RANTY I LANCE
RANTY I LANCE
Za nami tydzień Wielkiej Pętli. Czas na pierwsze podsumowanie. Przede wszystkim zaskoczyła mnie słabość peletonu w walce z uciekinierami. Dotychczas najczęściej bywało tak, że z chirurgiczną precyzją duża grupa wchłaniała śmiałków na 10 km przed metą. A potem do głosu dochodzili ci, którzy rozprowadzali sprinterów. Teraz albo ledwie ich łapała na ostatnich metrach, albo w ogóle przegrywała. Powód? Być może ten sam, który decydował także o tym, że po raz pierwszy od dawna wielobarwny "wąż" pękał pod naporem wiatru. Nie pamiętam Touru, w którym tak dużą rolę odgrywałyby ranty. Myślę, że kolarstwo stało się czystsze (już słyszę chichot niektórych kolegów redakcyjnych). Żeby było jasne, nie wierzę w peleton krystaliczny jak łza. Ale te dwa zjawiska, o których wspomniałem wyżej są dla mnie tego ewidentnym dowodem, że pieczołowite kontrole w latach ubiegłych oraz spektakularne wpadki na "koksie" zrobiły swoje. Inaczej po prostu tego nie umiem wytłumaczyć. Przed laty tylko wielkie wzniesienia były w stanie rozbić peleton na małe grupki. Tym razem w pierwszym tygodniu - paradoksalnie - ciekawiej było na płaskich etapach, niż tych najeżonych pirenejskimi szczytami.
Po jednej trzeciej trasy nie sposób nie wspomnieć o wielkim powrocie Lance`a Armstronga. Nie należę do fanów Teksańczyka. Kiedy rywalizował o zwycięstwo z Janem Ullrichem, byłem jednym z tych, którzy ściskali z całych sił kciuki za powodzenie Niemca. Ale honory trzeba Amerykaninowi oddać. Kilku Czytelników dzwoniło do mnie i pytało: no i gdzie ten wielki Armstrong? Odpowiadam: słuchajcie, facet przez trzy lata nie ścigał się w żadnym z wielkich wyścigów. Ba, on się nigdzie nie ścigał. Miał prawo przytyć ładnych parę kilo i mieć to wszystko w nosie. Co robi po latach przerwy? W Giro d`Italia jeszcze z trudem się zabierał z najlepszymi. Często oglądał ich plecy. Ale na Tourze na razie nikt, oprócz Contadora nie potrafił mu uciec w górach. A gdyby nie 200 tysięcznych sekundy, założyłby żółty trykot. Należy się wielki szacunek, a jestem pewien, że "Livestrong" jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Nie ma co, na diametralne zmiany w klasyfikacji generalnej przyjdzie nam poczekać aż tydzień. Czyli do momentu wjazdu peletonu w Alpy.
Pirenejskie szczyty główni kandydaci do zwycięstwa przejechali wyjątkowo spokojnie. Choć niespodziewany lider z Włoch miał tylko kilka sekund przewagi nad największymi faworytami, to bez trudu utrzymał prowadzenie.
Scenariusze etapów w sobotę i niedzielę były bliźniaczo podobne. Zaraz po starcie odskoczyli nieźli górale, ale nie tacy, którzy mogliby coś zdziałać w "generalce". Faworyci zaś oglądali się na siebie i czekali. Pytanie tylko: na co? Bo jeśli tak dalej potoczy się wyścig, to o kolejności na podium na Polach Elizejskich zadecyduje jazda na czas.
Chyba, że możni tego wyścigu oszczędzają siły na przedostatni etap i wspinaczkę na słynny wulkan Mont Ventoux. Pożyjemy, zobaczymy...
A wracając do weekendowego ścigania. Nawet na słynnym Col du Tourmalet niewiele się działo. Dlaczego? Nie potrafię znaleźć innego wytłumaczenia, jak to, o którym pisałem kilka dni temu - siła Astany.
Bo popatrzcie, załóżmy, że np. atakuje wiecznie drugi Australijczyk Cadel Evans. Męczy się, wysila, próbuje. W pościg rusza za nim znakomity w górach Adreas Kloden. Niemiec traci siły, zmienia go jeszcze lepszy góral Levi Leipheimer. A Lance Armstrong, nie mówiąc już o Alberto Contadorze, po prostu jadą sobie za swoimi "gregario". I komu zostaje najwięcej sił końcówce?
No właśnie, oczywiście liderom ekipy z Kazachstanu. Myślę, że jeśli ktoś zaatakuje, to jedynie z ekipy Cervelo. Choć Carlos Sastre na razie nie jedzie imponująco. Stawiam też na atak któregoś z braci Schlecków (Saxo Bank). Andy pierwszy ruszyłw pościg za Contadorem na szczyt w Andorze Arcalis, na innych podjazdach wygląda świeżo. Tylko czy to wystarczy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?