Wygląda to tak, że młodzi chodzą do zawodówki, a w warsztacie odbywają trzyletnią praktyczną naukę zawodu. Zajęcia mają dwa razy w tygodniu, a w trzeciej klasie trzy dni, potem mają egzamin teoretyczny i praktyczny i po zdaniu dostają dyplom czeladnika.
Mogą z tym dyplomem pracować u kogoś, albo otwierać własną firmę i po latach ubiegać się o dyplom mistrzowski.
- Naprawiam różnego rodzaju silniki elektryczne, mam bardzo dużo zleceń i roboty i tacy młodzi praktykanci są mi bardzo potrzebni. Tyle że od kilku lat mam ich coraz mniej. Kiedyś miałem nawet piętnastu z różnych klas, dziś mam tylko dwóch z trzeciej klasy i nie wiem czy od nowego roku szkolnego dostanę następnych - mówi P. Kuś.
Przyczyna jest jedna - upadek szkolnictwa zawodowego i zastąpienie go technikami czy liceami profilowanymi, po ukończeniu których młodzież jeśli nie idzie na studia, trafia głównie na bezrobocie. - U mnie mogą się nauczyć konkretnego fachu, na który jest ogromne zapotrzebowanie. A nawet jeśli nie znajdą pracy w Polsce, to na zachodzie takich fachowców przyjmują od ręki - zapewnia Kuś.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?