kamienicy, w której doszło do dramatu, od soboty palą się znicze. Ludzie zatrzymują się, cicho rozmawiają.
Tydzień temu w pożarze piwnicy przy ul. Poczdamskiej w Głogowie zginęło dwóch 17-latków, trzeci jest w bardzo ciężkim stanie. Walczy o życie we Wschodnim Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej.

To straszne, jak zły sen...

- To byli prawdziwi przyjaciele, zawsze trzymali się razem, już od podstawówki - tak o Michale, Marku i Mirku mówią koledzy z "mechanika", gimnazjum i z podwórka.
Noc z piątku na sobotę też spędzali razem. Spotkali się w piwnicy budynku, w którym mieszkał Mirek. Piwnica należy do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Od lat zamknięta na cztery spusty. Chłopcy wchodzili tam przez wybitą szybę.
- Kiedyś znajdował się tu depozyt rzeczy pozostałych po eksmisjach, ale od dziesięciu lat nie była wykorzystywana - informuje Marek Rychlik, dyrektor ZGM-u. - Zamknięta na kłódkę, a na noc zamykana była też brama na to podwórko. Nikt z naszego zakładu nie mógł nawet przypuszczać, że tam spotykają się młodzi ludzie. Czy ktoś inny o tym wiedział? Pewnie tak.
- To było takie miejsce, gdzie można było pogadać, poćwiczyć - opowiada 15-letni Kuba, który przyjaźnił się z Mirkiem. Gdy pytam o kolegów, płacze. - Nie mogę uwierzyć, że oni nie żyją. To straszne, jak zły sen...
- O sobotnim pożarze powiadomili nas mieszkańcy pobliskiego bloku o 6.40 - mówi Paweł Dziadosz, rzecznik strażaków. - Na miejscu okazało się, że pali się piwnica. Drzwi wejściowe były zamknięte. Strażacy działali niemal po omacku, bo wszędzie były ciemności, tam na dole nie ma żadnego okna. A ponadto było pełno dymu, panowała bardzo wysoka temperatura.

Gdy strażacy gasili ogień, usłyszeli łomotanie do jednych z drzwi piwnicy. - Kiedy je otworzyliśmy, znaleźliśmy leżącego na ziemi chłopaka - wspomina Dziadosz. - Był przytomny, ale taki... odpływający. Powiedział nam, że w piwnicy są też jego koledzy.
Mimo bardzo silnego zaczadzenia i zadymienia, strażacy szybko odnaleźli dwóch pozostałych chłopców. Obaj dawali oznaki życia. Niestety, już około 10.00 było wiadomo, że dwóch nastolatków nie przeżyło. Marek i Michał zmarli w szpitalu. Mirek w stanie stabilnym został przetransportowany helikopterem do lecznicy w Łęcznej.
- Zaczadzenie było tak duże, że gdy mierzyliśmy jego stężenie w piwnicy trzy godziny po wezwaniu, było sto razy większe niż dopuszczalna norma - podkreśla Dziadosz.

Minuta ciszy i chwila refleksji

Michał został pochowany na cmentarzu przy ul. Legnickiej, mszę odprawiono w środę w kaplicy przy ul. Świerkowej. W ostatniej drodze, poza rodziną i bliskimi, towarzyszyli mu głównie młodzi ludzie - przyjaciele i koledzy ze szkoły i podwórka. Wielu płakało.
- Michał był bardzo fajny, taki normalny chłopak, wesoły, jak my wszyscy. Grał w kosza w Baskecie - młodsi koledzy z podwórka Kacper, Maja, Kasia i Gosia wspominają go ciepło. - Razem chodziliśmy do szkoły. My jesteśmy jeszcze w gimnazjum.
Marek spoczął na cmentarzu przy ul. Świerkowej.
Trzech przyjaciół z podwórka do gry w kosza zachęcił Mirosław Gaczyński. - Wypatrzyłem ich w ubiegłym roku w Gimnazjum numer 1 - opowiada. - Przekonałem, by spróbowali sił w klubie Basket. Do zespołu trafił Michał, był dobry. Marka, ze względu na wzrok, a także Mirka nie powołaliśmy. Ale chętnie przychodzili na treningi, dopingowali Michała na meczach.
Trener pamięta, że chłopcy byli bardzo pogodni i weseli. - Zawsze razem, prawdziwi przyjaciele, uczynni i mili - wylicza Gaczyński. - To, co się stało, to wielka tragedia.

Wszyscy byli uczniami pierwszych klas Zespołu Szkół Zawodowych, powszechnie nazywanego "mechanikiem". - O tragedii dowiedzieliśmy się z mediów - przyznaje Czesław Czupryniak, dyrektor. - To był szok. Zajęcia rozpoczęliśmy minutą ciszy i chwilą refleksji nad tym, co się stało.
Czupryniak zapewnia, że w pierwszych dniach po tragedii szczególną opieką zostali otoczeni uczniowie klas Marka i Michała. Z młodzieżą rozmawiali wychowawcy i pedagodzy. - Odwołaliśmy wszystkie szkolne uroczystości - dodaje dyrektor. - Została ogłoszona żałoba do czasu pogrzebów.
Na szkolnym korytarzu stoi tablica z kirem i zdjęciami Marka i Michała. Pod nią palą się znicze.
- To byli normalni chłopcy - mówią nauczyciele. - Pełni życia, radośni.
- Nie było z nimi żadnych problemów wychowawczych - podkreśla dyrektor. - Rodzice mieli dobry kontakt ze szkołą. Jeden z tragicznie zmarłych uczniów był wiceprzewodniczącym klasy, wszyscy grali w szkolnej drużynie koszykówki.

Dlaczego?!

Ta tragedia to teraz główny temat rozmów w wielu domach. - Dlaczego musiało dojść do takiego nieszczęścia? - pytają ludzie. Na odpowiedź trzeba jeszcze poczekać. Prokuratura rejonowa wciąż prowadzi śledztwo.
- Czekamy na opinie biegłych - informuje Marek Wójcik, prokurator. - Sekcja zwłok potwierdza wcześniejsze przypuszczenia, że powodem śmierci nastolatków było zaczadzenie. Ale na ostateczne wyniki trzeba jeszcze poczekać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska