Mołdawianina Nikołaja Kondratewicza Kożuchara do wojska radzieckiego wcielili dopiero w 1944 r. On sam miał wtedy już 45 lat. W 1941 r., kiedy Niemcy napadli na ZSRR, pod broń nie poszedł, bo był wątłego zdrowia, miał problemy z ramieniem. Ale trzy lata później, gdy Rosjanie rozpoczęli zwycięski pochód na zachód, do wojska brali wszystkich. 15 marca 1945 r. rodzina Nikołaja Kondratewicza dostała list ze sztabu wojska z informacją, w jakim oddziale znajduje się ich bliski. Niestety, 23 kwietnia żołnierz zginął w walkach w pobliżu miasteczka Seelow niedaleko Kostrzyna. Do triumfalnego wejścia do Berlina i tym samym zakończenia wojny brakowało tak niewiele...
Przez 66 lat jego rodzina wiedziała jedynie tylko tyle, że Nikołaj Kondratewicz zginął podczas wojny na terenie województwa branderburskiego w Niemczech. Przez 66 lat bliscy żołnierza mieli jedynie kawałek papieru, na którym armia potwierdza im, że Nikołaj nie żyje. Aż w końcu dwa lata temu rosyjskie archiwum państwowe odpisało wnukowi Kożuchara - Anatolijowi Wasiljewiczowi Tuz, że jego dziadek jest pochowany w naszym Kostrzynie. 50-letni Anatolij od 1981 r. mieszka w Moskwie, gdzie przyjechał jeszcze na studia. Mężczyzna za punkt honoru wziął sobie, że pozna losy swego dziadka. Na informacje czekała szczególnie pani Natalia - matka Anatolija i córka Nikołaja.
A. Tuz prośbę o kolejne informacje wysłał do ambasady rosyjskiej w Polsce. W poszukiwania zaangażowało się biuro Polskiego Czerwonego Krzyża, które w podobnych przypadkach pomogło już tysiącom osób. Pismo do PCK w sprawie miejsca spoczynku Kożuchara warszawskie przedstawicielstwo Ministerstwa Obrony Rosji ds. organizacji i zarządzania działań wojskowo-memorialnych wysłało we wrześniu 2009 r. Rok później Czerwony Krzyż ustalił już losy dziadka Anatolija. Okazało się, że został on najpierw pochowany w Kostrzynie, lecz po wojnie jego szczątki, jak i innych żołnierzy Armii Radzieckiej, zostały ekshumowane na gorzowski cmentarz przy ul. Walczaka. Spoczęły w mogile nr 244, ponieważ nazwisko poległego nie figurowało w imiennej ewidencji.
A. Tuz list, na który jego rodzina czekała 66 lat, dostał w marcu tego roku. Od razu zaczął organizować wyjazd do Polski. Po otrzymaniu wizy, 25 kwietnia wylądował w Poznaniu, a stamtąd dotarł do Gorzowa. Poszedł do oddziału PCK. - Obeszliśmy dokładnie cały cmentarz, sprawdzając, czy może nazwisko jego dziadka nie znajduje się na innej mogile - opowiada Zofia Turko, wiceprezes zarządu rejonowego PCK. Na pomniku z nr 244 znajdują się dwie tabliczki z 13 nazwiskami oraz dopiskiem: 56 bezimiennych. Dziadek Anatolija znajduje się w tej grupie, dlatego gościowi z Moskwy zależało, by nazwisko Kożuchar pojawiło się na mogile. - Gdyby dziadek został pochowany w pojedynczym grobie, chcieliśmy jego szczątki przenieść w rodzinne strony - zdradza Anatolij. - Ale jest w zbiorowej mogile, więc nazwisko na tabliczce musi wystarczyć.
Rosjanin i Z. Turko w magistracie usłyszeli, że nazwisko dziadka zostanie dopisane na tabliczce podczas najbliższych prac. - Anatolij był u nas na kolacji. Chciałam, by poznał miasto, więc zwiedziliśmy je tramwajem. Bardzo się wzruszył - opowiada wiceprezes gorzowskiego PCK, do której w tym tygodniu, na prywatne zaproszenie, przyjeżdża ukraińska rodzina. Oni sześć lat temu na cmentarzu przy Walczaka także odnaleźli grób swego dziadka. - Mogił poszukuje trzecie pokolenie bliskich zabitych żołnierzy. Powinniśmy im pomagać, choćby po to, by poczuli naszą wrażliwość i zrozumienie. To w tych trudnych czasach także misja godzenia narodów, które przez lata żyły zwaśnione - podkreśla Z. Turko.
Anatolij tuż przed wyjazdem z Gorzowa wziął garść ziemi spod mogiły, którą obiecał matce. Zanim dotarł do Moskwy, zatrzymał się w Mołdawii, gdzie podarował ją pani Natalii. Może w przyszłym roku ponownie odwiedzi grób dziadka. - Ale już nie sam. Przywiozę synów - obiecuje.
Zofia Turko cmentarz przy ul. Walczaka nazywa "miejscem śpiących żołnierzyków". - W dzień zmarłych zapalam znicze na mogiłach, gdzie zostało pochowanych najwięcej osób. Wyciszam się. To miejsce zmusza do refleksji - mówi.
Biuro poszukiwań przy Polskim Czerwonym Krzyżu powstało w 1919 r. Zajmuje się ono m.in. poszukiwaniami osób zaginionych w wyniku konfliktów zbrojnych, mogił wojennych w kraju i za granicą czy pomaga w ekshumacji ofiar wojny. Od 1945 r. dzięki działalności PCK odnalazło się 620 tys. osób. Organizacja wystawiła też 210 tys. zaświadczeń potwierdzających losy wojenne lub śmierć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?