Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gorzowie lekarz odmówił pomocy (mp3)

Henryka Bednarska
Przy łóżku Rozalii Kroczak ciągle czuwa rodzina. Wczoraj przed południem byli córka Genowefa Chaszczewska i wnuk Rafał
Przy łóżku Rozalii Kroczak ciągle czuwa rodzina. Wczoraj przed południem byli córka Genowefa Chaszczewska i wnuk Rafał fot. Krzysztof Tomicz
Wnuk ciężko chorej Rozalii Kroczak musiał zadzwonić na pogotowie, mimo że kobieta była już w szpitalu. Lekarz odmówił przyjęcia pacjentki, bo nie przywiozła jej karetka.

- Dlaczego dzwoni pan do pogotowia, jak pan jest w szpitalu? - Bo pan doktor powiedział, że jak karetka nie przywiezie, to on nie może przyjąć. Dlatego proszę o karetkę pod szpital, żeby lekarze wprowadzili babcię - prosił wnuk ciężko chorej Rozalii Kroczak.

Karetka przejechała około 2 km do szpitala, bo lekarz lecznicy odmówił zbadania pacjentki, którą miał u siebie na oddziale. - Załapało mnie tak, że nie mogłam oddychać - powiedziała nam wczoraj pacjentka.

A pomoc nie nadchodziła
Wróćmy do soboty. Jest 9.56. Dyspozytorka pogotowia odbiera telefon. - Jestem w szpitalu, przywiozłem babcię, źle się czuje ma duszności, leczy się na zapalenie płuc - mówi Rafał Kroczak. Dyspozytorka nie może uwierzyć, że lekarz nie chce zając się pacjentką. - Panie, to karygodne! - mówi. Prosi o interwencję lekarza dyżurnego w sztabie kryzysowym wojewody. Ten rozmawia z dyżurującym w lecznicy. To nic nie daje! Kolejny telefon Rafała do pogotowia. Dyspozytorka mówi, że za chwilę lekarz dyżurny ze szpitala zbada pacjentkę. Nie bada. Rafał znów łączy się z pogotowiem. W rozmowie z dyspozytorką mówi, że dyżurujący lekarz powiedział mu: "I co? Miało pogotowie przyjechać. Bało się?".

Mimo absurdu sytuacji o 10.13 dyspozytorka decyduje się wysłać karetkę do szpitala. Lekarz z pogotowia bada panią Rozalię na szpitalnym oddziale ratunkowym! Decyduje, że ma zostać w lecznicy. Stwierdza niewydolność krążenia z migotaniem przedsionków (ustaliliśmy: skurczowe ciśnienie krwi sięgnęło aż 220, a norma to 140). Rozalia Kroczak trafia na salę ,,R'' oddziału wewnętrznego. To oddział intensywnego nadzoru.

- Nie wiedzieliśmy, czy to nie jest zawał. Została przyjęta z powodu przewlekłej niewydolności krążenia - mówi ordynator wewnętrznego Zofia Zadrożna. Jej zdaniem nie było zagrożenia życia pacjentki. Wczoraj zdecydowała o jej przeniesieniu do zwykłej sali.

Taki oddział lepiej zlikwidować

Rafał jest w szoku. - Człowiek człowiekowi nie odmówi pomocy, a tu lekarz... Żeby nie zbadał! Siedzi za biurkiem i mówi, że takie procedury - opowiada.

Lekarz Andrzej Szmit współtworzył ustawę o oddziałach ratunkowych. - W tej ustawie nie ma ani słowa o tym, że pacjentem staje się ktoś dopiero przywieziony przez karetkę! Oddział jest od tego, żeby przyjmować pacjentów z zagrożeniem życia. W tym przypadku tak było. Jak może być ważny sposób dostarczenia pacjenta?! Jeśli odwiedzający kogoś na okulistyce zesłabnie, też ma przyjechać pogotowie i mu pomóc? - pyta zdenerwowany. Jego zdaniem taki oddział ratunkowy należy rozwiązać. - Zaoszczędzone 6,5 tys. zł dziennie - wylicza.

Postępowanie lekarza wprawiło w osłupienie dyrektora wydziału zarządzania kryzysowego w urzędzie wojewódzkim. Jarosław Śliwiński mówi, że wojewoda Helena Hatka już wysłała pisma do dyrekcji szpitala i do funduszu zdrowia, by zbadał sprawę. Zdaniem lekarza koordynatora ds. ratownictwa w Lubuskiem Tadeusza Maślanego to kuriozalna sytuacja. - Nie może być tak, że karetka jedzie na teren szpitala, że lekarz nie bada pacjenta. Jeśli jest duszność, trzeba zbadać - twierdzi. - Nie chciałbym być na miejscu tej chorej.

W funduszu zdrowia też mówią jasno, że lekarz nie mógł odmówić pomocy, a oddziały ratunkowe są od tego, żeby pomagać pacjentom z zagrożeniem życia lub zdrowia. - Zażądamy wyjaśnień - mówi rzeczniczka Sylwia Malcher-Nowak.

Szpital wyjaśnia

Tymczasem rzecznik szpitala twierdzi, że chora nie była w stanie zagrażającym życiu i powinna pójść do ambulatorium. Wie to od kolegów lekarza dyżurującego w sobotę. - Zbieramy informacje, czekam na pełne wyjaśnienia, także dyżurującego lekarza - mówi Krzysztof Cichowlas. Prosiliśmy rzecznika o telefon do lekarza. Odmówił. W szpitalu wczoraj go nie było.

Córka starszej kobiety Genowefa Chaszczewska nie wierzy, że coś takiego zdarzyło się naprawdę. - To nie do pomyślenia - kiwa głową. Rozalia Kroczak czuje żal: - Lekarz nawet nie zapytał mnie, jak się czuję. Byłam jak nieprzytomna, myślałam tylko, żeby nie dostać zawału.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska