Pani Renata ma na nogach niebieskie kalosze. Obok jej nóg pełno worków, też niebieskich. I góra piachu. Taka mniej więcej do szyi kobiety. Pani Renata i jej kilkunastu sąsiadów napełniają worki piachem w okolicy jej domu. W szklanych drzwiach z nosami przylepionymi do szyb stoją dwa duże psy. Co widzą? Że praca wre na całego. I to od kilku godzin.
Czytaj też: Wody gruntowe podmywają domy w Rzepinie (zdjęcia)
- Ostatnio woda podeszła nam pod samą ścianę. A sąsiad obok ma zalaną całą piwnicę. Zresztą prawie każdy na tej ulicy ma zalaną piwnicę lub podwórko. Najgorzej, że mieszkają tu w większości starsi ludzie. No ale jakoś sobie pomagamy - opowiada pani Renata. Jej podwórko to jedno wielkie bagno. W zwykłych "adidasach", jakie mam na sobie, lepiej tu nie wchodzić. Pomogłyby jedynie kalosze, choćby te niebieskie od pani Renaty.
Na podwórku czuć także nieprzyjemny zapach z wybijającej kanalizacji. - Najgorzej, że walczymy z wodą gruntową. Pompujemy ją z okolicy domu w dalszą część podwórka. Wiem, że to syzyfowa praca, ale co robić. Może w środę czy w czwartek wróci mróz i to wszystko trochę zwiąże - mówi kobieta.
Z ulicy Zachodniej jadę samochodem w stronę ulicy Zielnej. - Uwaga, bo auto może się zakopać - ostrzega mnie jedna z pracujących przy workach pań. Po drodze widzę wielkie skupiska wody. Jakby takie małe jeziora. Woda, woda i jeszcze raz woda. Droga to tragedia. Jedzie się po samym błocie. W pewnym momencie muszę zostawić auto i ruszyć pieszo do domów prawie odciętych od świata. Przedzieram się po wodzie, lodzie i kamieniach.
Spotykam Łukasza Golczaka. Tu mieszkają jego rodzice, a on sam prowadzi mechanikę pojazdów Automotogoli. W warsztacie kałuże, kilka samochodów i pompa. Na zewnątrz dwie pompy. - Kupione w sklepie. Działają tak od dwóch miesięcy przez 24 godziny na dobę. Inaczej w ogóle nie dałoby rady tu pracować - mówi pan Łukasz. I dodaje, że takie warunki to dramat. - Człowiek, zamiast spokojnie przyjść do pracy, od rana musi myśleć o wodzie. Woda i woda... - opisuje swoją codzienność mężczyzna.
Dzisiaj z samego rana zadzwonił do Jana Figury, dyrektora wydziału zarządzania kryzysowego. Poprosił o zrobienie czegoś z drogą do jego domu i warsztatu, bo nie da się tu dojechać. - Robotnicy byli po dwóch godzinach. Słowa uznania dla pana Figury - mówi. I pokazuje na wielką ciężarówkę, która wysypuje kamienie na zalaną drogę, dzięki czemu ma być ona przejezdna.
Przy ul. Kobylogórskiej spotykam kilku walczących z wodą strażaków. Zatkali oni część studzienek, a później pompowali wodę. - Aż do Kanału Siedlickiego - tłumaczy Krzysztof Nowak, zastępca dowódcy JRG nr 1 w Gorzowie.
Poziom Warty dzisiaj o 15.30 wynosił 538 cm. To osiem centymetrów więcej niż wczoraj. A stan alarmowy zaczyna się już przy 425 cm. - Zalanych jest 75 budynków. Wzmacniamy wały, układamy worki z piaskiem, nurkowie korkują studzienki kanalizacyjne - mówił nam dzisiaj koło południa Wojciech Frączkiewicz, dyżurny w Komendzie Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Gorzowie. Dodał, że na razie nikogo nie ewakuowano, ale miasto jest na to przygotowane.
- Mamy temperatury dodatnie, więc woda spływa do rzek, podnosi się ich poziom. Ale sytuacja jest pod kontrolą, wały są w dobrym stanie - powiedziała nam także Urszula Śliwińska-Misiak, rzeczniczka wojewody lubuskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?